W rodzinie nadzieja czy w małżeństwie?
- Rodzina jest ważna, ale najważniejsze jest małżeństwo – mówił ks. dr Jacek Kotowski, diecezjalny duszpasterz rodzin. Podczas konferencji „Nadzieja w Rodzinie”, którą w sobotę w auli szkół katolickich zorganizowało Duszpasterstwo Rodzin Diecezji Łomżyńskiej i parafia Bożego Ciała, prelegenci dyskutowali o wzorcach, zagrożeniach i dylematach dzisiejszych rodzin.
„Trwałe małżeństwa są nie tylko fundamentem rodziny, ale i kościoła” – napisał do uczestników bp Janusz Stepnowski, a ta rodzina zbudowana ma być na miłości mężczyzny i kobiety.
Choć ilość związków w Polsce jest raczej na podobnym poziomie, to maleje ilość ślubów. Ks. dr Jacek Kotowski z niepokojem obserwuje panujący w diecezji trend spadku sakramentalnych małżeństw. Zwraca uwagę, że w opinii wielu socjologów najmłodsze pokolenie jak dorośnie w takich warunkach jak dziś, to w żadne związki nie będzie wchodzić. Stąd promocja rodziny i małżeństwa, ale niezbędne jest także świadectwo rodziców i otoczenia. Zachęcał zgromadzonych do zainwestowania w fundament, czyli małżeństwo. „Jak ono jest nieszczęśliwe, wszyscy są nieszczęśliwi”. Małżeństwo, czyli wspólnota życia i miłości mężczyzny i kobiety, to wzajemne obdarowywanie się, ma być obrazem jak Bóg kocha ludzi. „Nie przez męczeństwo rodzisz się do zbawienia w małżeństwie” - mówił przywołując jako anegdotę odpowiedź dziecka, usłyszaną od rodzica, że pokuta i małżeństwo to to samo. Miłość wzajemna ważniejsza niż do dzieci – podkreślał kapłan.
Duszpasterz zwrócił uwagę na kryzys ojcostwa, którego źródło jego zdaniem jest w kryzysie męskości. „Mężczyźni nie podejmują swoich obowiązków”. Dla małżonków zaraz po Bogu powinien być mąż albo żona. Dzieci natomiast dobrze przygotowane mają opuścić dom i zacząć swoje życie. Właśnie od relacji wzajemnych rodziców, ojca – matki, męża – żony, zależy przyszłe życie dzieci – tłumaczył ks. Jacek. Przywołując badania wskazywał, że zaraz po śmierci rodzica, rozwód jest drugim traumatycznym przeżyciem i ma wpływ na przyszłe funkcjonowanie dziecka. Niestety ostatnie dane GUS mówią, że co trzecie małżeństwo kończy się rozwodem, a co czwarte dziecko rodzi się ze związków nieformalnych. Stąd też ks. Jacek Kotowski zapowiedział na jesieni uruchomienie duszpasterstwa związków niesakramentalnych.
Z kolei myślą św Augustyna z Hippony „Życie rodziców jest księgą, którą dzieci czytają” swój wykład o dylematach współczesnej rodziny i jak na nie reagować rozpoczęła prof. UKSW, dr hab. Jolanta Łodzińska. Kierownik Katedry socjologii zdrowia i pracy socjalnej UKSW już na początku przerwała wykład, by jak tłumaczyła, odpowiedzieć na ważny SMS. Tą prowokacją wskazała na jedną z często spotykanych współcześnie sytuacji. Komórka zawładnęła człowiekiem „poindustrialnym”. Jak zachować balans między rodziną, a życiem zawodowym w świecie w którym żyjemy?
"Ponowoczesność"
„Jestem zafascynowana tym światem nowoczesnym, w którym żyjemy, a jednocześnie przerażona tym światem”. Właśnie przed rodzicami stoi wyzwanie przygotowania dzieci do życia w świecie, w którym gubimy się sami - mówiła.
„Człowiek żyje w stanie permanentnego zagrożenia i w takim stanie umiera”. Prof. Łodzińska mówiła o świecie „ponowoczesnym”, zminimalizowanym, skomputeryzowanym, w którym chcemy coraz szybciej, coraz dalej, coraz prędzej, i wszystko jest na sprzedaż. Żyjemy w świecie masowym, ryzyka, zagrożeń, poindustrialnym.
Quo vadis współczesna rodzino – pytała mówiąc o świecie coraz bardziej niepewnym i nieprzewidywalnym. Bieda jest hierarchiczna, ale smog jest demokratyczny.
Współczesny świat charakteryzuje się delokalizacja przestrzenną, czasową i społeczną. Przed nami permanentny stan zagrożenia. By łapać wspomniany balans radzi by mniej oglądać telewizji, bo stamtąd jesteśmy bombardowani wieloma bodźcami. Nie ulegać chwytom reklamowym.
„Jesteśmy przebodźcowani i trzeba mieć świadomość tego, a to powoduje, że człowiek nie ma poczucia wartości danych rzeczy”.
Przypomniała słowa Jana Pawła II z 1978 roku (Reemptoris Homini), że współczesny człowiek wydaje się być zagrożony przez to, co jest wytworem jego własnego umysłu. Jego pracy. Mówiła o dylematach przynoszenia pracy do domu i o wszędobylskich komórkach. „Trzylatka mówi do mamy daj mi telefon bo będziesz miała „krzykowy dzień””. Uświadamiała słuchaczom, że dziecko do 4 roku życia nie powinno oglądać telewizji i nie powinno mieć kontaktu z monitorem ekranowym.
Ponowoczesność - człowiek stracił hamulce i granice.
Reakcją i szukaniem tego balansu ma być umiejętność odrzucania. „Mam prawo się izolować , jako człowiek wolny mam prawo stawiać granice” - mówiła. „Wychowanie to stawianie granic, i jak my postawimy dziś dziecku granice, ono kiedyś także postawi”.
„Gdzieś ta granica musi być wyznaczona. Jeśli państwo sami sobie nie wyznaczycie, to nie oczekujcie od dziecka. Bo jedna rzez to socjalizacja, a druga to wychowanie.” Matka do dziecka mówi odłóż telefon, czyli socjalizuje dobrze, ale jak dziecko ma się uczyć, skoro sama nie odkłada”.
Przypomniała, że porównanie do innej osoby to agresja, to jest komunikat raniący, a rodzina powinna dawać bezpieczeństwo.
„Współczesny człowiek uzależnia swoje poczucie wartości od ilości zdobytych lajków” - mówiła z przerażeniem.
W tym przebodźcowanym świecie drogowskazem może być złoty środek. Wszystko jest dla ludzi, ale to kwestia dawki – wskazywała. Wiele substancji, które nas leczą, w nadmiarze szkodzą.
Wśród mnogości zagrożeń jaką postawę wybierzemy zależy od nas. To my dajemy dziecku telefon. „Zapisując tę księgę w byle jaki sposób, na efekty nie trzeba będzie długo czekać”. Życzyła słuchaczom, „żebyśmy życia nie spędzili w banalnych serialach, czy w banałach, gdzie przeceny nazywa się promocją” i każdy sam musi sobie odpowiedzieć, co jest najważniejszą wartością w życiu.
Konferencja odbyła się w ramach projektu sfinansowanego przez ministerstwo rodziny i polityki społecznej.