ŁKS podejmuje lidera rozgrywek II ligi
Zbigniew Kowalski i Leszek Ojrzyński - obaj swego czasu byli związani z ŁKS-em Łomża. Teraz pierwszy jest obrońcą, a drugi szkoleniowcem Znicza Pruszków, który jest sobotnim rywalem łomżan w II lidze. Początek meczu o godz. 17
Kowalski w Łomży rozpoczynał swą przygodę z piłką. Potem grywał w innych klubach, ale ostatnie cztery sezony spędził ponownie w ŁKS-ie. Przewędrował wraz z nim drogę z IV do II ligi. Po zakończeniu poprzedniego sezonu kapitan zespołu postanowił jednak opuścić klub i przenieść się do Pruszkowa. Miał dość ciągłych dojazdów do Łomży (na stałe wraz z rodziną mieszka w Warszawie) oraz fatalnej sytuacji finansowej klubu.
Z kolei Ojrzyński był asystentem Jerzego Engela juniora, kiedy ten wprowadzał ŁKS na zaplecze ekstraklasy.
- W Łomży przeżyłem kilka naprawdę wspaniałych chwil i na myśl o sobotnim przyjeździe na pewno robi się miło - mówi Ojrzyński. - Ale gospodarze nie mają co liczyć na żadną taryfę ulgową, na boisku nie będzie sentymentów. Zbyszka do siebie chciałem ściągnąć już w poprzednim sezonie, wtedy nie chciał zamienić II na III ligę. W ŁKS-ie znam bardzo dobrze jeszcze kilku zawodników i teoretycznie jestem w lepszej sytuacji niż trener przeciwnika. Jednak teoria to jedno, a praktyka to drugie.
Dlatego też szkoleniowiec ostatnio był w Łomży na meczu z GKS-em Katowice.
- Moim zdaniem nasz sobotni przeciwnik miał do tej pory sporego pecha. Zespół ma duży potencjał, tylko na razie nie potrafi go wykorzystać - uważa Ojrzyński. - Na razie mają zero na liczniku, ale to tylko kwestia czasu, kiedy się przełamią. Mam tylko nadzieję, że nie nastąpi to w meczu z nami. Mogą się podnieść, ale w następnej kolejce. Nam na razie idzie bardzo dobrze i wierzę, że tak zostanie.
Klub z Pruszkowa w tym sezonie po raz pierwszy w historii występuje w II lidze. Od razu spisuje się rewelacyjnie. W trzech meczach zdobył komplet punktów i jest niespodziewanym liderem rozgrywek. Co prawda nie miał zbyt silnych rywali, gdyż pokonywał kolejno: Pelikana Łowicz, Kmitę Zabierzów i GKS Katowice, to bilans, jak na beniaminka, robi wrażenie.
- Na pewno fajnie jest wygrywać, ale do naszych wyników podchodzimy ze spokojem. Przecież rozegraliśmy dopiero trzy spotkania, a liga jest długa i wszystko może się zmienić - zastrzega Ojrzyński.
Z kolei łomżanie fatalnie rozpoczęli sezon. Ich bilans to trzy mecze i trzy porażki. A przed spotkaniem ze Zniczem trener Jan Makowiecki ma jeszcze problem ze skompletowaniem składu. Na urazy narzekają: Cezary Stefańczyk, Mikołaj Skórnicki, Maciej Kudrycki i Tomasz Łuba.
- Wyjdą przed meczem na rozgrzewkę i zobaczą, czy są w stanie zagrać. Na razie nie wygląda to dobrze - stwierdza Makowiecki. - Nawet jednak jakby ci kontuzjowani zawodnicy byli do mojej dyspozycji, to i tak nie jest najlepiej z naszą kadrą. Potrzebujemy jeszcze jednego - dwóch zawodników, którzy dołączyliby do zespołu i okazali się rzeczywistym wzmocnieniem. Czas na transfery jest do końca sierpnia i mam nadzieję, że uda się jeszcze kogoś ściągnąć.
źródło: Gazeta Wyborcza Białystok