Co z klubokawiarnią w Hali Kultury na Starym Rynku?
Miasto Łomża ogłosiło ponownie przetarg na najem lokalu gastronomicznego w Hali Kultury. Dwa lata temu inwestor wycofał się z adaptacji pomieszczeń na parterze o powierzchni ponad 260 mkw., w tym: sala dla gości 137 i pół m² i przeszklone od strony placu dawne jatki 27 i pół m². W połowie 2021 r. remont rozkopanego rynku ciągle się opóźniał, jedyne wejście było od szczytu hali, i z tego powodu firma uznała, że inwestycja nie ma uzasadnienia biznesowego. Na parterze pomieszczenia są w stanie surowym, więc spytaliśmy kilkunastu przedsiębiorców, czy chcą tam prowadzić biznes?
Wśród kilkunastu osób, prowadzących lokale gastronomiczne w obrębie starówki i innych rejonach Łomży, po 3 dniach szukania znaleźliśmy tylko 1 chętnego do ewentualnego udziału w przetargu na najem lokalu w Hali Kultury. Ponieważ praktycznie wszyscy właściciele albo menedżerowie prosili o niepodawanie ich nazwisk jako rozmówców, nie mając nic przeciwko przedstawieniu poglądów, w tym artykule skupimy się na argumentacji, dlaczego nie chcą zainwestować - nie na personaliach.
Dlaczego nie chcą inwestować w klubokawiarnię?Rozmówcy wskazują mankamenty klubokawiarni, wynikające z wadliwego projektu - bez realiów gastronomii. Przy lokalu brak dojazdu / podjazdu busa zaopatrzenia, by drogi klientów były osobne od szlaku dostaw palet z napojami, pudeł i skrzynek z produktami. Brak bezpiecznego przejścia na zaplecze kuchenne – w szczycie hali od strony zachodniej są drzwi, prowadzące na strome schody weneckie, ale – zdaniem gastronomów - Sanepid i służby BHP nie dadzą zgody na noszenie po nich ciężarów. A pracodawcy i tak nie zamierzają ryzykować tam spodziewanych wypadków i upadków.
Lokal jest w stanie surowym. Ogłoszenie o przetargu wylicza liczne sieci: elektryczną, wodno-kan., c.o., wentylacyjną, alarmową, ale aranżacja wnętrza i wyposażenie dla klienta oraz sprzęt do kuchni pochłonie kilkaset tysięcy do pół miliona zł, miliona zł i więcej. Jeżeli inwestor ma sprzęt, nie kupi nowego i obniży koszt o 150 – 200 tys. zł (stalowe stoły, szafy, zlewy, chłodziarki, zamrażarka, piec konwekcyjny, urządzenia do obróbki produktów itd). Projekt aranżacji sali, materiały i wykonanie przez budowlańców oraz meble i wyposażenie w ostrożnej ocenie mogą kosztować ok. pół miliona zł. Ile by nie kosztowały faktycznie za miesiąc czy dwa, rozmówcy wyjaśniają: bez pół miliona zł „ot, tak” nie ma co w ogóle zaczynać. To pieniądze z prywatnej kieszeni, które muszą się zwrócić, więc każdy zastanawiał się, ile musiałby trwać czas umowy z Miastem: 5, 10 czy 15 lat? Uważają, że dla opłacalności przedsięwzięcia konieczna jest gwarancja, że Urząd Miejski przyzna koncesję na alkohol – ale tego w umowie Pan Garlicki nie obiecał. Przedsiębiorcy nie wierzą, że mieliby jako dzierżawcy każdorazowo termin swojej imprezy uzależnić od kalendarium Hali Kultury. Najwięcej emocji wzbudzi toaleta: wspólna dla klubokawiarni, gości sali widowiskowej i każdego z zewnątrz. Prawie wszyscy z kilkunastu osób wykluczyli zamiar łączenia gastronomii z szaletem publicznym.
Jedna osoba rozważa udział w przetargu
Tylko jedna osoba z prowadzących swój lokal na starówce powiedziała, że rozważa wzięcie udziału w przetargu, do którego można zgłosić się do 7. kwietnia, wpłacając wadium 5 tysięcy 219 zł. Tyle mniej więcej może wynosić czynsz za prawie 261 mkw. lokalu z klubokawiarnią, bo wiceprezydent Andrzej Garlicki zaproponował cenę wywoławczą netto miesięcznie za m² powierzchni użytkowej: 20 zł. Co do wysokości czynszu, znakomita większość zapytanych uważa go za wysoki, jak na lokal w tym miejscu: w ruchliwszych rejonach Osiedla Południa nie wydawałby się tak znaczny. Tylko 2 osoby uznały, że czynsz nie jest za wysoki. Każdy rozmówca podjął temat kosztów: opłaty za prąd, gaz, wodę, ogrzewanie i płace pracowników. W zgodnej opinii rozmówców – z każdym rozmowa była osobiście lub telefonicznie – tak dużego lokalu nie da się obsłużyć samemu czy w dwie osoby, jeśli ma być czynny 7 dni w tygodniu np. od godz. 12. do 22. Większość za „minimum z minimum” personelu uważała zatrudnienie 3 lub 4 osób, uwzględniając ustawowe godziny pracy, nadgodziny, choroby, wydarzenia losowe, urlopy, sprzątanie i dezynfekcję lokalu i sprzętów.
