czwartek 14-07-2005
Gazeta Wyborcza - Rolnicy z Zambrowa walczą z grajewskim Mlekpolem Gazeta Wyborcza - Podlaska Unia Pracy zerwała koalicję z SdPl Gazeta Współczesna - Chcą, byśmy zapracowali się na śmierć Kurier Poranny - TVB: wojna domowa
Kilkudziesięciu rolników przyjechało wczoraj z Zambrowa do Białegostoku, by tu walczyć z grajewskim Mlekpolem. Mleczny gigant, chce by zapłacili oni 22 mln zł długu, jaki ich spółdzielnia miała ukryć przed jej przejęciem
Sprawa dotyczy roku 2003. Wtedy Spółdzielnia Mleczarska "Mlekpol" w Grajewie przejęła Okręgową Spółdzielnię Mleczarską w Zambrowie. Na początku 2004 r. prezes Mlekpolu Edmund Borawski ogłosił, że OSM ukryła straty, by okazać się atrakcyjniejszą do przejęcia. Długi za 2002 r. zostały wyliczone na 9 mln zł, do tego doszły tzw. bieżące straty za 2003 r. W sumie nazbierało się 22 mln zł.
Sprawą zajęła się prokuratura. Zarzut tzw. kreatywnej księgowości przedstawiła trzem byłym członkom zarządu spółdzielni w Zambrowie. Osoby te odpowiadały za sporządzanie bilansów finansowych. Według prokuratury w 2001 r. oskarżeni zataili 1,1 mln zł strat. Rok później ukryli aż 6,5 mln zł. W ten sposób znacznie poprawił się wynik finansowy spółdzielni. Podrasowane bilanse służyły im też do starania się o kredyty bankowe.
Zarząd Mlekpolu podjął decyzję, że za ten dług zapłacą tylko zambrowscy rolnicy. Podjął więc decyzję, że zmniejszy ich udziały w spółdzielni o 19 mln zł. Rolnicy stanowczo zaprotestowali i skierowali sprawę do sądu.
Fundusz udziałowy w zambrowskiej spółdzielni powstawał przez kilkadziesiąt lat. Składali się na niego sami rolnicy (ok. 2,7 tys. osób), którzy rezygnowali z podziału między siebie zysku.
- Mlekpol sprawdzał nasze finanse przez trzy miesiące, i to jeszcze przed przejęciem nas. Wtedy wszystko było w porządku. Dopiero cztery miesiące później stwierdzono, że są jakieś długi - mówi Andrzej Długoborski, jeden z rolników z Zambrowa.
więcej: Gazeta Wyborcza - Rolnicy z Zambrowa walczą z grajewskim Mlekpolem
Gazeta Wyborcza - Podlaska Unia Pracy zerwała koalicję z SdPl
Na podlaskich listach wyborczych nie będzie kandydatów Unii Pracy. W wydanym wczoraj oświadczeniu rada wojewódzka tej partii wycofała się z koalicji z SdPl. Równocześnie zapowiedziała, że najlepszym kandydatem lewicy na prezydenta jest Włodzimierz Cimoszewicz
O tym, że Unia Pracy stworzy w wyborach parlamentarnych i prezydenckich wspólną koalicję z SdPl, zdecydował w czerwcu nadzwyczajny kongres UP. Później do tej koalicji dołączyli również Zieloni 2004.
Jednak w wydanym wczoraj oświadczeniu wojewódzkie władze UP ogłaszają, że koalicja z SdPl jest początkiem likwidacji ich stronnictwa. "Zamiast budowania wspólnego frontu lewicy spowodowano pogłębienie konfrontacji i podziałów" - można przeczytać w oświadczeniu sygnowanym między innymi przez Romana Kowalskiego, przewodniczącego UP na Podlasiu. Zdaniem rady wojewódzkiej ograniczenie roli partii do wystawiania wyłącznie indywidualnych osób na listach SdPl skutkować będzie w przyszłości utratą dofinansowania, a w konsekwencji - likwidacją. Ponadto koalicja z SdPl, która miała stać się zalążkiem nowego wspólnego frontu lewicy, spowodowała tylko pogłębienie konfrontacji i podziałów.
W efekcie podlaska UP podjęła decyzję o nieuczestniczeniu zarówno w kampanii parlamentarnej, jak i prezydenckiej. Nie zabroniła jednak swoim członkom kandydowania - jako osobom prywatnym - z list innych partii.
