Jak uratować człowieka tonącego w rzece pokrytej lodem
Techniki samoratowania z wykorzystaniem przedmiotów w zasięgu wzroku, typu konary i gałęzie drzew, sanki lub pasek od spodni, oraz z użyciem specjalistycznego sprzętu ratowniczego były tematem ponadgodzinnego pokazu instruktażowego i ćwiczeń na zamarzniętej Narwi w pobliżu plaży przy moście „Hubala” w Łomży. Uczestniczyli w nich strażacy z PSP i OSP w w Piątnicy, łomżyńscy policjanci, ratownicy z Grupy Ratowniczej Nadzieja i funkcjonariusze straży rybackiej.
- Pokazywaliśmy najprostsze metody, pozwalające wyciągnąć osobę poszkodowaną z wody, oraz z użyciem specjalistycznego sprzętu, np.: sanie lodowe, koło ratunkowe, rzutka ratownicza z liną o grubości 8 mm i drabiny - opowiada młodszy aspirant Michał Kalinowski (lat 34) z grupy wodno-nurkowej Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Łomży. Głównym bohaterem pokazu w przerębli był młodszy ogniomistrz Eryk Ostrowski, ubrany w suchy skafander i zabezpieczony szelkami ratowniczymi i liną. - Nie należy zbliżać się za blisko krawędzi, ponieważ rzeka Narew jest specyficzna, czasami lód ma 20 cm grubości, czasami zaledwie 5 cm, i może załamać się pod ciężarem ratującego. Dobrze, żeby była też druga osoba, zabezpieczająca ratownika, aby tonący nie wciągnął pomagającego do wody. Zdarza się, że pomagamy, ale zaraz sami potrzebujemy pomocy.
Osoba tonąca zwykle jest zmarznięta, a nie wiadomo, jak długo znajdowała się w wodzie, stąd jej ruchy i sprawność są ograniczone. Nie będzie reagowała jak podczas towarzyskiej rozmowy przy herbatce, dlatego ważne, aby ratujący zachował spokój i opanował nerwy. - Chaos i zdenerwowanie nie pomogą w prowadzeniu akcji na lodzie, w której mogą być pomocne kolce lodowe na butach, tj. gumowe podeszwy z metalowymi kolcami – przypomina o rozsądku mł. asp. Michał Kalinowski.
Mirosław R. Derewońko