Tarcze na ramieniu i dąb Absolwent
- Jestem taka szczęśliwa, że na nasze spotkanie przyjechało 67 osób – uśmiecha się organizatorka zjazdu maturzystów I LO w Łomży po 40 latach Jolanta Przybyłowska do koleżanek i kolegów w auli, gdzie spotkali się z wychowawczyniami: polonistką Danutą Zawadzką i Maria Tyszką. Obie dostały wielkie kosze słodyczy – jako że cztery dekady temu dzisiejsi 60-latkowie byli słodziakami – a jeszcze większy przyjął dyrektor I LO Jerzy Łuba, który swoim pysznym skarbem podzielił się z uczniami z samorządu. - Bardzo serdecznie witam Państwa w Państwa szkole – zagaił radośnie dyrektor 403-letniej Szkoły, jednej z najstarszych i najlepszych w I RP, II RP i III Rzeczpospolitej.
Uroczystość poprowadzili Jolanta Przybyłowska i Andrzej Danielewski, wspominając tamte górne i chmurne, a bywało, że nieraz durne lata młodości w murach ponad 100-letnich przy Bernatowicza. Z szacunkiem i uśmiechem posłuchali starszych kolegów 18-latkowie, opowiadający z elegancją o współczesności: Asia Dłużniewska i Eryk Mroczko. Tamci nie mieli komputera, komórki, internetu. - Mieliśmy młodzieńcze miłości, szkolne przyjaźnie, beztroskę szaleństwa i zabawy – mówią starsi. Na pamiątkę posadzili czteroipółmetrowy dąb szypułkowy, ażeby osłaniał szkołę przed wichurami historii – za trudy wychowania dziękowała dwóm nauczycielkom Joanna Kuczyńska – Skowrońska. Przekazali dyr. Jerzemu Łubie, kierującemu I LO od września 2005, małą brązową tablicę z mottem II Zjazdu Matura '77, czyli cytatem Ralpha W. Emersona: „Lata uczą tego, czego dni nie wiedzą...”. „Wybitne umysły są zawsze gwałtownie atakowane przez miernoty, którym trudno pojąć, że ktoś może odmówić ślepego hołdowania panującym przesądom, decydując się w zamian na odważne i uczciwe głoszenie własnych poglądów” - myśl Alberta Einsteina dedykowano Profesor Zawadzkiej.
Nauczyła poezji, teatru, logiki i odwagi
Profesor Danuta Zawadzka, jak zwykle z charakterystycznym przedziałkiem, biegnącym pośrodku głowy, rozdzielającym starannie upięte z tyłu włosy. Uśmiechnięta i odrobinę speszona owacją, jaką zgotowali jej uczniowie, nie zabrała głosu – co po latach nie wydaje się dziwne, bo nigdy nie rwała się do mikrofonu. Nie dowierzała, że spotkała się z grupką wychowanków w „swojej” sali nr 17. Nie ma katedry i olbrzymiego biurka na niej, wymienione okna, drzwi, pastelowe ściany. Uczniowie pewni byli, że pod sufitem za ich głowami rozciągał się wielki cytat z Cypriana K. Norwida, jednak tylko Pani Profesor zapamiętała, że „Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, dwie tylko: poezja i dobroć... i więcej nic...”. Myśl Norwida, dość wątpliwa co do trwałości, wydaje się Profesor ważka, więc nie pora, aby ją roztrząsać. Lepiej wspomnieć atuty cenionej nauczycielki. - Pani Profesor była wymagająca, konsekwentna, pracowita i wytrwała w dążeniu do naszej doskonałości – mówi serio mecenas Remigiusz Fabiański, którego mama i syn są także absolwentami I LO. Siedział w ławce pierwszej w rzędzie od okna, lubił dyskretnie obserwować, co się dzieje na boisku. Samego cytatu nie zapamiętał, lecz jego przesłanie tak: że trzeba być porządnym człowiekiem i umieć samemu się wychować, jeśli działania rodziców i nauczycieli nie przyniosą efektu. - Naprawdę dużo nauczyła, żeby zaliczyć autorów, dzieła i epoki, trzeba było wiedzieć, nie tylko mieć zdolności i tzw. gadane. Kochała teatr, raz w miesiącu przez cztery lata zabierała nas na wycieczkę do Warszawy: na scenie widziałem Tadeusza Fijewskiego, Gustawa Holoubka, Adama Hanuszkiewicza i jego „Balladynę” z hondami... Dzięki niej, być może, zostałem prawnikiem, bo nauczyłem się pisać szybko i logicznie.
Droga otwarta w świat
Pani Profesor żartobliwie pytała, czy są dzieci ówczesnych sekretarzy KW i KC PZPR i ministrów. Pytanie nie bez kozery, bowiem mówiło się w Szkole i w późniejszych latach, komu stawiała czoła. Zaskoczona pozytywnie serdecznymi wzruszeniami była Wiesława Czartoryska z d. Żochowska. - To tylko cztery lata w Szkole, minęło przecież wiele razy więcej od naszej matury, a rozmawiamy z sobą jak wtedy, na korytarzach i w klasach - zastanawia się nad fenomenem przetrwania dobrych uczuć między ludźmi z jednej ławy szkolnej. - Może tamten czas dlatego jest tak ważny przez całe życie, że to okres przełomowy dla kształtowania osobowości, charakteru, światopoglądu... A może i dlatego, że wyrywaliśmy się z domu do przyjaciółek, jak ja z Anną Archacką i Alą Jędra – Wejroch. - Najważniejsze, że po tych 40 latach, które przemknęły jak sen, udało się nam tyle osób skrzyknąć – cieszy się współorganizator Andrzej Danielewski. Jolanta Przybyłowska dodaje: - Jesteśmy naszej Szkole niezwykle wdzięczni. Zgromadziliśmy ogromną wiedzę, żeby mieć drogę otwartą w świat.
Mirosław R. Derewońko