(Nie)gościnna ziemia łomżyńska
Dwóch azerskich kierowców z samego rana chodziło po Kisielnicy i prosiło o pomoc w wyciągnięciu pojazdu, który utknął na drodze gruntowej obok S61. „Jak wyście tam trafili” - pytali gospodarze, którzy postanowili pomóc cudzoziemcom. „Police” - tłumaczyli.
Cztery ciężarówki do przewozu aut z przyczepami nie podporządkowało się znakom drogowym i na rondzie w Kisielnicy łączącym stary ślad DK61/63 z dojazdem do węzła Kolno na S61 pojechało fragmentem drogi gdzie ustawione jest ograniczenie do 12 ton. Kierowca relacjonując sytuację wyjaśniał, że na rondzie przy zjeździe na dwupasmówkę stał patrol policji, który, jak zrozumiałem jego rosyjsko-polską i być może azerską mieszankę słów, nakazał pojazdom zjechać z ronda w boczną drogę. Kierowca z którym rozmawialiśmy za to wykroczenie otrzymał 500-złotowy mandat. Cudzoziemcy mandaty płacą gotówką. Z relacji kierowców wynika, że jednego z mężczyzn policjanci mieli skuć i w kajdankach zawieść pod bankomat.
Próbowaliśmy potwierdzić te informacje w łomżyńskiej komendzie, ale policjanci nie dość, że byli po nocnej służbie, to mieli zacząć urlop. Potwierdzono jedynie, że o tej porze była interwencja w Kisielnicy, która przebiegła spokojnie. Z tego powodu jest tylko wersja Azerów.
Kierowcy z żalem tłumaczyli, że u nich policja pomaga, a tu w Polsce lepi mandaty. W tę drogę mieli wjechać, ponieważ tak prowadziła ich nawigacja. To oczywiście nie zwalnia kierowców z przestrzegania znaków drogowych, ale żal u kierowców był raczej szczery. Mężczyźni są w trasie, z Niemiec przez Polskę jadą na Litwę, dalej przez Białoruś, Rosję do Azerbejdżanu. Jakieś 6 tysięcy kilometrów. Najgorsze ich zdaniem było to, że funkcjonariusze mieli ich skierować na boczną, gruntową drogę, która w pewnym momencie stała się „ślepą”. Przy próbie zawracania jedno auto zakopało się w miękkim podłożu i sprawa stała się jeszcze poważniejsza. Prawdopodobnie policjanci ściągnęli na miejsce jedną z łomżyńskich pomocy drogowych, która, jak twierdzili cudzoziemcy, za wyciągnięcie auta zażądała 400 EURO. Nie zgodzili się na taką stawkę, więc zostali sami.
Wówczas poszli, by u rolników szukać pomocy. Ci również nie dali rady, więc na miejsce ściągnięto inną pomoc drogową. Sądząc po skutecznie przeprowadzonej akcji, domówiono się co do ceny.
„Плохая земля” (Zła ziemia) – podsumowali.