Mieczysław Bruszewski ps. „Pudel” w Powstaniu Warszawskim
Urodził się 14 czerwca 1923 r. w Łomży, gdzie jego ojciec Henryk prowadził kilkuhektarowe gospodarstwo i kamienicę czynszową, do dziś jeszcze stojącą przy ul. Dwornej 56, a mama Jadwiga z d. Gosk zajmowała się domem. Mały Mieczysław ukończył siedmioklasową szkołę podstawową nr 1, która wówczas mieściła się na ul. Rybaki, i dwie klasy gimnazjum męskiego przy ul. Bernatowicza. Naukę przerwał, kiedy musiał z Łomży uciekać, bo z prowizorycznego magazynu broni przy ul Polowej ukradł z kolegami Gołaszewskim i Zalewskim kilka karabinów. Schowali je w chlewni u państwa Majewskich z ul. Dwornej. Ich rówieśnik Stasio Majewski naoliwił broń i ukrył w zbiorniku na gnojówkę, o czym doniósł na gestapo volksdeutsch Lemfert.
- Stasia aresztowali i zamordowali, ale on nie sypnął – wspomina Mieczysław Bruszewski. - Kradło się, kombinowało na wszystkie strony, bo broń była potrzebna w konspiracji, bez broni ani rusz. O takiej patriotycznej młodzieży, jaka była przed wojną, to nawet pomarzyć można, wszyscy tacy młodzi jak ja! Ale trzeba było uciekać...
W Warszawie znajomi z Łomży, których miał w stolicy, skierowali go do tajnej drukarni przy Rynku Starego Miasta. Mieściła się w piwnicy Domu Fukiera, gdzie pan Mieczysław pracował prawie dwa lata jako maszynista, drukując nielegalne podziemne ulotki i gazetki.
- I tam mnie zastało Powstanie – opowiada żołnierz. - Nie wiedziałem, kiedy wybuchnie, ale atmosfera była taka... Do walki z Niemcami! Przez nasz oddział specjalny Juliusz przewinęło się jakieś 120 osób. Żyje tylko jeden, kolega Bartnik z Warszawy. I ja...
Godzina W we wspomnieniach Mieczysława Bruszewskiego wygląda następująco: kiedy Niemcy schodami od strony Powiśla doszli do Rynku Starego Miasta, wybiegł z drukarni i z dwoma czy trzema kolegami zaczął strzelać, tak że hitlerowcy się wycofali. Zaraz potem ruszył na poszukiwania swego oddziału na Woli. Towarzyszył mu kolega z Łomży Zbigniew Ochyński, ps. Zbyszek (poległ na Starym Mieście 23 sierpnia). Z trudem, bo nie było łączności, ale dotarli do oddziału. Po czterech tygodniach krwawych walk ulicznych o każdy dom „Pudel” opuszczał jako jeden z ostatnich Stare Miasto kanałami do Śródmieścia. Wędrówka w ciemności i odorze dłużyła się niemiłosiernie.
- Ze siedem godzin, bardzo męcząca, miejscami ponad kolana brudnej, kanalizacyjnej wody, a przed wyjściem przy ulicy Wareckiej przez kilometr szło się na ugiętych nogach i nisko pochylonym – opowiada powstaniec. - Byliśmy wygłodzeni, pomęczeni, nie szło się kanałami bezpośrednio, tylko kluczyło, bo w tym czasie Niemcy wlewali przez włazy benzynę do kanałów, podpalali i granaty rzucali, jak się trafiło!
Na początku września 1944 r. – prawdopodobnie 3 września, jak podaje Robert Bielecki w monografii „Dwa powstańcze oddziały” (PIW 1989) – Mieczysław Bruszewski został pokiereszowany odłamkami pocisków.
Z prowizorycznego szpitala na Powiślu trafił do Brwinowa, a po rekonwalescencji wrócił do Łomży. Tutaj dopadło go UB i oskarżyło o posiadanie broni i współpracę z bandami, co miało związek z grupami konspirującymi na miejscu. Osiem lat przesiedział w więzieniach w Warszawie i w Rawiczu. Pracował w więziennej bibliotece i ukończył szkołę, w której nauczył się introligatorstwa. Po wyjściu na wolność założył w okolicy roku 1957 zakład introligatorski.
- Prowadziłem go 50 lat, dziesięć lat na Dwornej, a jak się wzbogaciłem, to kupiłem maszyny i dom postawiłem na Krótkiej – mówi powstaniec, dzięki którego umiejętnościom niejedna zniszczona książka odzyskała dawny blask. - Teraz jeszcze mam tam mały warsztat...
Swojej „prywatnej” historii powstańczej nie opisał w pamiętniku ani w listach. Tylko za komuny spotykał się po kryjomu z kolegami z oddziału na nocne Polaków rozmowy. Wspominali dni Powstania i swego dowódcę Antoniego Chruściela, ps. Monter, który podpisał rozkaz o przyznaniu Virtuti Militari odważnemu łomżyniakowi. I wówczas, i wiele razy później pojawiało się pytanie o sens powstańczej ofiary.
- Ponieważ miałem doświadczenie z Ruskimi na naszym terenie, to uważałem tak: powstanie nie jest dobre, ale gdyby nie było powstania, jakby przyszli Ruscy, to przywódców by uwięzili, a wszystkich powywozili i wystrzelali. Nikt by się nie uchował.
Mirosław R, Derewońko z Mieczysławem Bruszewskim ps. „Pudel” rozmawiał w 2009 roku
Dziś w Łomży, w ramach uroczystości z okazji 73. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, planowane są złożenie kwiatów i zapalenie zniczy pod pomnikami Żołnierzy Armii Krajowej Obwodu Łomżyńskiego oraz Żołnierzy Podziemia Narodowego Ziemi Łomżyńskiej, znajdujących się przy Szkole Muzycznej oraz w Dolinie Pamięci przy Sanktuarium Miłosierdzia Bożego (godz. 15.00) oraz o godz. 17.00 spotkanie na Starym Rynku, by wzorem lat ubiegłych wspólnie odśpiewać hymn i ułożyć żywy symbol Polski Walczącej.
W czasie „Godziny W” w Łomży, tak jak w całej Polsce, zostaną uruchomione syreny alarmowe dla upamiętnienia Powstania Warszawskiego.