Pianista-wirtuoz i klasyka na jazzowo
Utalentowany pianista młodego pokolenia Artur Sychowski zachwycił publiczność sobotniego koncertu podczas XXIV Międzynarodowego Festiwalu Muzyczne Dni Drozdowo-Łomża. Znany z licznych występów w Europie, USA i Zjednoczonych Emiratach Arabskich solista wykonał klasyczne i autorskie kompozycje, wzbogacając je licznymi improwizacjami, wykraczającymi poza sztywne schematy zapisów nutowych muzyki klasycznej i trzykrotnie bisując. – Każda dziedzina muzyki: opera, jazz czy klasyka to są ramy, a ja jestem człowiekiem, który nie boi się poszerzać tych ram i łączyć muzyki z czymś więcej: czymś, co pobudza wyobraźnię, co otwiera serca, wpływa uzdrawiająco na duszę i daje katharsis! – mówi Artur Sychowski.
Świetnych pianistów, by wymienić tylko Andrzeja Nanowskiego, Pawła Lipskiego, Annę Mikolon, Macieja Gańskiego, Olenę Skrok czy, goszczących u nas regularnie od czterech lat Piotra Łukaszczyka i Rafała Lewandowskiego, na festiwalu Drozdowo- Łomża nie brakowało nigdy.
Tym razem jednak Jacek Szymański zaprosił muzyka wyjątkowego: nie dość, że niezwykle zdolnego i biegłego technicznie, to w dodatku podchodzącego do muzyki w indywidualny sposób, zrywającego z szablonami utartych schematów. Artur Sychowski zaciekawił słuchaczy już podczas koncertu „Młodych talentów”, oczarował wykonaniem Preludium e-moll Chopina podczas piątkowego koncertu w ratuszu, a podbił ostatecznie podczas sobotniego recitalu w drozdowskim kościele. Na program koncertu „Muzyka w klasyce, muzyka w rozrywce” złożyły się bowiem, starannie dobrane utwory kompozytorów klasycznych i współczesnych, a solista prezentował je nie tylko w klasycznych, ale również pełnych improwizacji wersjach, gdzie temat był tylko punktem wyjścia do jazzowych wariacji i niczym nieskrępowanych zabaw dźwiękiem.
– Jazz jest dla mnie jednym ze sposobów wyrażania siebie – wyjaśnia Artur Sychowski. – Korzystam ze struktur, które są znane od starożytności, ale patrzę szerzej, nie ograniczam się tylko do jednego stylu, staram się łączyć wszystkie dotąd przeze mnie poznane i czerpię z różnych źródeł. To festiwal muzyki klasycznej i z tego co wiem taka muzyka tu wcześniej nie rozbrzmiewała – jestem więc tutaj pionierem takiej improwizacji i jestem dumny, że dr Szymański mnie zaprosił.
Nieszablonowe podejście, improwizacja jako podstawa i ogromna swoboda w połączeniu z błyskotliwą techniką były słyszalne najbardziej w wykonaniach utworów Jana Sebastiana Bacha, licznych preludiach, etiudach i mazurkach Chopina oraz etiudach współczesnego rosyjskiego kompozytora Nikołaja Kapustina – szczególnie, gdy młody solista uciekał się do preparowania brzmienia fortepianu za pomocą szklanki, pliku kluczy i innych przedmiotów, osiągając dzięki temu zabiegowi efekt wybrzmiewania dodatkowych partii rytmicznych.
– John Cage poszukując brzmienia preparowanego fortepianu ciągle szukał czegoś nowego – mówi Artur Sychowski. – Ja uważam, że wszystko już zostało zagrane, niczego nowego nie zrobimy, jedyne więc co możemy, to odnajdywać piękno w tym, co już było i jest. Moje preparowanie nie ma więc na celu niszczenia instrumentu, ale służy wzbogacaniu jego brzmienia, które można wtedy porównać do klawesynu.
Artur Sychowski wykonał też własne kompozycje „Sanctus” i „Egipt”, łącząc w nich oniryczny klimat z efektownymi partiami solowymi.
– Mam swoje kompozycje – potwierdza Artur Sychowski. – Grałem je w różnych miejscach, np. dla ministra kultury w Zamku Królewskim czy za granicą. Jest to mikstura różnych stylów, New Age, ale jest to muzyka serca, coś co mnie inspiruje, jednak te utwory w każdym wykonaniu brzmią inaczej, bo są grane na podstawie improwizacji.
O tym, że każde wykonanie utworu przez Sychowskiego jest inne potwierdził trzeci bis „Cler de lune” Debussy'ego, różniący się dość znacznie od wersji wykonanej na początku koncertu, który – w zgodnej opinii wielu muzyków, melomanów i festiwalowych gości – był jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, koncertem tegorocznego festiwalu.
– Jestem tu pierwszy raz i muszę przyznać, że publiczność dopisuje i reaguje bardzo entuzjastycznie – mówi Artur Sychowski. – W ostatnim czasie nie miałem koncertów z trzema bisami. Owszem, ostatnio we Włoszech miałem pięć, ale to była specyficzna sytuacja. Jestem więc pod wielkim wrażeniem odbioru tutaj muzyki i liczę, że jeszcze będę mógł w Łomży zagrać!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk