Hiszpania, rock i dobra zabawa
Grupa Pampeluna z Koszalina była gwiazdą piątkowego koncertu rockowego w MDK – DŚT. Zespół wyróżnia się tym, że ma w składzie trzech równorzędnych wokalistów, a podstawą jego repertuaru są utwory z tekstami w języku hiszpańskim. W roli supportu wystąpił łomżyński zespół In Dephts. - Był czad na maksa i rosół totalny, mówi ze śmiechem jeden z wokalistów Pampeluny, gitarzysta Arkadiusz Pater, nawiązując do temperatury panującej na sali. Był ogień, były emocje – było super!
Koncert już od samego początku zapowiadał się bardzo dobrze. Zabawa zaczęła się w najlepsze po zdecydowanej reakcji ochrony, która wyprowadziła na zewnątrz zachowującego się zbyt agresywnie jednego z uczestników koncertu. In Dephts postawili na utwory z najnowszego materiału demo. Młodzi muzycy poczynili znaczne postępy od swego poprzedniego koncertu, są bardziej zgrani i lepiej prezentują się na scenie. Nie można jeszcze mówić w ich przypadku o materiale muzycznym z prawdziwego zdarzenia, bo kompozycje zespołu są jeszcze niedopracowane, zdradzające echa różnorodnych fascynacji. Mają jednak potencjał i pomysły, co, być może, zaowocuje w przyszłości ciekawszym repertuarem autorskim. Na razie publiczność najcieplej przyjęła evergreen z repertuaru Black Sabbath – „Paranoid”, z polskim tekstem Pawła Kukiza.
Na Pampelunę czekano niecierpliwie – co nie dziwi, ponieważ zespół jest już znany w Łomży.
- Pierwszy raz przyjechaliśmy tu na próbę, mówi Arkadiusz Pater. Okazało się, że było bardzo pozytywnie, tak, że chcieliśmy przyjechać do Łomży jak najszybciej drugi raz. Minął rok, przyjechaliśmy ponownie i przysięgam, że na pewno będziemy tu trzeci raz.
Dynamiczna, perfekcyjna od strony technicznej i brzmieniowej muzyka Pampeluny od pierwszych taktów rozpoczynającego właściwy koncert – po fragmencie przeboju zespołu Brathanki, „Czerwone korale” – „3 Amigos” porwała publiczność do niesamowitej zabawy. Dawno nie widziałem w czasie koncertu w MDK takiego szaleństwa, jak w ten piątkowy wieczór, ze skokami ze sceny włącznie. Metal, hardcore, grunge, punk, rock alternatywny – wszystko to, połączone i podane w idealnych proporcjach, okraszone hiszpańskojęzycznymi tekstami naprawdę mogło zrobić wrażenie. Pampeluna wypracowała bowiem swój własny styl – począwszy od muzyki, oryginalnych, chociaż będących ponoć czasami zbitkami przypadkowych słów, tekstów, a na oryginalnej nazwie skończywszy.
- Z nazwą zespołu wiąże się pewna tajemnica, jak mówi żartobliwie Pater – pilnowana do samego końca. Zawsze, kiedy ktoś nas o to pyta, kłamiemy, ile wlezie. Jest 150 tysięcy wersji tej nazwy – w zależności od tego, w jakiej formie fizycznej i umysłowej jest osoba, która udziela wywiadu – wtedy wymyśla mniej lub bardziej rozsądne historie. Ważne, że nazwa zapada szybko w pamięć, jest melodyjna.
Jednak czasami zespół wykonuje też utwory w języku ojczystym – na debiutanckiej płycie i na koncertach pojawia się na przykład „123”. Na właśnie przygotowywanym drugim materiale grup też będą piosenki śpiewane po polsku.
- Na najnowszej płycie będą trzy numery polskojęzyczne – tak po prostu, dla ludzi – opowiada Arkadiusz Pater. Ludzie chcą pośpiewać z nami w czasie koncertów, chcą posłuchać tekstów. Tyle osób prosiło nas o to, że w końcu z 12 czy 13 nowych utworów, trzy będą po polsku.
Jednak podstawą repertuary Pampeluny będą wciąż utwory śpiewane w języku hiszpańskim. Zespół sięgnął po takie teksty zupełnie przypadkowo, eksperyment powiódł się i tak zostało do dnia dzisiejszego: - Miałem dziewczynę z Hiszpanii – wyjaśnia, śmiejąc się, Arkadiusz Pater. Jest to też fascynacja kulturą tego kraju. Do tego w Hiszpanii średnio przez 321 dni w roku jest słońce. I ludzie są uśmiechnięci, życzliwi dla innych. I życzyłbym wszystkim u nas, byśmy byli dla siebie uśmiechnięci, bo wtedy wszystko już leci z górki.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka Chamryk