List, który wstrząsnął Radą Miasta
- Pani Przewodnicząca apeluję a zarazem proszę Panią, aby się Pani ustabilizowała emocjonalnie, może zrobimy chwilę przerwy .. - sugerował Radny Dariusz Domasiewicz podczas środowej Sesji Rady Miasta po tym, jak przewodnicząca Alicja Konopka z trudem czytała list, co chwilę komentując zawarte w nim treści.
A zaczęło się od pisma, które napisali radni do Przewodniczącej Alicji Konopki. Co było takiego w liście, który zajął czas, energię i rozpalał emocje radnych przez prawie godzinę, czyli połowę sesji, w ostatnim punkcie obrad?
- Wpłynęło do mnie pismo – zaczęła z wahaniem przewodnicząca Alicja Konopka - od radnych: Dariusza Domasiewicza, Marianny Jóskowiak, Tadeusza Kowalewskiego, w którym proszą o wyjaśnienie niepokojących sytuacji dotyczących bezpieczeństwa radnych w związku z pandemią koronawirusa. - odczytała przewodnicząca kwitując je komentarzem, że nie chciałaby rozgrzewać dyskusji na ten temat, bo ta dyskusja byłaby „bezpodstawna”, ale czytała dalej - Na posiedzeniu komisji Gospodarki Komunalnej 26.10.2020 uczestniczył pan Andrzej Garlicki, który podobno był zarażony koronawirusem...
Właściwie trudno stwierdzić co napisali radni, ponieważ co chwilę Pani przewodnicząca przerywając czytanie komentowała, że nie będzie tego do końca czytać, wzruszyła ramionami, pytała samą siebie czy ma czytać, wspominała, że sprawa dotyczy całego kraju i że nikt nie jest upoważniony, żeby badać czy śledzić radnych. „To każdego indywidualna sprawa” – skwitowała.
- Nie rozumiem, czy mamy dalej o tym dyskutować, bo dla mnie jest to przykre. Powinniśmy wspierać tych ludzi, a nie teraz śledztwa przeprowadzać – sugerowała - Ja już nie wiem sama. Jestem wierząca i praktykująca, ale głowa moja jest mała na to wszystko - żaliła się.
W owym piśmie radni dopytywali m.in.:
- dlaczego nie jest mierzona temperatura uczestnikom sesji przed wejściem na salę obrad,
- o brak informacji przy wejściu o ewentualnej kwarantannie najbliższej rodziny czy współpracowników. - Mogłoby to, zdaniem radnych, wyeliminować ukrywanie wiedzy o zdrowiu. „Informacje z mediów wskazują na brak odpowiedzialności niektórych osób, w związku z czym istnieje poważne ryzyko zakażenia innych uczestników przebywających na sali”. Przestrzegali, że „dalsze lekceważenie powagi sytuacji epidemicznej, w naszej ocenie, może doprowadzić do nieszczęścia”.
- brak możliwości zdalnych sesji. „Od marca nie kupiono komputerów dla radnych” dopytywali, „to niech chociaż udostępnią aplikację” - sugerowali. „Opieszałość w załatwieniu tych spraw oznacza brak odpowiedzialności za zdrowie publiczne” - ostrzegali radni.
- O sytuacjach dowiadujemy się z mediów – mówił Radny Zbigniew Prosiński w sprawie komisji Gospodarki Komunalnej z 26.10.2020, w kórej uczestniczył pan Andrzej Garlicki, później zakażony - większość z nas zastanawiała się co się dzieje (…), nikt nie został poinformowany, że osoby które brały udział w komisjach były zarażone. Zwracał uwagę, że prezydium mając taką wiedzę powinno natychmiast poinformować, bo to może spowodować dalsze zagrożenie. „Bo jeśli ktoś miał kontakt z taką osobą to naraża automatycznie kolejnych. To wszystko do góry nogami, niezgodne z tym co zaleca rząd i inspekcje sanitarne” - mówił Prosiński. Nawiązał także do komentarzy i dygresji przewodniczącej, że „skoro czyta pismo, to chciałby, aby było cytowane”.
