,,Grypsy z celi śmierci” w Hali Kultury
W bitwie nad Bzurą Łukasz Ciepliński zniszczył sześć niemieckich czołgów, za co został odznaczony Virtuti Militari. Miał na koncie zuchwałą ucieczkę z niemieckiego więzienia oraz bogatą kartę konspiracyjną, ze zdobyciem części V-1 i V-2 czy wykryciem tajnej kwatery Hitlera włącznie. Od roku 1945 był dowódcą IV komendy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Aresztowany w roku 1947 został „osądzony” i zamordowany strzałem w tył głowy 1 marca 1951. W celi śmierci pisał przejmujące grypsy do rodziny, cudem ocalone przez współwięźnia. Znany aktor Marcin Kwaśny oraz saksofonista Marcin Świderski i pochodzący z Łomży pianista Marek Lipski zaprezentowali w Hali Kultury oparty na nich spektakl „Grypsy z celi śmierci”.
– Po zagraniu w „Historii Roja”, „Wyklętym” i „Pileckim” trafił do mnie ten tekst, przez panią Elżbietę Jakimek-Zapart z krakowskiego oddziału IPN-u, która zebrała te grypsy – mówi Marcin Kwaśny. – Pamiętam, że po pierwszej lekturze byłem wstrząśnięty, zachwyciłem się ich treścią i postanowiłem, że nagram to na płytę. Pomysł koncertowania z Markiem Lipskim i Marcinem Świderskim, którzy grają do tego spektaklu cudowną muzykę, pojawił się później.
Pisane przez ppłk Łukasza Cieplińskiego (1913-1951) pomiędzy październikiem 1950 - lutym następnego roku grypsy-listy do rodziny, przede wszystkim żony Jadwigi i czteroletniego syna Andrzeja, którego widział tylko raz, na sali rozpraw, to wstrząsający dokument. Pierwszy powstał cztery dni po wydaniu wyroku śmierci, kiedy ich autor wiedział już doskonale, że jego dni są policzone. Jest to więc swoisty testament, próba wyjaśnienia tego, czym kierował się w życiu, a do tego liczne prośby do żony, by wychowała syna na dobrego Polaka, katolika i patriotę, kontynuatora dzieła ojca. „Jeszcze żyję...” zaczyna gryps z 14 stycznia 1951 roku, a po 10 dniach pisze z kolei, że „czuje się jak człowiek po dobrze wykonanych obowiązkach”; jedyne, co go nurtuje to fakt, że pozostawia rodzinę w ciężkiej sytuacji i bez środków do życia. Żali się, że siedzi w jednej celi z Niemcem-gestapowcem – „oni otrzymują listy, ja nie”.
Boli go również to, że chciał żyć dla Boga i Polski, a zrobiono z niego zbrodniarza i zdrajcę, jednak ze spokojem czeka na śmierć – miał więc świadomość porażki, ale nie został pokonany. – To wspisuje się w powiedzenie, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać – zauważa Marcin Kwaśny. – Łukasz Ciepliński został stracony 1 marca 1951 roku, stąd też data święta Żołnierzy Wyklętych. Sama historia tych grypsów też jest niezwykła, bo przetrwały tylko dlatego, że przekazał je koledze z celi Ludwikowi Kubikowi, który był skazany na dożywocie. Wyszedł po sześciu latach, a przez ten cały czas miał zaszyte te grypsy, pisane ołówkiem chemicznym na bibułkach od papierosów, w więziennym ubraniu. Musiał je wypruwać przed oddawaniem spodni do pralni, potem znowu zaszywać, a po wyjściu na wolność udało mu się je przekazać żonie Łukasza Cieplińskiego.
Grypsy, ilustrowane archiwalnymi zdjęciami, zrobiły ogromne wrażenie na liczącej kilkanaście osób widowni. Marcin Kwaśny zaprezentował je w bardzo emocjonalnej, chwytającej za serce interpretacji, a poruszającą warstwę słowną dopełniła improwizowana muzyka w wykonaniu dwóch świetnych jazzmanów Marcina Świderskiego i Marka Lipskiego, który na potrzeby tego blisko godzinnego spektaklu stali się dyskretnymi, świadomymi swej roli akompaniatorami.
– Gramy na żywo, to wszystko są ustalenia między mną a pianistą Markiem – mówi Marcin Świderski. – Koncepcja była taka, że muzyka jest gdzieś cały czas tłem, podstawą do czytania tekstów i nie ma się wybijać na plan pierwszy. Były też jednak przerwy, choćby na złapanie przez Marcina oddechu i wtedy miałem kilka solowych wejść, bo jednak saksofon jest, jak by nie patrzeć, instrumentem solowym. Myślę, że z Markiem, który bardzo fajnie akompaniował, stworzyliśmy ciekawe tło do tego tekstu. – Staramy się stworzyć podstawę do tego, co czyta Marcin – dodaje Marek Lipski. – Niemniej jednak grając zawsze staram się słuchać tych grypsów i emocji przekazywanych przez Marcina, i uwzględnić to w muzyce. Jesteśmy więc tłem, ale improwizujemy, jest to muzyka grana na żywo. Są też te wspomniane wejścia Marcina Świderskiego na saksofonie – staramy się wpleść je w to, co było wcześniej w tekście, a te elementy solistyczne, mimo tego, że krótkie, bo tu jednak najważniejsze jest słowo, są jednak nieco silniej zaznaczone.
W Łomży została zaprezentowana najpełniejsza jak dotąd wersja ,,Grypsów z celi śmierci” – cały czas trwają bowiem prace nad odczytaniem niektórych słów czy większych fragmentów tekstu.
– Wczoraj otrzymałem telefon od pani Elżbiety Jakimek-Zapart, która przekazała mi, że udało się jej rozszyfrować już prawie wszystkie, za wyjątkiem trzech, grypsy Łukasza Cieplińskiego – mówi Marcin Kwaśny. – Stało się to możliwe dzięki takiemu urządzeniu jak videokomparator. Udało się odzyskać większość tych nieczytelnych, zamazanych wyrazów, dlatego mieliśmy dzisiaj w Łomży premierę niemal pełnej wersji grypsów, do pełnego odczytania zostały już tylko trzy.
Wojciech Chamryk