Strajk ZNP w Łomży tylko symboliczny
- Strajkujemy, bo zależy nam na edukacji i przyszłości naszego zawodu – twierdzi Związek Nauczycielstwa Polskiego, który dziś w polskich szkołach organizuje jednodniowy strajk. W Łomży i okolicy strajk nauczycieli ma wymiar symboliczny. W Liceum Plastycznym prawdopodobnie zastrajkuje 7 albo mniej nauczycieli, a w Gimnazjum w Miastkowie – 16. We wszystkich innych szkołach strajku nie ma.
- Jesteśmy twarzą nauczycieli nie tylko gminy Łomża i powiatu łomżyńskiego, ale chyba i całego województwa podlaskiego – uśmiecha się na myśl o niespodziewanym zainteresowaniu gimnazjum w Miastkowie nauczycielka z ponad 30-letnim stażem Joanna Ciborowska. - U nas pracuje 20 nauczycieli, dwóch na urlopie, na razie pewne są cztery etaty od nowego roku szkolnego, a reszta taka sztukowana, jak się uda... Nie mamy żadnej pewności zatrudnienia w nowym roku szkolnym. Nauczyciele nie mogą mieć poczucia, że są zatrudnieni czasowo, jak z Urzędu Pracy czy w kiosku. Chęć zainwestowania w studia i solidne wykształcenie bierze się stąd, że ludzie chcą mieć poczucie bezpieczeństwa w pracy zawodowej i oparcie w pieniądzach z wypłaty. Jeśli rząd takie reformy bez gwarancji dla środowisk oświatowych jak teraz nam narzuca, musi się liczyć z krytyką i oporem z naszej strony. Mam wrażenie, że nam się wkłada obol w zęby. Władze nie liczą się z człowiekiem.
- W naszej szkole nie jest ani nerwowo, ani bojowo, po prostu kilku nauczycieli nie realizuje dzisiaj zajęć – mówi matematyczka Lidia Radziwinowicz, dyrektor Liceum Plastycznego w Łomży, gdzie nauczyciele najpierw się zapisywali, że będą strajkować, a potem się wykreślali z listy strajkowej. Jak zaplanowali strajk? - Będą sobie siedzieć, a uczniami zaopiekują się inni nauczyciele. W szkole będą odbywały się lekcje normalnie, według planu.
Zdaniem dyrektor „Plastyka”, postulaty Związku Nauczycielstwa Polskiego są częściowo słuszne. Przede wszystkim, niezwalnianie nauczycieli do 2022 roku dałoby im czas na zdobywanie nowych kwalifikacji lub przekwalifikowanie się do nauczania innego przedmiotu. Z gwarancją sprawa nie jest jednoznaczna, gdyż jeśli nie ma uczniów, to jest mniej etatów, ale to rząd powinien rozwiązania przejściowe proponować, żeby ludzie nie znaleźli się na ulicy. Natomiast z powrotem do szkoły 8-letniej podstawowej oraz 4-letniego liceum i 5-letniego technikum dyrektorka nie widzi problemu: programy można dostosować, a nauczyciele i tak zwykle wiedzą, co jest ważne bardziej, a co mniej w programie. Ale największy problem to za niskie płace. - Można popracować ideowo, lecz nie na dłuższą metę, bo to budzi przygnębienie i frustrację – wraca do realiów codzienności. - Nauczyciele mają rodziny, dzieci i kredyty... Powinni więc na lekcjach skupić się na uczeniu, a nie frustrowaniu.