Poznańskie Muchy w Łomży
Muchy, jeden z najpopularniejszych polskich zespołów, zagrały w łomżyńskim Klubie PopArt. Koncert okazał się sukcesem zarówno artystycznym, jak i frekwencyjnym. Dlatego zadowoleni z przyjęcia muzycy już zapowiadają, że był to ich pierwszy, ale na pewno nie ostatni koncert w Łomży.
Istniejące od niespełna ośmiu lat Muchy to swoisty fenomen polskiego rynku muzycznego. Grupa z wielkim powodzeniem łączy w swej muzyce ambitne teksty, szlachetną przebojowość z gitarowym brzmieniem i surowością alternatywnego rocka. Dzięki temu zagrała już na tak różnych festiwalach jak Opener, Jarocin, Off czy Seven Festival w Węgorzewie, wszędzie zyskując bardzo gorące przyjęcie. Podobnie było w Łomży. Był to pierwszy koncert trasy niejako zapowiadającej trzeci, właśnie przygotowywany album Much.
Dlatego zespół postawił na eksperymentalny zestaw utworów. Nie zabrakło rzecz jasna największych przebojów grupy, takich jak „Miasto doznań”, „Fototapeta” czy „Rekwizyty”. Były też nowe utwory, w tym „Poznań” i już spory przebój „Nie przeszkadzaj mi bo tańczę”.
– Jest to zapowiedź tego, co wydarzy się jesienią, z czym pojedziemy w trasę już po płycie – mówi wokalista i lider grupy, Michał Wiraszko.
– Na płycie jest 12 numerów, gramy już cztery czy pięć, lada moment będą się pojawiać następne – dodaje gitarzysta Damian Pielka. - Płyta nie jest jeszcze zmiksowana, ale myślę, że do maja będzie gotowa.
Zespół wrócił też do swych początków, grając, między innymi surową, post punkową „Galanterię” z mocnym zakończeniem oraz dwa utwory z angielskimi tekstami.
– Odgrzebaliśmy też trochę staroci, utworów sprzed ośmiu lat, kiedy zespół nie miał nawet jeszcze nazwy, jak „Half Of That” – wyjaśnia Wiraszko.
– Zespół stał się bardziej rockowy w sensie brzmieniowym – dodaje Pielka. - Zawsze był gitarowy, ale teraz jest zdecydowanie mocniejszy. Do tego cały czas się rozwijamy, to jest zupełnie naturalne, że to, co kiedyś było grane wygląda inaczej, że są nowe aranżacje tych starych numerów.
Wyjątkowo liczna tego wieczoru publiczność domagała się siedmiu bisów. Skończyło się na czterech, ale po koncercie muzycy jeszcze długo rozmawiali z fanami, pozowali do zdjęć, podpisywali płyty i plakaty.
– Było bardzo miło – ocenia Damian Pielka. - Jesteśmy zaskoczeni tym, że przyszło tylu ludzi – oby takie sytuacje się powtarzały.
– Mieliśmy świetne przyjęcie, jestem zaskoczony nie tylko frekwencją, ale i reakcją ludzi – ocenia Michał Wiraszko. I przez to trochę mi „gul” skacze, bo koncert nie do końca poszedł tak, jak chciałem – mieliśmy psikusy techniczne, do tego czuło się, że jest to pierwszy koncert na trasie. Mam nadzieję, że następnym razem będzie perfekcyjnie, tym bardziej, że po tym, co dzisiaj zobaczyłem na pewno tu wrócimy!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka - Chamryk