- Rozumiem ten punkt widzenia, ale moim zdaniem nie jest to dobra decyzja - skomentował oświadczenie Andrzej Spychalski, przewodniczący Unii Pracy. - Kampania wyborcza to nie tylko wybory parlamentarne. To również przedstawienie społeczeństwu naszych ludzi i programu.
Zdaniem Spychalskiego swoją decyzją działacze wojewódzcy znacznie zmniejszają swoje szanse w przyszłorocznych wyborach samorządowych. Chociaż podobną decyzję podjęła w ostatnich dniach również łódzka UP, Spychalski nie uważa, by ogólnokrajowa koalicja z SdPl była zagrożona.
więcej: Gazeta Wyborcza - Podlaska Unia Pracy zerwała koalicję z SdPl
Gazeta Współczesna - Chcą, byśmy zapracowali się na śmierć
Kobiety będą musiały pracować aż o 7 lat dłużej niż obecnie, jeśli dojdą do skutku propozycje jakie ministerstwo polityki społecznej zawarło w „Krajowej Strategii Emerytalnej”. Zasugerowało ono również wydłużenie czasu pracy do 42 lat. Oznacza to, że na emeryturę zarówno kobiety, jak i mężczyźni mogliby przejść najwcześniej w wieku 67 lat.
– Na taki pomysł mógł wpaść tylko ktoś z innej planety – powiedział Witold Perkowski, przewodniczący Zarządu Regionu Podlaskiego Solidarności 80. – Przecież osoby w tym wieku ani fizycznie, ani umysłowo nie są zdolne do pracy. Co to za pracownik, który przychodzi do pracy z laską. Podejrzewam, że wielu z nas nawet nie byłoby w stanie dożyć do tych 67 lat, bo tyrając przez tyle lat w pracy, człowiek może się wykończyć. To jawna głupota, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że tylu młodych ludzi nie może sobie znaleźć pracy.
MPS przekonuje jednak, że proponowane zmiany byłyby dla nas bardzo korzystne. Na swojej stronie umieściło informację, że „w efekcie dalszego utrzymania zróżnicowania wieku emerytalnego kobiety mogą liczyć na świadczenia o jedną trzecią niższe, niż mężczyźni o takich samych zarobkach”. Wyrównanie wieku emerytalnego to, zdaniem przedstawicieli ministerstwa, sposób na niż demograficzny. Żyjemy bowiem coraz dłużej, a rodzi się nas coraz mniej.
więcej: Gazeta Współczesna - Chcą, byśmy zapracowali się na śmierć
Kurier Poranny - TVB: wojna domowa
W Telewizji Białystok wrze. Trwa wojna między dziennikarzami a dyrektorem ośrodka Jackiem Popiołkiem. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że szef może stracić stanowisko.
Pomiędzy centralą w Warszawie a Białymstokiem od czwartku krążą pisma. Dziennikarze skarżą się do związków zawodowych, związki ślą zarzuty do Popiołka. Sprawą zainteresował się już Jan Dworak, szef telewizji publicznej. - Nie chcę komentować tej sytuacji - mówi. Ale nie wyklucza "ruchów kadrowych" w ośrodku. - Jeśli nastąpią, to najpierw dowiedzą się o nich zainteresowani, później prasa - mówi Dworak.
Zrobił już pierwszy krok. We wtorek do Białegostoku przyjechali jego przedstawiciele. Rozmawiali z dyrektorem Popiołkiem i dziennikarzami. Zbierali dokumenty. - Sytuacja jest nieciekawa i na pewno trzeba ją wyjaśnić - przyznaje Mirosława Kubas-Paradowska, wicedyrektor zarządu TVP.
Szykany
A według dziennikarzy TVB jest fatalnie. Zaczęło się od nagany i odsunięcia od pracy w programie informacyjnym Iwony Zawadeckiej. Odmówiła zrobienia materiału z galerii Arsenał, gdzie poseł LPR Andrzej Fedorowicz miał pomazać długopisem prace jednego z artystów. Dziennikarka odwołała się do sądu i powołała na świadków swoich kolegów. Wszyscy, którzy wtedy zeznawali na jej korzyść mają dziś kłopoty - zostali odsunięci od pracy, nie mogą zarabiać. Boją się też zwolnień.
więcej: Kurier Poranny - TVB: wojna domowa