Cudem przeżyła z dzieckiem uderzenie TIR-a
Nad Łomżą w sobotę wieczorem rozwinęła się barwna tęcza od Portu Łomża, gdzie Izabela z Flash Creep śpiewa szanty, aż po Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. - Matka Boska osłania nasze miasto chyba płaszczem, bo nie ma katastrof, trzęsień ziemi, wojny... - mówi sprzedawczyni ze sklepu przy Długiej. Mniej więcej wtedy ulicą Wojska Polskiego jedzie TIR od strony ronda na placu Tadeusza Kościuszki. Mija Polową. Niebo błękitne po deszczu, jest rześko, około wpół do ósmej wieczorem.
A samochodem osobowym przy parku miejskim jedzie matka z 7-letnim dzieckiem. Nie widzi tęczy wysoko za plecami i nie słyszy głosu Izabeli i skrzypiec znad Narwi. Obok na przednim siedzeniu, w foteliku z pasami, siedzi jej dziecko.
- Zahamowałam przed pasami, bo przechodziła kobieta od parku w kierunku bloków, i nagle poczułam to silne uderzenie - opowiada ze łzami w oczach matka.
Spinka do włosów boleśnie wbiła się jej w głowę, wciśnięta raptem przez zagłówek. Radio wypadło z obejmy i wisiało smętnie na kablach. Rozpędzony z górki ciężarowy TIR uderzył w nich z takim impetem i masą ton, że ledwo zatrzymał się tuż przed pasami. Kawałki roztrzaskanej w drobny mak tylnej szyby osobówki leżały przed przejściem, a uderzony samochód osobowy odbił się i pędził do przodu w kierunku ulicy Zygmunta Glogera ponad 20 metrów. Zatrzymał się po wjechaniu w zakręt z następnym przejściem dla pieszych. - Byłam przerażona, że auto z nami w środku w coś jeszcze uderzy - opowiada ze łzami w oczach łomżynianka, która - na szczęście - nie straciła przytomności w wyniku tak nagłego wstrząsu i nie wypuściła kierownicy...
Jak twierdzi cudem uratowana matka z dzieckiem, kobieta, z powodu której doszło do groźnej kolizji, nie zatrzymała się, mimo wołania, by zaczekać na przyjazd Policji. Nie zainteresowała się losami kierowczyni ani 7-latka z osobówki.
Mirosław R. Derewońko
tel. red. 696 145 146