Byli i tacy, którzy wątpią, czy klubokawiarnia mogłaby pracować i obsługiwać gości – jak grupy, wycieczki – gdyby miała tylko 4 pracowników do dyspozycji na tydzień. Żaden z rozmówców nie podał liczby gości i stolików, możliwych do zmieszczenia w klubokawiarni. Zależnie od typu - formatu lokalu, może to być od kilkunastu 4- i 6-osobowych, rodzinnych, do 40 stołów, w tym 2-osobowych w ścisku jak w stolicy. Rozmówcy uzależniają liczby od sposobu aranżacji lokalu i typu baru. Uśredniając to, lokal może pomieściłby 40 do 80 osób. Osobną kwestię stanowią kanapy i fotele: dadzą efekt eleganckiej klubowości, a zabiorą miejsce i kosztują znacznie więcej niż zydel. Właściciele łomżyńskich lokali zastanawiali się po wielokroć, co to ma być: restauracja - wizytówka Łomży czy może bar mleczny, fastfood, zaciszna kawiarenka dla młodzieży i seniorów? Zwracają uwagę, że z serwowania herbaty i siedzenia gości kilka godzin lokal się nie utrzyma. Nierozwiązane są kwestie: śmietnika; parkingu dla gości – w ciągu dnia zajętego przez urzędników ratusza i pracowników sklepów; ogródka latem ze stołami pod parasolami. Powstanie nowej, dużej klubokawiarni budzi różne opinie: może ożywić starówkę, uatrakcyjnić ofertę, na czym skorzystają wszyscy, a może, zależnie od profilu – i osłabić.
Lokale na starówce padają i powstają
Gastronomia na własny rachunek to w tej chwili bardzo ciężki kawałek chleba – uważają szefowie i menedżerowie firm. Ceny energii, mediów, produktów, płac poszybowały w górę, do czego jeszcze przyczyniały się inflacja i niepewność jutra. Swoje narozrabiała również pandemia od wiosny 2020 r., gdy restauracje i lokale były pozamykane, a później częściowo otwarte, z dystansem społecznym i w maskach. Zamknięte lokale oznaczały brak wykwalifikowanego personelu - odejście kucharzy i kelnerów, z których wielu przebranżowiło się bądź wyjechało z Łomży do większych miast albo za granicę. Część lokali padła, np. na starówce z Giełczyńskiej zniknęły: burgerownia, a na jej miejscu bar z kuchnią chińską. Pan An w parterówce przy muralu za Muzeum nadal karmi egzotycznie.
Na Rządowej w piwnicy była Kafeteria, w pobliżu na parterze bar piwny, zaś na Krótkiej Bar Martyna, po których nie ma śladu. Po Galerii Prowincjonalnej Koteria sprzed 20 lat jest pizzeria, makarony i sałatki spod znaku Molto jako następcy w budynku przy ul. Senatorskiej. Po Matysiakach z Długiej słuch zaginął - dzielnie się trzyma bar obiadowy Pychotka. Pub Pod Ratuszem łączy spotkania przy stole z przekąskami z występami standuperów i rock koncertami. W piątek po południu 4 lodziarnie na pierzei zachodniej Starego Rynku były zamknięte, ale może otworzą podwoje i okienka im bliżej wiosny... Od prawie 2 lat działa na rogu Restauracja Kamienica. Pierzeja południowa to: restauracja burgerowo-kanapkowa Cosmos, Malowane Pierogi i Bar Kibinka, oferujący kuchnię staropolską i kresową (od kibin: pieróg litewski pieczony z mięsem). Na elewacji został szyld po Maxx Burger, a nie wiadomo, czy po remoncie nakarmi. Zniknęły spod filarów dawniejsze obiady domowe i burger z Egiptu. Dobrą renomę mają Restauracja Na Farnej i Non Solo Pizza. Plac Niepodległości kojarzy się z Pizzerią Diavolo. Centrum rozrywkowe miasta przetrwało przy alei Legionów: prym wiedzie Warka z dyskoteką i Pubem 54 i rozszerza się poprzez McDonald's z powstaniem stylowego Garage Grill & Bar z megakoncertami. Gastronomia Osiedla Południe i obrzeży to temat na odrębne teksty.
Mirosław R. Derewońko
tel. red. 696 145 146