Radny Dariusz Domasiewicz prosił o ustabilizowanie emocjonalne. Dopytywał co tak w piśmie uraziło, że chce zadbać o „nasze wspólne zdrowie”? „Jakby Pani nie dodawała swoich wstawek, Ochów Achów i jakiś różnych innych, to to jest normalne pismo, w którym poprosiliśmy o zabezpieczenie w tej sytuacji epidemicznej – wyjaśniał.
Tu do dyskusji włączył się radny Witold Chludziński. Zarzucił, że „to było pismo lekceważące prezydenta, bo było napisane Andrzej Garlicki”. Później wyjaśniono, że wcześniej było słowo Pan, ale i tak obrażało bo zabrakło słowa prezydent.
- Dziwne, że takie pismo ktoś pisze – wtrąciła przewodnicząca Konopka - bo to nie są nasze kompetencje, badanie radnych. Dla wyjaśnienia, zgodnie z decyzją GIS, kierownik jednostki może takie badanie zalecić. Wiceprzewodniczący Andrzej Grzymała także był obrażony listem, ponieważ, jak mówił, prezydium nie ma wpływu na przetargi „Po prostu czasem brakuje pieniędzy”.
Radny Domasiewicz, z małą satysfakcją przyznał, że „to pismo miało spowodować co spowodowało, że dzisiaj mamy obrady bezpieczne”. Chodzi o to, że sesja Rady Miasta odbyła się na sali gimnastycznej III LO. Przewodnicząca, później także wiceprezydent Garlicki dowodzili, że to nie zasługa radnego, a wcześniejszych ustaleń.
- Pani przewodnicząca, jako „Matka Radnych”, niech pani zrobi w tym ulu porządek i niech wszyscy w jeden sposób – zaapelował radny Posiński, aby była możliwość zdalnego uczestnictwa we wszystkich komisjach rady, a nie tylko niektórych. Przewodnicząca ciągle utrudniała wypowiedź radnemu. „To ja prowadzę obrady, nie Pan – mówiła - Mam prawo udzielać głosu i mam prawo odbierać głos”.
Radny Tadeusz Kowalewski apelował do Macieja Borysewicza: „Pan wiceprzewodniczący, który miał to nieszczęście przejść koronawirusa wie, jaka to jest choroba i z perspektywy doświadczeń własnych zrozumie to pismo właściwie i przełoży pozostałym osobom i wyciągniemy z tego wszyscy wnioski, ku naszemu wspólnemu dobru”.
Na zakończenie sesji wiceprezydent Garlicki stwierdził, że pomysłodawcy zaklinają rzeczywistość, mówiąc o trosce. - Jest wymierzone w konkretne osoby – stwierdził - kilka insynuacji, jakiś domniemywań i oskarżeń. I ja to wyraźnie widzę... powiedział prezydent zakładając okulary. Zarzucał mijanie się z faktami, sam jednak tych faktów nie przywołał, aby wyprostować niejasności. Przypomniał, że na sanepidzie spoczywa obowiązek informowania osób z otoczenia. „Nie trzeba w mediach tego opisywać, bo to niczemu nie służy” - zaznaczył. Dodał jednocześnie, że żadna z osób zgłoszonych sanepidowi z kontaktów nie została zakażona.
- Pytanie czy ktoś zachorował czy nie zachorował nie jest obraźliwe – zaznaczył radny Marek Dworakowski, który przybliżył radnym swoją pracę, gdzie wszyscy wymieniają się takimi informacjami, aby razem bezpiecznie pracować.
W całej Polsce prezydenci, wójtowie ogłaszają wszem i wobec, że są zakażeni. W związku z tym, że codziennie spotykają się z ludźmi, taki komunikat pozawala podjąć jakieś działania tym, którzy się spotykali. Ukrywanie tego lub zrzucanie na barki sanepidu jest co najmniej lekkomyślne. Oddziaływanie społeczne choroby jest ogromne, ponieważ jeden przypadek może skutkować wstrzymywaniem pracy firm czy zaburzeniami w pracy instytucji. W dobie tysięcy ludzi zakażonych i objętych kwarantanną (w Łomży) sanepid miał ogromne z tego powodu kolejki. W wielu jednostkach, także podległych prezydentowi, informuje się współpracowników o zakażeniach. To nie stygmat, to bezpieczeństwo. Śledztwa przeprowadza się nie po to, aby kamienować, ale aby wyciągać wnioski i na ich podstawie unikać błędów.
Otwartość, ale to chyba za wiele...