Koleżeński zjazd na 60-lecie matury
Maturzyści Technikum Rachunkowości Ministerstwa Oświaty w Łomży rocznika 1957 spotkali się po latach. Wielu z nich nie widziało się od czasów matury. Wspominali z rozrzewnieniem zmarłych kolegów i profesorów, w których intencji mszę świętą odprawił ich szkolny kolega, kapucyn o. Jan Bońkowski oraz niełatwe czasy komunistycznej indoktrynacji lat 1953-57. – 60 lat to piękna rocznica! – mówi inicjator zjazdu Henryk Łepkowski. – Te lata, kiedy chodziliśmy do szkoły, były latami i trudnymi, i ciekawymi. Rozpoczynaliśmy szkołę w 1953 roku, zaraz po śmierci Stalina, ale okres stalinizmu wtedy się w Polsce nie zakończył...
Szkolne zjazdy nie są niczym wyjątkowym. Jednak w przypadku uczniów klas: Finanse Państwa, Finanse Przedsiębiorstw Przemysłowych i Finanse Przedsiębiorstw Usługowych Technikum Finansowego, przemianowanego w roku 1956 na Technikum Rachunkowości, a będącego kontynuacją założonej jeszcze przed I wojną światową Szkoły Handlowej Męskiej, było to ich pierwsze takie spotkanie od czasu zdania matury w maju 1957 roku.
– To wspaniała inicjatywa taki zjazd! – mówi Barbara Blusiewicz. – Jestem bardzo wzruszona, bo z niektórymi osobami widzę się dziś po raz pierwszy od 60 lat!
– Nie widziałam koleżanek 60 lat! – potwierdza Kazimiera Niksa. – Wrażenia są bardzo sympatyczne i chociaż niektórzy zmienili się z upływem czasu, to jednak bez trudu się rozpoznawaliśmy. Czasy były wtedy trudne, ale też wszystko było na swoim miejscu: i nauka, i życie towarzyskie – miło się to wspomina!
Wśród wspomnień nie mogło też jednak zabraknąć i wątków mniej przyjemnych, bowiem ówczesne represje komunistycznego aparatu dotykały też niepełnoletnich uczniów.
– Chciałem zostać księdzem, więc musiałem mieć łacinę – wspomina Jan Bońkowski. – Wtedy w liceum odgórnie przerzucili mnie tak, że musiałem mieć niemiecki, no bo jak to, zaangażowany ministrant ma uczyć się łaciny, żeby może jeszcze księdzem został!? Załamałem się wtedy, nawet nie pomyślałem, że mogę gdzieś szukać pomocy i przeszedłem do szkoły ekonomicznej.
Jednak i tam obecny o. Jan nie zaznał spokoju, był bowiem rok 1953 i wciąż trwały represje wobec osób wierzących czy związanych z Kościołem, a ministrant był szczególnie łatwym celem.
– Miałem poprawkę z historii – mówi Jan Bońkowski. – A złożyłem już wtedy dokumenty do kapucyńskiego Niższego Seminarium Duchownego w Nowym Mieście nad Pilicą, musiałem tylko ukończyć tę klasę technikum. Jest pani dyrektor, kilku nauczycieli i ta pani, która udzielała mi korepetycji i ze mną przyszła, mówi: „wy mu nie przeszkadzajcie, bo on do zakonu idzie”. Spociłem się z nerwów, a dyrektorka od razu: „co ty Bońkowski myślisz, że to średniowiecze, że w zakonie będą cię zbawiać!?”. Myślę: koniec! Ale pan Łada tylko machnął ręką po pierwszym pytaniu, powiedział, że i tak ze mnie historyka nie będzie: „weź świadectwo i napisz dostateczny”. I tak zdałem, chociaż pamięci do nazwisk i dat nie mam do dzisiaj!
Przełomowy dla Polski i łomżyńskich maturzystów rok 1956
– Po 1953 roku trwało w Polsce zamieszanie: najpierw były technika pięcioletnie, później skrócili nam naukę do trzech lat, żeby jak najszybciej wykształcić fachowców do powstających zakładów i fabryk, ponieważ brakowało ludzi do pracy, więc kładziono nacisk na przedmioty zawodowe, reszta była dla nich mniej istotna – opowiada Henryk Łepkowski.
Jednak po październikowym przełomie przedłużono naukę w technikach o dodatkowy rok, dzięki czemu uczniowie mieli nie tylko więcej czasu na przyswojenie bardzo obszernego programu przedmiotów zawodowych i ogólnych, ale zyskali też w szerszym wymiarze.
– Skorzystaliśmy na tym podwójnie – kontynuuje Henryk Łepkowski. – Do 1956 roku na ekonomii nic nie można było powiedzieć o Gomułce, bo był to okres „nacjonalistycznych odchyleń gomułkowszczyzny”. Po październiku '56 Gomułka doszedł do władzy i kazali nam wyrzucić rosyjską „cegłę” tzw. NEP-u (Nowa Polityka Ekonomiczna ZSRR – red.), żeby wrócić do nauczania ekonomii według profesora Lange i i innych wybitnych naukowców. Książek nie było, więc korzystaliśmy z czasopisma „Po prostu”, gdzie publikowali też ekonomiści. Rok 1957 uratował też nas od tzw. nakazów pracy, a byłem już przygotowany, że wyślą mnie na dwa lata do pracy w kopalni węgla kamiennego w Libiążu, gdzie wcześniej odbyłem praktyki.
– Zaczynaliśmy naukę we wrześniu 1953 roku, a Stalin umarł w marcu – mówi Barbara Blusiewicz. – Wtedy nie dane nam było tego jednak odczuć, bo np. religia jakiś czas była jeszcze w szkole, a później można było na nią chodzić już tylko w kościele.
– Jak by nie było, to jednak wspominamy te czasy z sentymentem, bo to jednak były lata naszej młodości – dodaje Łucja Jaskulska. – Czasy były trudne, powojenne, musieliśmy sobie radzić – najważniejsze było to, żeby przejść przez życie uczciwie, dzięki czemu teraz możemy się spotkać, porozmawiać, powspominać!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk