5. kolejka spotkań III ligi piłki nożnej
ŁKS Łomża wygrał w sobotę po raz trzeci przed własną publicznością i awansował na pierwsze miejsce w tabeli. Warmia po raz kolejny straciła aż cztery bramki w meczu wyjazdowym. Mlekovita doznała już trzeciej porażki poza swoim stadionem
Na gole w ogóle się nie zanosiło. Ten jednak padł jeszcze przed przerwą w dość kuriozalnych okolicznościach. Marcin Łukaczyński z ponad 40 metrów od bramki wrzucił piłkę za plecy obrońców Znicza. Ta zmierzała wprost w ręce bramkarza pruszkowian Pawła Pazdana, więc nikt z zawodników ŁKS-u nawet nie starał się do niej dojść. Pazdan jednak w sobie zrozumiały sposób przepuścił piłkę i ta powoli potoczyła się do bramki. Golkiper próbował jeszcze naprawić swój błąd, ale sędzia liniowy zasygnalizował, że gol padł.
- Boisko jest tutaj nierówne, porośnięte kępami trawy - tłumaczył się bramkarz. - Właśnie na jednej z nich piłka źle się odbiła. To był mój błąd, bo niepotrzebnie w ogóle czekałem aż się odbije.
- Ale bramki nie było, piłka nie minęła całym obwodem linii - przekonywał Pazdan.
- Ależ co ty mówisz! Oczywiście, że była. Mamy to nagrane na wideo, dobrze widać - wtrącił zmierzający do szatni trener gospodarzy Tadeusz Gaszyński.
- Co pan gadasz?! - denerwował się Pazdan, który przyznał też, że jego zespół zagrał w Łomży słabo. - Ale ŁKS nie był lepszy. Gdybyśmy nie stracili tej bramki, na pewno nie przegralibyśmy - przekonywał bramkarz Znicza. - Myślę nawet, że później udałoby się nam coś strzelić.
Pruszkowianie przez 20 minut drugiej części rywalizacji atakowali. Wciąż nie potrafili jednak zagrozić bramce Kamila Ulmana.
- Pierwsza bramka ustawiła wynik - powiedział później Gaszyński. - Znicz musiał się odkryć, więc mogliśmy czekać na okazję do kontrataku. Wykorzystaliśmy sytuację bardzo dobrze.
W 63. min obronę gości oszukał Strzeliński. Boguskiemu wystarczyło tylko dopełnić formalności. Chwilę później stało się jasne, że ŁKS nie odda punktów, bo napastnik Znicza Patryk Aleksandrowicz wdał się w ostre przepychanki z Pawłem Galińskim. Sędzia słusznie ukarał obu żółtymi kartkami, ale dla Aleksandrowicza była to już druga. Zresztą młody obrońca łomżan także nie dotrwał do ostatniego gwizdka sędziego. Drugą żółtą kartkę otrzymał już w doliczonym czasie gry.
Na 3:0 wynik ustalił Boguski, po bardzo dobrym podaniu... kapitana zespołu z Pruszkowa Roberta Stawickiego.
- Moi obrońcy zagrali nieodpowiedzialnie - denerwował się Bogdan Dumała, trener Znicza. - Jak tu się nie denerwować? Na pewno nie jesteśmy słabsi, a przegraliśmy aż 0:3.
Napastnik ŁKS-u ma już na koncie cztery bramki. Co ciekawe, przez większość spotkania Boguski był praktycznie niewidoczny. Dwie okazje strzeleckie wykorzystał za to po mistrzowsku. - W pierwszej połowie meczu zagrałem bardzo słabo - stwierdził. - Nawet nie spodziewałem się, że tak dobrze pójdzie mi po przerwie. Ale o to przecież w tym chodzi, by wykorzystać to, co trzeba.
ŁKS ŁOMŻA 3 (1)
ZNICZ PRUSZKÓW 0
STRZELCY BRAMEK
Marcin Łukaczyński (39.), Rafał Boguski (63. i 85.).
SKŁADY
ŁKS: Ulman - Kamiński, Kowalski, Galiński Ż-CZ - Strzeliński, Marczak (61. Łukasik), Łukaczyński, Chrobot Ż, Lewicki Ż (89. Nerowski) - Chwesiuk Ż (69. Misiura), Boguski (89. Maćkowski).
Znicz: Pazdan - Ignasiński, Piotrowski Ż, Musuła - M. Jakóbiak (65. Ł. Milankiewicz), Tarwacki Ż (81. Śliwiński), Stawicki, P. Jakóbiak (65. Wasilewski), Szczytniewski (81. Grochowski) - Aleksandrowicz Ż-CZ, Wiśniewski.
Sędziował (jako główny): Grzegorz Bartosik z Lublina. Widzów: około 400.
MZKS się przełamał
Drużyna Mlekovity przez 51 minut prowadziła wczoraj w Kozienicach. Gospodarze jednak wyrównali, a w końcówce meczu zdobyli nawet zwycięskiego gola. To pierwsze zwycięstwo piłkarzy MZKS-u, którzy rozpoczęli sezon od trzech porażek.
Kozieniczanie w poprzednim sezonie tylko o punkt przegrali z Radomiakiem prawo gry w barażu o drugą ligę. W przerwie letniej skład nie uległ poważnym osłabieniom, ale zespół zawodził. Dopiero przed tygodniem zdobył pierwszy punkt po remisie w Nowym Mieście Lubawskim. Już wtedy pozycja nowego od tego sezonu trenera, Bolesława Strzemińskiego, była bardzo zagrożona. Prezes Tadeusz Wojtysiak przed pojedynkiem z Mlekovoitą mówił wprost: - Jak nie wygrają, to dziękuję trenerowi, a kilku zawodników odeślę do rezerw, do Klasy B.
