Derby bez rozstrzygnięcia
Po zaciętym meczu ŁKS Łomża zremisował z Jagiellonią Białystok 1 : 1. Bramkę dla ŁKS-u w 27 minucie gry strzelił Krzysztof Strugarek. Tym samym ustanowił on wynik spotkania. Jagiellonia prowadziła bowiem od niespełna 10 minut, gdy po stałym fragmencie gry, w 18 minucie meczu, prowadzenie dla niej zdobył Vuk Sotirović.
- Zabrakło armat i tak się skończyło – mówił po meczu Zbigniew Kowalski kapitan ŁKS-u. – Ale mocarna Jagiellonia przy naszym skromnym klubie – to nie jest tak źle – dodawał.
Od początku obie drużyny chciały wygrać to spotkanie. Piłkarze Jagielloni pierwszy raz na bramkę Kamila Ulmana strzelali już w pierwszej minucie meczu – na szczęście bardzo słabo... Przez kolejne kilkanaście minut grano wet za wet – raz pod bramkę Ulmana podchodziły ataki Jagi, a po chwili to łomżanie zagrażali bramce Białegostoku. Jako pierwsi ze zdobytego gola cieszyli się jednak goście. W 18 minucie gry po stałym fragmencie Ulmana pokonał Vuk Sotirović. Wydawało się, że strata bramki może przybić łomżan i dodać skrzydeł Jadze... Na szczęście tak się nie stało. Łomżanie szybko odrobili straty. Już 9 minut później wyrównującego gola strzelił Krzysztof Strugarek, który w pierwszej połowie był wyjątkowo aktywnym zawodnikiem na boisku.
Strzelony gol dodał sił piłkarzom z Łomży, którzy do końca pierwszej połowy meczu właściwie nieustannie atakowali bramkę gości... Niestety mimo kilku wydawało się dobrych okazji piłka przechodziła obok słupków...
- Szkoda, że wtedy nie padła druga bramka, bo to ustawiłoby nam mecz do końca – żałował po meczy Kowalski. - W II połowie zabrakło siły – dodawał.
I faktycznie. ŁKS po przerwie już nie dominował na boisku. Jagiellonia, która zdobyła optyczna przewagę grała jednak na tyle nieskutecznie, że nie zdołała wykorzystać osłabienia łomżan. Mimo kilku groźnych podejść pod bramkę Ulmana, piłkarze Jagi najczęściej strzelali „Panu Bogu w okno”, ale na uznanie zasługuje także Kamil Ulman, który np. w 65 minucie gry, w sytuacji sam na sam z napastnikiem Jagielloni, zdołał obronić strzał z około 6 metrów.
Pod koniec spotkania do piłkarzy z Łomży uśmiechnęło sie także nieco szczęścia. Po mocnym strzale z około 17 metrów piłka odbiła sie od sztangi.
Podsumowując aspirująca do gry w ekstraklasie piłkarskiej Jaga w Łomży nie pokazała nic dobrego. Asystent trenera białostockiej drużyny na pomeczowej konferencji oświadczył tylko, że wszyscy widzieli sędziowanie po czym - przy ogólnym zadziwieniu obecnych na sali dziennikarzy - wyszedł...
Zadziwiony zachowaniem „kolegi” Czesław Jakołcewicz mówił, że jest zadowolony z gry swoich podopiecznych szczególnie w pierwszej części gry. W drugiej jak mówił piłkarzom zabrakło siły, a on nie miał kogo zmienić „do przodu”.
- ja za swoich zawodników nie musze się wstydzić – podkreślał. - Obiecałem kibicom, że ten mecz wygramy, ale taka jest piłka. Zagraliśmy na tyle na ile nas było stać. Będzie lepiej. Łomża na pewno utrzyma się w lidze z gry – teraz jestem o tym przekonany - dodawał.
Mecz obfitował w żółte kartki przy czym zdecydowaną większość z nich – 4 (do jednej ŁKS-u) zobaczyli piłkarze Jagi. Pod koniec drugiej połowy gry doszło do incydentu. Kibice najpierw Jagi, a później także ŁKS-u podpalali szaliki drużyny przeciwnej... Interweniowali ochroniarze, a mecz na kilka minut został wstrzymany.