73-latek zaprotestował przeciwko polowaniom
- W sobotę wieczorem wyszedłem po filmie „Dolina Bugu – ptaki widzą lepiej”, aby zaprotestować w korytarzu Hali Kultury – wyjaśnia Krzysztof Jadacki z Łomży, kiedy pytamy, co i dlaczego robił z afiszem o treści: „Park to nie rzeźnia” oraz „Stop dla polowań”. 3-dniowy Narwiański Festiwal Przyrodniczy organizował w Hali Kultury Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi. Aktywista ekologiczny uważa, że na terenie Parku po obu stronach Narwi zbyt dużo jest polowań i myśliwych.
Łowczy okręgowy Rafał Chodorowski w środę był nieobecny w Polskim Związku Łowieckim w Łomży – jak nam wytłumaczył - ze względu na stan zdrowia. Na razie nie podajemy, ilu aktualnie myśliwych działa w kołach po obu stronach rzeki, ile jest polowań indywidualnych i zbiorowych w ciągu roku oraz ile i jakiej zwierzyny podlega z powodu łowiectwa systematycznemu odstrzałowi.
Krzysztof Jadacki ma odczucie, że polowań jest za dużo na terenie Parku Doliny Narwi, który jest po to, aby chronić przyrodę, w tym, zwierzęta, a nie urządzać na nie łowy. Oprócz wrażenia, Pan Jadacki przytacza przykry incydent sprzed ok. roku, kiedy synową i dwóch nastoletnich wnuków na spacerze – jak opisuje Czytelnik – myśliwi z fuzjami przepędzili z lasów okolic Pniewa. - Człowiek nie może wyjść spokojnie na spacer w obawie, że zaraz wyskoczy myśliwy z fuzją – podsumowuje. Pan Jadacki rozumie, że istnieje ustalony od dekad system prawny, jednak „polowań jest za dużo”.
Zwierzęta groźne dla upraw i ludzi
Nadleśniczy Dariusz Godlewski z Nadleśnictwa Łomża, w komentarzu do protestu Czytelnika w Hali Kultury, zastrzega, że ludzie maja prawo do wyrażania swoich poglądów. Jednak z poglądem Pana Jadackiego przyrodnik się nie zgadza, ponieważ łowiectwo i gospodarka łowiecka służą temu, aby regulować populację zwierzyny. Teren Parku Doliny Narwi nie został wyłączony z działalności gospodarczej człowieka: rolników, leśników, wędkarzy czy myśliwych. Gdyby nie było odstrzałów zaplanowanych, na przykład, na żerujące w stadach dziki, to zniszczenia upraw polowych byłyby jeszcze większe. Rolnicy nie po to zajmują się uprawą roślin, żeby w konsekwencji stracić plony. Dziki przyczyniają się również do roznoszenia zaraźliwego ASF, dlatego odstrzał chroni hodowlę trzody chlewnej, ale pojawiają się nawet w miastach, np. nad Bałtykiem i w okolicach Warszawy, tak że mieszkańcy boją się wychodzić z dziećmi i psami na spacer. Wilki w poszukiwaniu pokarmu atakują przy domach zwierzęta domowe. Łosie niszczą bezprzykładnie uprawy i przyczyniają się do wielu tragicznych w skutkach wypadków drogowych. Zdaniem nadleśniczego Godlewskiego, stan liczebny zwierzyny powinien być stale monitorowany w terenie i regulowany, zależnie od sytuacji.
Hasło „Stop dla polowań” jest nieracjonalne
- We współczesnym świecie obowiązuje gospodarka łowiecka, ponieważ żyjemy w warunkach, że zwierzyna nie może sama się rządzić na swoich prawach – zgadza się z nadleśniczym w tej kwestii Artur Ciborowski, myśliwy z 35-letnim doświadczeniem i prezes d. Okręgowej Rady Łowieckiej w Łomży lat kadencji dawnego łowczego okręgowego Jerzego Włostowskiego. - Musimy racjonalnie istniejącymi zasobami gospodarować. Służy temu inwentaryzacja przez koła łowieckie liczebności gatunków, m.in. dzika, sarny, jelenia. Plany odstrzału zatwierdzane są przez nadleśniczego. Istnieją limity, żeby nie naruszyć systemu, aby gatunki funkcjonowały i się rozwijały, lecz nie nadmiernie. Na przykład, nadmierna populacja lisa prowadzi do depopulacji kuropatw i zajęcy. Zdaniem Artura Ciborowskiego, hasło „Park to nie rzeźnia” jest oczywiste, a „Stop dla polowań” jest nieracjonalne.
Mirosław R. Derewońko