Hitler, Stalin, Bierut i... śmiech po 60 latach
Jedenaście „dziewczynek”, jak mówią do siebie absolwentki Liceum Pedagogicznego w Łomży (rocznik około 1935, matura 1953), wspominało ze śmiechem lub z łezką w oku niezapomnianych profesorów, pierwsze miłości, potańcówki, wykopki kartofli w PGR-ach, „hersztów” ZMP, nakazy pracy, a nawet zawał serca podczas odmawiania różańca. - I choć już skroń posiwiała, zmarszczki na twarzy pojawiły, cieszmy się chwilą, bo i te chwile za chwilę miną... – napisała w wierszu Hanna Jabłońska, znakomita polonistka z nieistniejącej już dziś obok starego szpitala Szkoły Podstawowej nr 3 im. gen. Karola Świerczewskiego. Zorganizowała spotkanie po 60 latach od matury, w którego programie była msza św. w Katedrze za nauczycieli i koleżanki z klasy IV c, modlitwa o „wieczny odpoczynek”, wiązanka kwiatów i znicze na grobach kochanych profesorów oraz przepyszny obiad, szampan jubileuszowy i tort jogurtowy Zjazdu Absolwentek LP w Restauracji Orchidea w Łomży.
Po mszy św., którą odprawił ks. Piotr Mazurek, wybrały się na stary cmentarz, gdzie pomodliły się i złożyły kwiaty: polonistce Eugenii Ogrodnik i jej mężowi Stanisławowi Ogrodnikowi, ukochanemu wychowawcy i dyrektorowi Liceum Pedagogicznego, uczącemu rysunku i prac ręcznych. Pamiętały o innych i znicze przez wdzięczność dostali: Maria Wyrzykowska, ucząca geografii, Włodzimierz Fedyszyn – pedagogika, Franciszek Olszański – matematyka, Lubomir Czerkawski – obowiązkowy rosyjski, Zygmunt Filipczak – fizyka i Franciszek Wasążnik – pedagogika, psychologia, metodyka...
Od stalinowskiej powago do uczniowskiej blagi
W powadze ciszy cmentarnej wracały do wspomnień o ludziach i wydarzeniach, co dawno minęły. Zapalony harcerz Kazimierz Kuleszczyk miał lat 20, gdy po maturze zaczął uczyć geografii w SP nr 6 (nie istnieje, obecnie muzeum). I choć porywczy, budził podziw i westchnienia: czarne, kręcone włosy, przystojny, „ładny jak lalka”. Utonął w Pisie, nie wiedzą, gdzie jego grób. Albo ks. Bolesław Dobkowski, oddany sercem młodzieży kapelan łomżyńskiego ZHP, kroczący na czele parad drużyn w czapce harcerskiej, zniszczonej sutannie i starych butach... Do dziś w ich oczach wzór kapłana, „taki biedny, jak papież Franciszek nakazuje”. Nie każda śmierć budziła tak serdeczne wzruszenia. Po śmierci Józefa Stalina w szkole zrobiono apel, na którym jedna z koleżanek połaskotała Danutę Zawłocką, która głośno pisnęła. Za ten „niedopuszczalny wybryk” musiała pożegnać się ze szkołą. Innym razem klejem z tubki domalowały brodę i wąsy Bolesławowi Bierutowi. Nie wydało się, kto. Działaczy ZMP z przełomu lat 40. i 50. nie wspominają z sympatią. Nazywają uch „wszechwładne typy”, „herszty”, co rządziły nawet Radą Pedagogiczną. Niektórych widzą po pół wieku w procesji czy w kościele, niektórych poznały jako działaczy „Solidarności”. Na wspomnienie – westchnienie. - Dzieciństwa nie miałyśmy, bo była wojna, młodości nie miałyśmy, bo był stalinizm, i jeszcze teraz na starość trapi nas kryzys – śmieją się z gorzkiego, życiowego i kabaretowego żartu jednej z nich.
