środa 20.07.2005
Gazeta Współczesna - Jeżdżą bez głowy Gazeta Współczesna - Kwaśna niemoc Gazeta Współczesna - Zabiła, choć nie chciała Kurier Poranny - Nie zabierajcie nam kontraktów! Kurier Poranny - Krytyk rządzi Sojuszem
– Dwanaście kolizji z udziałem rowerzystów miało miejsce na terenie naszego miasta w ostatnich dwóch miesiącach – informuje sierż. Ewelina Poniat, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Łomży. – Główne ich przyczyny to nieznajomość przepisów ruchu drogowego i bezmyślna jazda rowerzystów.
Słoneczna pogoda zachęca do rowerowych przejażdżek, ale modernizacja dróg w Łomży utrudnia życie nie tylko kierowcom, ale także rowerzystom.
– Ścieżki rowerowe to marzenie każdego łomżyńskiego miłośnika jednośladu – mówi Mariusz Bęczkowski, rowerzysta pracujący w Łomży. – Często kierowcy traktują nas bardzo źle, wymuszają pierwszeństwo, trąbią i wściekają się.
Rowerowe ścieżki nie prędko jednak pojawią się w Łomży.
– Obecne prace w różnych miejscach miasta nie zakładają budowy takowych ścieżek, ale to nie oznacza, że ich nie będzie – uspokaja Andrzej Zajkowski, architekt miejski z Urzędu Miasta Łomża. – Obecnie istnieją takie ścieżki w skateparku, a te które powstaną w przyszłości będą z nimi połączone i będą prowadziły m.in. nad rzekę i do Lasku Jednaczewskiego.
Najszybciej powstanie ścieżka, która będzie prowadziła od ulicy Poznańskiej w kierunku Konarzyc. Póki, co rowerzyści zmuszeni są jeździć ulicą albo chodnikiem.
więcej: Gazeta Współczesna - Jeżdżą bez głowy
Gazeta Współczesna - Kwaśna niemoc
– Przez brak prądu psuje nam się mleko w chłodziarkach i ponosimy olbrzymie straty – skarżą się rolnicy ze wsi Skórzec k. Ciechanowca. – Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Gospodarki mamy 36 godzin na naprawę uszkodzonej sieci energetycznej dla odbiorców klasy 4 i 5, czyli m.in rolników – mówi kierownik Rejonu Energetycznego w Wysokiem Mazowieckiem, Sergiusz Miodusiewicz.
Burze z piorunami, wichury, gwałtowne deszcze potrafią w jednym momencie pozbawić prądu kilkudziesięciu, a nawet kilkuset odbiorców energii elektrycznej. Rejon Energetyczny w Wysokiem Mazowieckiem w ostatnią sobotę odebrał 48 takich zgłoszeń. W tym ze wsi Skórzec.
– Zadzwoniliśmy do rejonu energetycznego już o godz. 11.00, a technicy przyjechali dopiero na drugi dzień – mówi wzburzony Robert Wyłuda ze wsi Skórzec. – Na naprawę trakcji czekaliśmy 20 godzin! Przez ten czas cały piątkowo-sobotni udój skisł i trzeba go było wylać do kanału.
Robert Wyłuda stracił w ten sposób 500 litrów mleka. Jego sąsiedzi Józef Murawski i Elżbieta Jaszczołt w sumie prawie 1300 l mleka pierwszej, najdroższej klasy. Wszystko z powodu niedziałających urządzeń chłodniczych.
więcej: Gazeta Współczesna - Kwaśna niemoc
Gazeta Współczesna - Zabiła, choć nie chciała
Śmiertelny cios zadała nożem kuchennym. Z przebitej tętnicy udowej krew tryskała na całe podwórko. Zanim na miejsce dotarła pomoc, mężczyzna się wykrwawił. Niewykluczone, że kobieta broniła się przed agresywnym mężem.
Emilia (32 lata) i Wiesław (33 lata) mieszkali w Zambrowie, ale prowadzili gospodarstwo rolne w oddalonych od miasta o 7 km Czartosach. W miejscu zamieszkania nie wyróżniali się niczym szczególnym.
– Czasem, jak każdy, Wiesław się upił i nic tam strasznego nie było – mówi jeden z sąsiadów.
W poniedziałek Emilia od rana pracowała w gospodarstwie.
– Ją to widziałam codziennie, a jego wtedy to ze dwa dni nie było, aż przyjechał po południu taksówką – kręci głową ze zmartwieniem jedna z mieszkanek Czartos. – Jak pogotowie przyjechało po 17, to myślałam, że to do zawału, a tu taka tragedia. Wóda to wszystko robi. Dobrze, że ich 10-letnie dziecko zostało u babci w Zambrowie i tego nie widziało.
