"Czas się określić ... woda jest na wagę złota" - komentarz Czytelnika
Z dużym odzewem wśród Czytelników spotkał się czwartkowy tekst pt. „Zostało się modlić o deszcz”. Jeden z nich postanowił głębiej odnieść się do zawartych tam treści i przysłał do redakcji swój komentarz, który za Jego zgodą w całości publikujemy.
Właśnie przeczytałem dramatycznie brzmiący artykuł „Zostało się modlić o deszcz” i pozwolę sobie napisać kilka zdań w komentarzu do przeczytanych tam treści.
Faktycznie - jest bardzo sucho. Opady na poziomie 1/5 średniej wieloletniej w maju muszą oznaczać katastrofę, szkoda mi jest roślin które wymagają wody w tym bardzo ważnym dla wzrostu okresie. Nie zazdroszczę ludziom, którzy swoją przyszłość zawodową budują na produkcji roślin, czy to do sprzedaży bezpośredniej, czy to do ich pozyskania jako paszy dla zwierząt. Niemniej, jako rolnik i człowiek z 47 letnim stażem życia, nie mogę w tym momencie nie zapytać, jakie działania podjęli najbardziej czekający teraz na wodę ludzie? Ile zastawek melioracyjnych przywrócili do działania i zatrzymali wodę z zimy jak najdłużej? Czy łomżyńska Izba Rolnicza starała się przy współpracy z Wodami Polskimi ocalić siedliska bobrów, które gatunkiem zasłużonym w retencji?
Jakie programy nasadzeń śródpolnych, powstrzymujących erozję wietrzną wspiera samorząd rolniczy? Ile kilometrów szpalerów drzew powstało w ostatnim czasie? Na jakiej długości cieków wodnych zaprzestano udrażniania, aby spowolnić odpływ wód zimowych do morza? Czy samorząd rolniczy zapoznał się z założeniami tzw Zielonego Ładu i przyswoił zawarte tam plany zastąpienia intensywnej produkcji z intensywnym zużyciem wody na tworzenie (dotowanych) stref buforowych i obszarów zatrzymujących wodę o znacznie zmniejszonej intensywności uprawy, a co za tym idzie czasochłonności, energochłonności i „wodochłonności”.
Jest taki stary żydowski dowcip, o Josku, który bardzo chce wygrać na loterii i prosi Jahwe o wygraną codziennie. W końcu Bóg nie wytrzymuje, wychyla się z nieba i mówi – Josek, ty daj mi szansę, ty mi pomóż, ty kup w końcu ten los.
Rolnicy modlą się o wodę w maju, a w marcu fedrują rowy melioracyjne (także na obszarach chronionych, jak Grądy-Woniecko, co opisywaliście na łamach 4lomza.pl), wycinają aleje wierzbowe, tną kolejne działki na których rośnie olcha i sieją na nich trawę i ani im w głowie, co będzie potem. Tyle że tym razem zamiast – po nas choćby potop , jest „po nas choćby pustynia”. A przecież klimat się zmienia nie od dzisiaj, zachęty do oszczędzania wody są nie od dzisiaj. Naukowcy swoje, chłop polski swoje. Byle na koniec „suszowe” wypłacili.
Czas się określić droga Izbo Rolnicza – ciśniemy produkcję na maksa, pod prąd Zielonego Ładu, dopłaty do produkcji, kukurydza i rzepak, a przyszłe pokolenia niech jedzą żabę, która z tego wyrośnie, czy bierzemy tą wodę, co jest, bo więcej nie będzie i produkujemy tyle, ile mamy wody. Ziemi nie przybędzie, nawozy można dowieźć, ale woda jest na wagę złota. Możecie się modlić o deszcz, ale dajcie sobie szansę, zatrzymajcie to, co z zimy macie na polach.
JR
(Nazwisko i imię do wiadomości redakcji.)