Narodziny Jezusa to dar od Boga
Jaka była pierwsza wilia stanu wojennego? – W napięciu przeżyłem jako biskup pomocniczy w Szczecinie niedzielę 13 grudnia 1981 roku, kiedy stan wojenny ogłoszono. Mój przełożony bp Kazimierz Majdański miał wykłady w Warszawie. Odcięli telefony, śniegu po pas nasypało, młodzież pobuntowana, prawie że ze śnieżkami chciała się rzucić na czołgi. 17 grudnia, już po pacyfikacji stoczni szczecińskiej, wrócił przełożony, bo pociągi uruchomiono. Zezwolili nam odprawić w bramie stoczni mszę św. w rocznicę wypadków grudniowych 1970 r., w asyście oddziałów wojskowych i ZOMO. A potem wigilia: normalna w domu biskupim, choć nienormalna w Polsce. Jedynym zaskoczeniem były życzenia, przysłane mi – mimo że poczta nie docierała – przez pułkownika, który mnie śledził. Takiego stróża miał każdy biskup, a pewnie i ksiądz. Doszły bez znaczka. Służba Bezpieczeństwa miała swoje sposoby „drożności”.
– Nie wiedzieliśmy. Trudna była sytuacja społeczna. Groźne były sygnały z więzień ciężkich, dla skazanych z wysokimi wyrokami w Goleniowie czy Nowogardzie, gdzie trafili nasi solidarnościowcy. Staraliśmy się do nich dotrzeć z opłatkiem, bez zgody na kontakt bezpośredni. Atmosfera była przygnębiająca, więc pocieszaliśmy, że Narodziny Dzieciątka w Betlejem nie odbyły się w o wiele lepszych warunkach, a przetrwały więcej niż jeden stan wojenny. Gwałtownie zgaszono nadzieję, więc mówiliśmy, że nie wszystko kończy się na Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego.
Komuna, III Rzeczpospolita, teraz może i IV RP – czy polityka wpływa na przeżycie Świąt?
– Nie chciałbym określać, czy jesteśmy w III czy IV_Rzeczypospolitej. To są deklaracje polityków, może i potrzebne, niech pracują nad tym, ale sytuacja jest tak skomplikowana, że nie miałbym odwagi ani cezury czasu wyznaczać, ani uczciwie określić jakichś poważnych cech, które oznaczałyby początek tej IV_RP. Czytam i wsłuchuję się w zamierzenia polityków. Ten fakt, że chcielibyśmy się oderwać od spuścizny czasów komunistycznych i przejąć własne władanie na własnym terenie, jest mi bliski. Wcale nie uważam, że wolne wybory parlamentarne otworzyły już całkowicie samodzielność wszystkim Polakom, wręcz odwrotnie. I w Polsce, i w innych krajach wolne wybory nie oznaczają jeszcze wolności. Zarówno wolności gospodarczej, jak i ogólnokulturowej. Dlatego też pragnienia takiej wolności i autonomii są wszystkim Polakom bliskie, i mnie też, dlatego chętnie i takie życzenia nam wszystkim bym złożył.
Wróćmy do pytania, w jakim stopniu polityka wpływa na nasze przeżywanie Świąt?
– Jednak trochę wpływa. Święta mają przecież także wymiar domowo-gościnny i kiedy tych kilku groszy brakuje, to się to w sercach ludzkich odbija, zwłaszcza wśród bezrobotnych, w rodzinach obciążonych chorobą najbliższych czy z gromadką dzieci do wychowania. Na szczęście, co roku dajemy sobie radę z tym jarmarkiem politycznym z kolejnymi próbami obalania rządu, na granicy lekceważenia procedur demokratycznych wyborów. To jest dla zwykłych obywateli upokarzające. Jednak Święta Bożego Narodzenia są tak mocne swoją treścią wewnętrzną, że bez polityki potrafimy w spokoju przełamać się opłatkiem i zaśpiewać radosną kolędę. Ludziom bardziej doskwierają braki ekonomiczne. Trzeba zatroszczyć się, aby nie było ani jednego dziecka, które nie znajdzie prezentu pod choinką i nie siądzie przy choćby odrobinę świątecznym stole.
To prawda, że na święta stajemy się lepsi?
– Przynajmniej przypominamy sobie nasz rodowód, że jesteśmy zaplanowani przez Pana Boga jako dobrzy ludzie. Bo tak jest! Troszkę głębiej zaglądamy sobie i w oczy, i w życiorysy. Po drugie, odżywają nasze marzenia, gdyż my naprawdę chcemy być lepsi. A po trzecie, przy takich świątecznych nastrojach tu i ówdzie wpada nam pomysł jak przezwyciężyć trudności. Przełamywanie się opłatkiem to dobry czas na powstawanie projektów współpracy, rozwiązywanie problemów czy zawiązywanie się przyjaźni. Święta mają i powinny mieć też pod tym względem swój bogaty dorobek.
Pamięta Ksiądz te święta najcudowniejsze?
– Nie podchodzę do Bożego Narodzenia rankingowo. Bardzo wiele było takich świąt, zawsze były radosne. Oczywiście, inaczej wspominam okres dzieciństwa, bo wtedy najważniejsi byli najbliżsi ludzie i atmosfera wigilii. Chyba właśnie wtedy najpiękniejsza wydawała mi się żywa, pachnąca choinka i najbardziej smakowały mi zupa grzybowa, pierożki z kapusty czy karp smażony...
A prezenty?
– Nie upieraliśmy się przy nich, bo na wsi lubelskiej, gdzie się wychowałem, oszczędzało się pieniądze. Rysowaliśmy sobie wzajemnie, robiliśmy wycinanki albo kleili zabaweczki. Największym prezentem było spotkanie rodzinne i nawiedziny. Miałem pięcioro rodzeństwa i kuzynów całe gromady, i sąsiedzi się schodzili. Mieliśmy wilię zawsze w mniej więcej trzydzieści osób. Prezenty pojawiły się, kiedy stałem się osobą publiczną. Ciekawi mnie, co pan takiego z sobą przytaszczył...?
Panoramę Łomży, grafikę autorstwa malarza i portrecisty Roberta Sokołowskiego.
– O! Bardzo dziękuję, to dobra ręczna robota!
Ksiądz myśli o Łomży, w której pełni posługę od 10 lat, panoramicznie czy szczegółowo?
– Staram się patrzeć szczegółowo, natomiast dla mnie jest to miasto. A więc – nie ulice, nie osiedla, nie parafie, nie środowiska, tylko miasto: duża ludzka wspólnota. Łomża to zresztą, mimo wszystko, dość jednolite miasto, które odbieram w całości jako pewnego rodzaju dosyć typową rodzinę.
Czyli...?
– Wszyscy wiedzą dużo o wszystkich, trochę nawet oficjalnie albo i za plecami plotkują, ale nie przechodzą obok siebie obojętnie. Jeśli łomżyniacy w czymś są wobec siebie zaczepni czy konkurencyjni, to jednak nie są zimni. Mają dobre serca.
Obok życzeń na Boże Narodzenie, pisanych na karcie pocztowej, coraz powszechniejsze są wysyłane sms-em. Używa Ksiądz komórki?
– Stale! Zazwyczaj noszę przy sobie telefon komórkowy, ale nie zawsze otwarty. Umiem wysyłać sms-y słownikiem. Mam korespondentów na co dzień i wśród świeckich, i wśród duchownych.
Dziękuję za rozmowę i – Wesołych Świąt!
P.S. Wywiad autoryzowany, przeprowadzony dla “Gazety Współczesnej” i 4lomza.pl.