Uszy w pudełku, zęby w szklance, oczy na stoliku
Chociaż nauczyły się używania telefonów komórkowych, odbierają i wysyłają smsy, ale są święcie przekonane, że artykuł o nich ukaże się w „Gazecie Bezcennej”. Śmieją się na wieść, że to materiał dla portalu 4lomza.pl, więc pożyczają sobie okulary i długopisy, by zapisać dzieciom i wnukom, co babcia czy prababcia pragnie znaleźć w Internecie. Ich nazwiska nie są anonimowe, gdyż każda ma na karku prawie 80-tkę, była nauczycielką nauczania początkowego w klasach 1 – 4, a potem 1 – 3, oraz blisko 40 lat życia, pracy i serca poświęciła malcom, śmigającym po portalach i po XXI wieku. - Mój prawnuczek Mateusz jest w drugiej klasie, bardzo dobrze się uczy, a ma problemy z pisaniem – opowiada rozbawionym koleżankom Marianna Pierożyńska, tworząca po wojnie „kulturę” Łomży od podstaw, pracując w poniemieckich barakach przy ul. Rybaki koło Muszli przy Zjeździe, gdzie mieścił się Dom Kultury Dzieci i Młodzieży, a potem prowadząc Powiatowy i Wojewódzki Dom Kultury przy Sadowej. - Babciu, ale ja czytać i pisać już umiem, to po co mam chodzić do szkoły...?
„Dobrze się czuję. jak na swoje lata” - mogłyby powtórzyć za nieżyjącą noblistką z 1996 r. Wisławą Szymborską. Niektóre, jak w wierszu, uszy mają w pudełku, zęby w szklance, a oczy na stoliku. Jak noblistce, dokucza im artretyzm, astma, serce czy puls słaby. Ale budzą się rano z uśmiechem, bo przecież „dobrze się czują”. Jak na swoje lata... „Dziewczynki” po czterech latach nauki w liceum dostawały nakazy pracy. Los rozrzucił je po świecie. Helena Choińska pracę dostała we wsi Łuka, której nie ma – znalazła się pod zalewem Siemianówka, później były Mochate Borowskie k. Łap, internat „Wety” i SP nr 8 w Łomży... Krystyna Brajczewska poznała szkoły, m.in., w Plutyczach, Puchałach i Kołakach Kościelnych. Hanna Kowalik zaczynała w Bisztynku, potem pieszo z Łomży chodziła przez las do Jednaczewa, a zakorzeniła się w łomżyńskiej „Szóstce”, którą niejedna z nich ukończyła. A Wiesława Raszczyk miała studiować w Wyższej Szkole Pedagogicznej w stolicy - za namową koleżanki „zabrała manatki” i wylądowała w Piszu, gdzie dostała pracę i mieszkanie... Jak wygląda „socjalistyczna moralność” i „socjalistyczny etos” pracy przekonały się podczas wyjazdu do PGR-u, kiedy uczący je co robić „instruktor” wdeptywał marchew w świeżo przeoraną ziemię...
Stanisław Ogrodnik – wychowawca z autorytetem
Najwdzięczniejszą postacią z młodzieńczych wspomnień jest wychowawca Stanisław Ogrodnik Na imieniny 13. listopada, w dniu św. Stanisława, dekorowały salę i robiły prezenty. Kiedy imieniny wypadły w niedzielę, delegacja poszła z prezentem i kwiatami do domu przy Nadnarwiańskiej. Był dobry i miły, szanowany i lubiany. Nie było godzin wychowawczych, ale nauczyciele wychowywali następców mimochodem: przez uśmiech, życzliwą rozmowę, grzeczność nie na pokaz i traktowanie człowieka z szacunkiem. Kiedy zrobiły przykrość wychowawcy i ten się pogniewał, „leżałyśmy na ławkach, wszystkie żeśmy płakały”. Trzymał dyscyplinę, stawiał wymagania, pomagał w potrzebie.
Z rozrzewnieniem wracają do przeszłości: charakterystyczne dla szkół czapki, obowiązkowo białe kołnierzyki przy fartuchach i zapisane na zawsze wrażenie: „jak to pięknie wyglądało”, „jakie my młode i skromne byłyśmy...”. Zwykle mają po dwoje dzieci i kilkoro wnuków, acz rekordzistką jest Jadwiga Grajkowska, która ma czworo dzieci, trzynaścioro wnuków i już dziesięcioro prawnuków.
Mirosław R. Derewońko