Największe pretensje były do tych najbardziej doświadczonych piłkarzy, jak: Jakub Bilke, Grzegorz Seremak, Jacek Procki.
Niestety, w spotkaniu z Mlekovitą gospodarze się "pozbierali", odnosząc zasłużone zwycięstwo. Gdyby wykorzystali choć część dogodnych okazji, jakie wypracowali w tym meczu, wynik byłby znacznie dla nich korzystniejszy.
Spotkanie rozpoczęło się jednak dobrze dla podopiecznych Zbigniewa Mandziejewicza. W 7. min Ryszard Tomczak wykazał się refleksem i w zamieszaniu na polu karnym gospodarzy strzałem z "półwoleja" uzyskał prowadzenie. Kozieniczanie raz po raz atakowali na bramkę Mlekovity, ale na szczęście długo ich akcjom brakowało wykończenia. Doskonałe okazje zmarnowali m.in.: Bilke, Seremak, Umukoro i Godlewski.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Gospodarze opanowali środkową strefę boiska, nadając ton grze. W 51. min Sylwester Sokół przeciął lot piłki i wślizgiem wyrównał. Mandziejewicz miał zastrzeżenia do pracy sędziego bocznego, który - jego zdaniem - nie pokazał pozycji spalonej strzelca gola.
Bramka uskrzydliła gospodarzy, którzy przyspieszyli tempo gry. Ponieważ goście koncentrowali się głównie na obronie korzystnego wyniku, ich kontry były nieliczne i nie stanowiły większego zagrożenia dla kozienickiej defensywy. W 81. minucie Eugeniusz Kołodziejczyk zdecydował się na strzał z dystansu. W locie piłka musnęła jeszcze Mateusza Kocyka, zmieniając lot piłki. Zmylony Robert Dziuba prawie nie interweniował, odprowadzając jedynie piłkę wzrokiem.
MZKS KOZIENICE 2 (0)
MLEKOVITA WYSOKIE M. 1 (1)
STRZELCY BRAMEK
MZKS: Sylwester Sokół (51.), Mateusz Kocyk (81.).
Mlekovita: Ryszard Tomczak (7.)
SKŁADY
Kozienice: Stawiarski Ż - Sokół, Procki, Gogacz, Woźniak, Czaplarski (75. Kołodziejczyk), Misztal, Bilke, Godlewski (73. Kocyk Ż), Seremak, Umukoro (67. Smolak).
Mlekovita: Dziuba - Wolański, Chrupałła, Reyer - Kapelewski (75. Staniurski), Papiernik, Orliński (70. Świątek), Wilczewski, Pracz - Tomczak, Jakuszewski (46. Kocur).
Sędziował (jako główny): Krzysztof Figarski (Warszawa). Widzów: 500.
Znowu czwórka
Poprzedni wyjazd grajewian - do Grójca - zakończył się sromotną klęską aż 0:4. Wczoraj podopieczni Piotra Zajączkowskiego znowu pozwolili wbić sobie aż cztery gole. Tym razem na boisku ostatniej dotychczas w tabeli Ceramiki Paradyż, która dotychczas miała w dorobku tylko jeden punkt i w ogóle jedną bramkę zdobytą.
W spotkaniu z Warmią w roli trenera Ceramiki debiutował już trener Zbigniew Podsiebierski. Ale także 29-letni Arkadiusz Żarczyński, który występował m.in. w Zagłębiu Lubin, FC Magdeburg, Górniku Polkowice i FC Aarau. On właśnie zdobył dwa gole dla gospodarzy.
Mecz przez 45 minut układał się jak najbardziej po myśli grajewian.
- W pierwszej połowie zaprezentowaliśmy się naprawdę dobrze - relacjonował dyrektor klubu Janusz Szumowski. - Wydawało się, że wygramy.
Zaraz po wejściu do gry za kontuzjowanego Wojciecha Figurskiego prowadzenie dla Warmii dał Mateusz Pacholczyk.
- To, co działo się po przerwie, to aż żal było patrzeć na naszą grę - mówi Szumowski. - Nie sposób znaleźć usprawiedliwienia. Musimy wyciągnąć konsekwencje, nawet ukarać piłkarzy finansowo. W bardzo głupich okolicznościach znowu przegrywamy.
CERAMIKA PARADYŻ 4 (0)
WARMIA GRAJEWO 2 (1)
STRZELCY BRAMEK
Warmia: Pacholczyk (43.), Paczkowski (85.).
Ceramika: Żarczyński (55. - karny, 71.), Osiński (56.), Krzysztofik (77.).
SKŁADY
Ceramika: Słowiński - Olszewski, Bednarczyk Ż, Lusek, Skrydalewicz Ż (22. Walentynowicz), Pietrzak (57. Krzysztopik Ż), Czaplarski (46. Łęgowiak Ż), Łopata (73. Łabędzki), Sobalczyk, Osiński, Żarczyński.
Warmia: Janowski - Kłosowski Ż, Wincel Ż, Kołłątaj, Soska - Strózik, Mirva (67. Guzowski), Giermasiński Ż, Radziński Ż, Paczkowski (85. Gutowski) - Figursku (42. Pacholczyk Ż).
autor: Paweł Orpik