Miliony wyrzucone w błoto i piach przy Porcie Łomża
- Jak woda w rzece tak dalej szybko będzie opadać, to za chwilę nikt nie wpłynie ani nie wypłynie na Narew z Portu Łomża – mówi Tomasz Malinowski, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Łódź WOPR z silnikiem korzysta z cumowania w basenie mariny przy bulwarze. - Z powodu mielizny, piasku i płytkiej wody na wprost wejścia do portu nie tylko większe jednostki nie mają możliwości poruszania się, ale nawet z rowerów wodnych trzeba wysiąść i przepychać, stojąc w wodzie, aby można było płynąć. W razie akcji ratowniczej, wypłynięcie łodzi byłoby utrudnione. Budowa Portu Łomża kosztowała ok. 16 000 000 zł, w tym 70 % z RPO, i nie da się pływać?!
Na razie WOPR-owcy radzą sobie w ten sposób, że od razu skręcają w lewo z mariny i płyną 30 – 40 metrów z nurtem wzdłuż dalb, czyli grubych pali przy brzegu, po czym robią nawrót w kierunku plaży. Zbędny manewr zajmuje czas, potrzebny na prowadzenie akcji, gdyby dzwoniono po pomoc pod numer alarmowy 662 029 662 w godzinach 11. - 19. Jeśli ratownicy łodzią pokonają mieliznę. - My jesteśmy tylko użytkownikiem basenu portowego, nie możemy tam sami nic zrobić – zastrzega prezes Malinowski. - To w gestii władz miasta i Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Łomży.
Nie uwzględniono kształtu biegu rzeki...
Przypomnijmy, że Port Łomża z 500-metrowym bulwarem, kapitanatem, placem zabaw, siłownią na świeżym powietrzu i polem namiotowym nad kapryśną rzeką Narew zbudowano kosztem około 16 milionów złotych i po dwóch latach budowy oddano do użytku 18. maja 2013 r. Na uroczystości inauguracji oficjele snuli wizje: ożywionego ruchu turystycznego, spływów kajakowych i po kilka jachtów, odwiedzających przystań w sezonie co dnia. - Inwestycja za fundusze unijne i miasta była spalona na dzień dobry, bo popełniono dużo błędów podczas jej projektowania, co zmusiło nas do migracji z jachtami i żaglówkami nad jezioro do Pisza, niektórych po roku – opowiada po 6 latach od powstania Portu Łomża nad Narwią Zdzisław Kopańczyk, komandor założonego pod k. 2013 r. Stowarzyszenia Port. - Nikt z projektantów z nami niczego nie przekonsultował. Przede wszystkim, błędna była lokalizacja. Popełniono błąd, budując port na wewnętrznym zakolu rzeki, co powoduje nieustanne nanoszenie przez nurt ton piasku. Osoby planujące nie uwzględniły kształtu biegu rzeki.
Zdaniem komandora Kopańczyka, gdyby port powstał na zakolu zewnętrznym - tam Narew skręca w prawo wzdłuż Zjazdu, ten problem by nie zaistniał. Przypomina, że środowisko wodniackie od początku krytykowało brak rozwiązań w porcie i okolicy, pozwalających podnieść poziom wody o metr, dwa, by była możliwa żegluga. Jak to w życiu publicznym często bywa, przebrzmiały fanfary i oklaski, a żeglarze zostali sami ze swoimi jachtami oraz problemem. Teraz odczuwają niedostatek wody pod symbolicznym kilem także rowerzyści wodni. Wkrótce nawet kajaki będą bezużyteczne.
Zbudować tunel czy spiąć „grzebień”
Komandor Stowarzyszenia Port Zdzisław Kopańczyk snuje rozmaite wizje uratowania tego, co się da. Celem głównym jest zachowanie funkcji użytkowej mariny portu, ażeby nie zarastała i nie stała się grząskim i cuchnącym bajorem. Można by, co jest kosztowne, przekopać tunel z ujęciem wody sprzed zakola - w górę rzeki, na odcinku między końcem bulwaru a plażą. Poprowadzony brzegiem tunel pozwoliłby wpuścić przez boczną ścianę mariny wodę, wypłukującą nieczystości z basenu i piasek z wejścia do portu. Wówczas Narew nie zamulałby portu z sąsiedztwem w korycie rzeki. Po 5 latach można dokonać zmian w inwestycji, finansowanej za pieniądze unijne, ale ten, kto widział ściany niecki portowej, grube jak schrony atomowe i najeżone dziesiątkami pali, będzie w to wątpił.
Drugi pomysł jest o wiele tańszy, lecz mniej estetyczny, gdyż oznacza kolejną ingerencję betonem w koryto Narwi. Z brzegu po drugiej stronie mogłyby wystawać, na przykład, pod kątem 45 stopni ukośne przegrody z elementów złożonych jak klocki na zapinki. Tworzyłyby „grzebień”, zmuszając nurt rzeki do skierowania się na ścianę równoległą do nurtu i wypłukiwanie piasku z wejścia portu.
Tamy, śluzy i elektrownie wodne
Trzecie proponowane do dyskusji rozwiązanie wymagałoby udziału władz państwowych i RZGW, żeby Łomżę uwzględnić w planie działań, służących utrzymaniu powierzchniowych wód słodkich jak najdłużej w obrębie akwenów. Chodzi o to, by woda z rzek i jezior nie odpłynęła za szybko do morza. Społecznicy stowarzyszenia spotkali się z zastępcą dyrektora ds. powodzi i suszy RZ Wody Polskie w Białymstoku Henrykiem Jarosem, przybliżającym ideę budowania tamy ze śluzą na Pisie w Piszu. Trwają prace planistyczne i badania środowiskowe do 2021 r. - My ze swej strony chcemy promować trzy śluzy: Wizna dla Biebrzy i Narwi, Czarnocin koło Łomży dla Narwi i Nowogród dla Narwi i Pisy – informuje o działaniu Portu Zdzisław Kopańczyk. - Wszyscy myślą, że trzeba wodę spiętrzyć i łąki zalać, a nam chodzi o to, by podnieść o metr lub dwa poziom wody w korycie rzek. Cztery lata temu złożyliśmy do RZGW wniosek o sposobie utrzymania wody słodkowodnej. Takie duże przedsięwzięcia wymagają czasu, konsultacji z naukowcami i inżynierami i poparcia władzy.
Budowę Portu Łomża 7 lat temu pamięta Bernard Jakubowski, żeglarz z 40-letnim doświadczeniem rejsów na jeziorze Ontario i rzece Hudson w Kanadzie. - Zwróciłem uwagę budowlańcom, że dziwi brak przepływu wody, jakby budowali akwarium dla żab – wspomina gorzko. - Kierownik uspokoił mnie, że na pewno doprowadzą. A jak Port Łomża otwarto, to złączyłem trzy węże ogrodowe i sam doprowadziłem bieżącą wodę do pomostów. Wtedy jeszcze była komuś potrzebna, bo stały jachty... Jest też wstydliwa sprawa: w Kanadzie nie mógłby powstać port bez pompy do fekaliów z jachtów. Trudno mi dziś zrozumieć, jak urzędnicy za grube miliony mogli budować wielki port dla kajaków.
Mirosław R. Derewońko
zobacz:
Bulwar nad Narwią i Port Łomża oficjalnie otwarte i poświęcone
Port Łomża nad Narwią: rejs w przyszłość albo... opuszczenie