Hiena między ludźmi
Czego nie strawił ogień, chciał zabrać złodziej. Mimo, że spłoszył go jeden z mieszkańców, wyniósł towarów na kilka tysięcy złotych.
W poniedziałek 27 maja br. w kamienicy przy ul. Woziwodzkiej wybuchł pożar. Ogień zauważył jeden z przechodniów, który wezwał służby ratunkowe i jeszcze przed ich przyjazdem wyprowadził mieszkankę w bezpieczne miejsce. Nie wszyscy jednak ludzie potrafią się tak pięknie zachować.
Tej samej nocy w budynku zjawił się złodziej, który postanowił na nieszczęściu starszej kobiety wzbogacić się. O nocnym zdarzeniu z 27 na 28 maja redakcję poinformował syn, który wrócił z delegacji by zając się matką. Tej nocy spał w jej mieszkaniu.
Źródłem ognia okazał się elektryczny ogrzewacz wody, a spaliła się część wyposażenia kuchni. Mimo, że pomieszczenie wymaga remontu, to mieszkanie nadaje się do użytku. Ewakuowana seniorka nie odniosła żadnych obrażeń, więc bez problemu mogła wrócić w swoje kąty.
Około 4 nad ranem nocy z 27 na 28 maja, syna obudził jakiś dziwny ruch w kuchni. Początkowo myślał, że to kot, wstał aby to sprawdzić. Zdziwiony w pogorzelisku zauważył sylwetkę szukającego czegoś mężczyzny. Doszło do szarpaniny między nimi, a napastnik w pewnym momencie uciekł.
Mieszkanie, w którym doszło do pożaru, znajduje się na pierwszym piętrze kamienicy. Piętro niżej mieści się pracownia modelarska syna. Okazało się, że złodziej swoje szabrowanie rozpoczął właśnie w tam. Zginęły elektronarzędzia, przyrządy modelarskie dobrej klasy i inne mniej wartościowe rzeczy. Pan Zbigniew straty oszacował na kilka tysięcy złotych. Cześć „fantów” już o świcie odnalazła się na dachu sąsiedniego garażu.
Co gorsza, buszujący w pracowni złodziej zabrał kluczyki od stojącej pod domem skody i odjechał.
Sprawą zajmują się łomżyńscy policjanci, ale na razie nie chcą ujawniać szczegółów z toczącego się postępowania. Wstępnie zdarzenie zakwalifikowano jako napad rabunkowy.
Jakie serce, jakie wartości musi mieć ktoś, kto wchodzi do osoby poszkodowanej przez pożar i kradnie co zostało. To hiena nie człowiek – stwierdza Pan Zbyszek. Liczy, że policja go odnajdzie.