Seksmisja i inne misje Olgierda Łukaszewicza
Wybitny aktor Olgierd Łukaszewicz ponownie odwiedził Łomżę. Podczas spotkania w Miejskiej Bibliotece Publicznej wystąpił w podwójnej roli: promował książkę „Seksmisja i inne moje misje” oraz swą fundację My Obywatele Unii Europejskiej. Dlatego pierwszą część spotkania poświęcono jego starszym i nowym rolom, w tym w kultowej „Seksmisji” czy nagrodzonej na niedawnym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych „Jak pies z kotem”. Później zrobiło się już politycznie, a gorąca dyskusja pomiędzy jedną eurosceptyczką, a licznymi zwolennikami pozostania w Unii miała bardzo nerwowy przebieg.
Olgierd Łukaszewicz przyjeżdża do Łomży regularnie. To tu w czerwcu 1981 roku poznał Czesława Miłosza, bywał jako prezes Związku Artystów Scen Polskich na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Walizka czy występował – ostatnio podczas Nocy Muzeów 2015 z monodramem „A kaz tyz ta Polska, a kaz ta?” według własnego scenariusza. W bibliotece promował wywiad-rzekę, zapis rozmowy z krytykiem teatralnym Tomaszem Miłkowskim, ukazującej jego dotychczasowe życie, karierę i obecną działalność pozaartystyczną. Od dzieciństwa w Chorzowie, początków zainteresowania aktorstwem, debiutu filmowego w „Dancingu w kwaterze Hitlera” przed 50 laty, przez słynne role w śląskich filmach Kazimierza Kutza, późniejsze u Andrzeja Wajdy czy w „Seksmisji” Juliusza Machulskiego, która dała mu największą, trwającą do dziś popularność – również poza granicami Polski.
– Po raz pierwszy na ekranie zobaczyłem siebie w naszym dziecinnym pokoju – wspominał Olgierd Łukaszewicz. – Była wtedy moda ma malowanie ścian w tzw. „pikasy” i mama pozwoliła wśród nich wymalować ekran, bo brat wyświetlał już na nim Kroniki Filmowe – dźwiękowo! Pod łóżkiem były schowane projektory, dwie kamery 16-stki, ósemka – trochę z Pałacu Młodzieży w Katowicach, trochę od ZBoWiD-owców, powstańców śląskich. I nakręciliśmy wspólnie jeden film, według mojego scenariusza, ale mówił mi: „widzisz, jak ty grasz?!”.
Mimo tego, że według brata nie nadawał się do aktorstwa Olgierd Łukaszewicz zrobił karierę, a z Jerzym spotykał się wielokrotnie na planie filmowym, choćby słynnej „Seksmisji”.
– To była piękna przygoda – mówi Olgierd Łukaszewicz. – Mój brat był operatorem tego filmu, my z Jurkiem Stuhrem mieliśmy takie tło krakowskie, tamtej szkoły, ale nigdy nie przypuszczałem, że ten film przetrwa i stanie się tak popularny. Od tego czasu nosiłem ksywę Wiaderny – od tego, że jak już nie było pomysłu co dalej, to brat mówi „noga do wiadra i grabie”, czyli mam nadepnąć na jakąś szczotkę i szczotka wali mnie w łeb.
Aktor wspominał też inne, improwizowane sceny z filmu, jak na przykład słynną kwestię Maksa:
„Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę”. Sporo czasu poświęcił też pracy w Austrii i Niemczech, gdzie występował przez osiem lat, gdy w PRL-u końca lat 80. nie miał odpowiednich propozycji. Opowiadał też o swej najnowszej roli w filmie „Jak pies z kotem” Janusza Kondratiuka, w którym gra brata reżysera, nagrodzoną za drugoplanową rolę męską podczas 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. – Iga Cembrzyńska, żona Andrzeja, od początku w charakteryzatorni mówiła do mnie „Jędruś”, bo włosy mi kręcili, charakteryzowali, brodę hodowałem – mówi Olgierd Łukaszewicz. – I ona nie była w stanie grać siebie w tym filmie, nie umiała tego wszystkiego poskładać, bo co spojrzy na mnie – „Andrzej”. Jeżeli więc wywołałem w najbliższych osobach skojarzenia z autentykiem, to jest już jakaś magia.
W drugiej części spotkania nie było już tak dobrej atmosfery. Dyskusja o działalności fundacji My Obywatele Unii Europejskiej im. Wojciecha B. Jastrzębowskiego wywołała sporo emocji, głównie za sprawą jednej uczestniczki spotkania, zwolenniczki premiera Mateusza Morawieckiego, według niej „wybitnego męża stanu” i „najwybitniejszego premiera w historii Polski”, która najwyraźniej nie do końca rozumiała o czym się mówi, ale głos zabierała kilkakrotnie. Olgierd Łukaszewicz mówił zaś o tym, że fundację założył po tym, jak został zaproszony do Belwederu na dyskusję o teatrze i prowadzący powiedział, że Unii Europejskiej udało się to, co nie udało się Adolfowi Hitlerowi, że Niemcy chcą nas zaanektować, a my mamy za dużo wolności, a za mało religii.
Dlatego na patrona fundacji wybrał XIX-wiecznego pozytywistę, a jej działania mają uzmysłowić Polakom, że wykluczenie ze zjednoczonej Europy nie będzie dla nas korzystne, bo zostaniemy daleko w tyle, zdani tylko na siebie i pozbawieni szans na jakikolwiek rozwój.
– Wejście do Unii jest to coś na miarę epok, wieków! – mówił Olgierd Łukaszewicz. – Jeśli to zniszczymy, nasi następcy będą nas przeklinać, dlatego prosiłbym, żeby ta cała nasza dyskusja nauczyła nas odpowiedzialności – żyjcie i budujcie nowy świat!
Wojciech Chamryk