Z opowieści świadków zdarzenia wynika, że mąż zaatakował żonę w kuchni letniej. Chwycił ją za włosy, pociągnął w dół, do podłogi, cały czas krzycząc i grożąc. Nie wiadomo, w jaki sposób kobieta chwyciła za nóż i w obronnym odruchu uderzyła. Broczący krwią mężczyzna wypadł na podwórze. Emilia przeraziła się i zawiadomiła o zdarzeniu policję. Ta natychmiast wezwała pogotowie, które wyjechało najlepiej wyposażoną karetką reanimacyjną. Zabiegi lekarzy nie pomogły. Mężczyzna zmarł na podwórku.
więcej: Gazeta Współczesna - Zabiła, choć nie chciała
Kurier Poranny - Nie zabierajcie nam kontraktów!
Jolanta Mikiewicz jest na kontrakcie pielęgniarskim w pogotowiu ratunkowym. Zarabia o około 2 tysiące złotych więcej niż w szpitalu, gdzie pracowała wcześniej. Ale to się zmieni. Sejm zabronił zatrudniania pielęgniarek na kontraktach.
Chciały tego pielęgniarskie związki zawodowe i samorząd. Teraz wszystko w rękach Senatu, który sprawą zajmie się w ciągu najbliższych dni.
– To zupełnie niezrozumiałe. Przyznaję, mam więcej pracy, ale też mam dużo wyższe zarobki. W szpitalu dostawałam na rękę 680 złotych, teraz – po odliczeniu wszystkich podatków i składek na ubezpieczenie – zostaje mi około 3 tysiące złotych – mówi Jolanta Mikiewicz.
Podobnego zdania jest jej koleżanka z pogotowia Dorota Drozdowska: – W końcu zarabiamy godnie. Nigdzie indziej nie dostaniemy w naszym zawodzie takich pensji.
Myśleć o sobie i pacjentach
Innego zdania jest izba pielęgniarska, która wnioskowała o zmianę przepisów. – Każdy kij ma dwa końce. Będąc na kontrakcie koleżanki płacą najniższą składkę, więc będą miały emerytury rzędu 200 złotych – przekonuje Ewa Taranta, szefowa Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych. Dodaje też, że na kontrakcie pielęgniarki pracują po 200-300 godzin miesięcznie, a to stwarza zagrożenie dla pacjentów. – Kto by chciał, żeby opiekowała się nim pielęgniarka, która akurat pracuje 22 godzinę? – pyta.
Wtóruje jej Alicja Hryniewicka, szefowa podlaskiego oddziału Ogólnopolskich Związków Zawodowych Pielęgniarek i Położnych. – To jest obejście prawa i unikanie odpowiedzialności za pracownika. Kontrakty nie skutkują zwiększeniem poborów. Przecież z pielęgniarką nikt nie podpisze takiej umowy, jak z panem docentem – mówi Alicja Hryniewicka.
więcej: Kurier Poranny - Nie zabierajcie nam kontraktów!
Kurier Poranny - Krytyk rządzi Sojuszem
Krzysztof Zaręba od wczoraj kieruje podlaskim SLD. Zastąpił Wojciecha Siemionka, który podał się w ubiegłym tygodniu do dymisji. Zaręba był jego największym krytykiem.
Zaręba jest w Sojuszu od początku. W rodzinnym Zambrowie zakładał jego struktury. Do niedawna pełnił funkcję przewodniczącego powiatowego SLD. Od 8 miesięcy jest wiceprzewodniczącym podlaskich struktur tej partii. - Teraz najważniejsza jest kampania wyborcza do parlamentu - mówi p.o. przewodniczącego.
W ciszy o problemach
Wczoraj o godzinie 17 przed siedzibą Sojuszu Lewicy Demokratycznej przy ulicy św. Rocha nie było ani jednego wolnego miejsca parkingowego. Wtedy zjechało tu 19 członków zarządu partii z całego województwa. Humory im dopisywały, ale wyczuwało się napięcie. Mieli wybrać osobę, która poprowadzi podlaski SLD do wyborów parlamentarnych.
Dziennikarze nie zostali zaproszeni na spotkanie. - To nie są sprawy publiczne. Chcemy w ciszy przedyskutować swoje problemy - mówił przed wejściem na salę Zaręba.
A te problemy to przede wszystkim działalność dotychczasowego przewodniczącego partii. - Przedstawiliśmy problemy i wskazaliśmy winnego tej sytuacji. Teraz SLD się podnosi - mówił po spotkaniu wyraźnie zadowolony Zaręba. Nie chciał zdradzić szczegółów, ale tajemnicą poliszynela jest konflikt, który wybuchł kilka miesięcy temu we władzach Sojuszu.
Winą za to wszyscy obarczyli Wojciecha Siemionka. Według części działaczy, były przewodniczący nie konsultował z nikim decyzji, źle traktował podwładnych, pchał się na pierwsze miejsce listy wyborczej do Sejmu.
więcej: Kurier Poranny - Krytyk rządzi Sojuszem