ŁKS pokonał Odrę w II lidze
Pięciu kolejek, zmiany trenera oraz przetasowań w składzie potrzebowali piłkarze ŁKS-u Łomża, aby odnieść pierwsze zwycięstwo w sezonie. W sobotę na wyjeździe niespodziewanie pokonali 2:0 Odrę Opole.
- Niektórym piłkarzom dałem odpocząć, a niektórym chciałem uświadomić, że nikt nie może być pewny miejsca w podstawowym składzie - wyjaśnia Lewandowski.
Zmiany przyniosły efekt. Łomżanie okazali się zdecydowanie lepsi od opolan i wygrali jak najbardziej zasłużenie.
- Wszystko skończyło się tak, jak chcieliśmy. Pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę - stwierdził po meczu strzelec drugiej bramki Łukasz Adamski. - Po zmianie trenera każdy zaprezentował to, co potrafi, i cieszył się pobytem na boisku.
Zanim jednak łomżanie mogli cieszyć się z wygranej, musieli wykonać na boisku kawałek ciężkiej pracy. Szczególnie w pierwszych 20. minutach obrońcy ŁKS-u kilkakrotnie byli w opałach. Na ich szczęście ani Piotr Bajera, ani Tomasz Copik nie zdołali pokonać Kamila Ulmana, który w ostatnim spotkaniu nie załapał się do kadry meczowej, a teraz zagrał w podstawowym składzie. Z biegiem czasu goście zaczęli osiągać przewagę i już ich pierwsze uderzenie znalazło drogę do bramki Odry. W 26. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Paweł Sędrowski. Piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do bramki. Łomżanie jeszcze przed przerwą mogli podwyższyć prowadzenie, ale futbolówka po uderzeniu Adamskiego trafiła tylko w poprzeczkę.
Po zmianie stron obraz gry nie uległ znacząco zmianie. Goście ponownie próbowali strzałów z dystansu, ale przynajmniej na początku mieli rozregulowane celowniki. Było tak aż do 65. minuty, gdy na kolejną indywidualną akcję zdecydował się Adamski, który strzałem z około 18 metrów nie dał szans Marcinowi Feciowi. Dzięki tej bramce zawodnicy ŁKS-u mogli już spokojnie kontrolować przebieg meczu i zwycięstwo dowieźli do końca, co we wcześniejszych spotkaniach im się nie udawało. A opolanie, którzy przed spotkaniem pytali "Z kim wygrać, jak nie z Łomża, i gdzie, jak nie u siebie", schodzili z boiska ze spuszczonymi głowami. Część kibiców już jednak tego nie widziała gdyż w 70. minucie zaczęła wychodzić ze stadionu. Co więcej gwizdała na swych piłkarzy, a zaczęła oklaskiwać łomżan.
- Nie tak miało być. Zagraliśmy dobrą pierwszą połowę, ale to rywal zdobył piękną bramkę. Podobnie zresztą było w drugiej części gry - mówi obrońca Odry Marcel Surowiak. - Musimy się teraz szybko odbudować do spotkania z Motorem Lublin, które jest w najbliższą środę.
Pomóc opolanom ma psycholog, z którym rozpoczną zajęcia już w poniedziałek.
Natomiast łomżan w środę czeka niezwykle trudne zadanie. Na własnym stadionie podejmą Śląsk Wrocław, który wczoraj wygrał z niepokonanym do tej pory Zniczem Pruszków.
źródło: Gazeta Wyborcza Białystok