„Summa” życia wielkiego człowieka
– „Summa” to opowieść o mojej pracy i twórczości. „Summa” jest takim podsumowaniem, ale nadal pracuję – mówi Andrzej Strumiłło I właśnie ten jeden z najwybitniejszych polskich artystów promował w Łomży swoją najnowszą książkę. „Summa” to przepięknie wydany przez suwalskie Stowarzyszenie „Nad Czarną Hańczą” album gromadzący wspomnienia i najcenniejsze prace z artystycznego dorobku autora profesora Andrzeja Strumiłły. Słuchając barwnych opowieści profesora można było przekonać się, że nie tylko sztuka ma mu wiele do zawdzięczenia.
Andrzej Strumiłło to człowiek renesansu: fotografik, grafik, kolekcjoner, malarz, muzealnik, poeta, pisarz, rzeźbiarz i scenograf. Zafascynowany twórczością Matejki, Grottgera czy Kossaków wcześnie zetknął się z prądami, które miały wielki wpływ na jego całą twórczość.
– W roku 1945 jako młody człowiek, który „repatriował” się z ojczyzny do ojczyzny, znalazłem się w Łodzi i byłem studentem nr 15 Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych – wspomina prof. Strumiłło. – Moim pierwszym profesorem był charyzmatyczny ojciec awangardy polskiej, Władysław Strzemiński, uczeń Kazimierza Malewicza. Mogę więc powiedzieć o sobie, że jestem w pewnym sensie wnukiem Malewicza i eksploatuję jego kwadrat. Kwadrat, który w moim rozumieniu jest największym obrazem XX wieku.
Życie profesora byłoby niepełne bez licznych podróży. Zwiedził niemal cały świat: w Indiach był 11 razy, w Nepalu, Wietnamie i Chinach po cztery razy.
– Azja dość wcześnie zaistniała w moim życiorysie – wyjaśnia Strumiłło. – W roku 1954 objechałem całe Chiny – wykonałem około dwustu rysunków tuszem na papierach chińskich. Wywołało to zachwyt ze strony gospodarzy.
Efektem tej podróży była pierwsza wystawa indywidualna młodego artysty, która odbyła się Instytucie Sztuki w Pekinie
– Byłem też w Japonii i wielu innych miejscach – opowiada. – Odbyłem też podróż przez syberyjską tajgę – z plecakiem i bronią przeszedłem blisko tysiąc kilometrów.
Efektem jednej z wypraw na Syberię był niecodzienny prezent, którego prof. Strumiłło nigdy nie zapomni.
– Otrzymaliśmy od podpitych myśliwych w kraju chabarowskim prezent – żywego niedźwiedzia– opowiada Strumiłło. – A prezentu nie można było zlekceważyć, zabraliśmy go więc do hotelu w Chabarowsku.
Po długiej podróży, pełnej przygód i szkód wyrządzonych przez niedźwiedzia, trafił on w końcu do warszawskiego zoo.
– To był czarny niedźwiedź himalajski, samica – kontynuuje prof. Strumiłło. – A w zoo mieli samca, w związku z czym całe pokolenie niedźwiedzi himalajskich w Polsce pochodzi od tej niedźwiedzicy.
Kolejny ważny czynnik w kształtowaniu się osobowości artysty to przyroda. Był nią zafascynowany od najmłodszych lat i w końcu znalazł swoje miejsce na Ziemi: od kilkudziesięciu lat mieszka w Maćkowej Rudzie nad Czarną Hańczą nieopodal Suwałk. Ma tam stadninę koni, pracownię i tak potrzebny do twórczej pracy spokój.
Profesora pochłania też literatura. Wydał, między innymi, eseje z podróży po Nepalu, tomy poezji, dzienniki, a teraz dzieło noszące tytuł „Summa”, podsumowujące jego dotychczasową twórczość.
Każdy człowiek ma taką strefę dźwięków
Spotkanie z profesorem w siedzibie Regionalnym Ośrodku Kultury w Łomży odbyło się w ramach Festiwal Muzyczne Dni Drozdowo – Łomża.
– Miło mi, że to spotkanie odbyło się w ramach takiej imprezy – to dla mnie bardzo ciekawa sytuacja – ocenia prof. Strumiłło. – Interesuję się muzyką – każdy człowiek ma taką strefę dźwięków, które są bliskie jego sercu. Mam bardzo specyficzne upodobania muzyczne. Lubię dawną muzykę: śpiewy gregoriańskie, Bacha czy okres baroku. Jeżeli chodzi o muzykę pozaeuropejską to bardzo lubię muzykę tybetańską, indyjską – Ravi Shankar, japońską. Bardzo też cenię różne współczesne próby muzyki niestandardowej, odkrywczej. Bardzo ważny w muzyce jest dla mnie rytm – cenię bęben jako instrument! Z przyjemnością słucham też muzyki klezmerskiej i ludowej, ale świeżej, granej przez nieuczonych muzykantów, absolutnie szczerej.
Wojciech Chamryk