Mroźny Orszak Tysiąca i Trzech Króli w Łomży
Mróz siarczysty w pełnym słońcu pod błękitnym niebem, śnieg skrzypiący i chrupiący pod butami i kolędy o wesołych pastuszkach sprzed 2 tysiącleci w rześkim powietrzu o temperaturze poniżej -15 stopni Celsjusza – oto sceneria żwawego przemarszu Orszaku Trzech króli z parafii: Bożego Ciała, Krzyża Św. i św. Andrzeja Boboli do łomżyńskiego Betlejem. W pochodzie piąty raz manifestowało wiarę w Jezusa Nowonarodzonego i przywiązanie do tradycji raczej nie więcej niż ok. tysiąca ludzi. Szli z przesłaniem pokoju i dobra, jak para przyjaciół: Katarzyna Ponichtera i Andrzej Bokuniewicz razem w Orszaku rok po roku. - Gorące serce jeden człowiek dla drugiego powinien mieć, czułość i miłe słowo – mówi Kasia, poprawiając koronę. To znak, że idzie jak Trzej Królowie złożyć pokłon.
Po mszach świętych w swoich kościołach w południe najpierw przybyli kolędnicy z Bożego Ciała, czekając na ulicy Zawadzkiej na sformowanie się pochodu z wychodzących z Krzyża Św. parafian. A wówczas, gdy dzwony kościelne biły na godzinę 13., zaczęli pojawiać się pierwsi dezerterzy: ze swoimi koronami w rękach albo i bez, samotnie, w parach lub z dziećmi wycofywali się do ciepłych pieleszy. Napotkanych pytaliśmy, dlaczego zmierzają w kierunku wprost przeciwnym niż radosny Orszak Trzech Króli. Odpowiedzi były podobne: bo mróz, bo zapalenie płuc, bo za lekko się ubrali.
Herod bez szalika nie szczęka zębami
- Ja co roku chodzę w Orszaku bez kalesonów, nie narzekam, zahartowałem się – komentuje kaprys czwartkowo-piątkowy nagłej zmiany pogody z „przedwiosennnej” na prawdziwie zimową Andrzej Bokuniewicz, idąc z Kasią w stronę słońca aż po horyzontu kres na Górce Zawadzkiej. Wprawdzie Mędrców wiodła pierwsza gwiazda po zmroku, lecz i ta popołudniowa daje blask niesamowity. Na samochodach jadą z górki Kacper w czerwonej i Melchior w fiołkowej szacie, za nimi podążają ich orszakowe, 300- czy 400-osobowe tłumy, ubrane w czarne, szare i ciemne kurtki bądź płaszcze. Ta czerń i szarość kontrastuje z bielą śniegu dokoła, z jasnością słoneczną, z optymistycznymi frazami kolęd. „Przybieżeli do Betlejem pasterze, grając skocznie dzieciąteczku na lirze”. Niedosyt kolorów jednak nie przytłacza, tylko kieruje myśli ku gustom modowym Polaków, każącym żywym ubierać się elegancko i identycznie jak zmarli... Ale na twarzach zarumienionych nie ma ani cienia śmierci, króluje w tłumie sympatyczna zażyłość, ludzie się witają, pozdrawiają, składają życzenia na Nowy Rok 2017. Licealista z I LO Jan Rytel w purpurowej szacie, bez szalika, zwracał uwagę i wzrostem, i na tyle silnym i mądrym głosem, że warto go posłuchać. - Ja wyśmiewałem się z tych wszystkich dobrych ludzi, podążających z wiarą do Stajenki, zadrwiłem szyderczo i knułem zło, snułem plany wymordowania wszystkich dziatek – opowiada Herod, mężnie nie szczękając zębami. - Nie kieruję się do skateparku: nie z powodu mrozu, a dlatego, że mnie kolędnicy przegonili nie wiadomo gdzie.
„Anioł pasterzom mówił: „Chrystus się wam narodził”, zatem po drodze ulicą Mazowiecką trzeba wspomnieć, że Janek również piąty raz uczestniczy w Orszaku 3K: wcześniej jako zabezpieczający ratownik z Grupy Ratowniczej Nadzieja, której zespoły młodzieżowe czuwały na wszelki wypadek.
Zmarznięci z marzeniami i szczęściem
„Dzisiaj w Betlejem wesoła nowina, że Panna czysta porodziła Syna...” usłyszał 9-letni Antek Rytel w czapce futrzanej i ładnym kożuszku, znającym czasy pradziadka. Chłopczyk, otoczony troskliwą opieką mamy i taty oraz chęcią pomocy w wypowiedzi o idei Orszaku, mógłby widzieć gwiazdę na lince wysoko, trzymaną przez Adama Babiela. Bujała pod unoszącym ją spadochronem, z krzyżem biało-czerwonym jerozolimskim i flagą 3 królów na koniach. Antek dopowiada, że przybywa oddać hołd Jezusowi, który urodził się...? - Pewnie 2016 lat temu – spieszy z pomocą tatuś. „I szczęśliwy chciałbyś być” - podpowiada z uśmiechem mamusia, kiedy Antek wyjaśniał, że misją Chrystusa na Ziemi było zbawić człowieka. Swą misję życiową postrzega dwojako: 1. jako fryzjer lub 2. piłkarz. Adam Rogiński i Bartosz Kapustka mieliby satysfakcję: te nazwiska padły pod sceną na skateparku, gdy królowie składali pokłon przed Dzieciątkiem w objęciach zmarzniętej Maryi i milczącym obok Józefie. Krystyna Jastrzębska po niecałych 40 minutach Orszaku jest również zmarznięta, a jednak szczęśliwa, że mroźny Orszak się udał - znak dla chrześcijan, niewierzących i wierzących pozornie. - Pozorna jest wiara na pokaz: być w kościele, przyjąć księdza po kolędzie, wyznawać powszechnie uznane poglądy, praktykować rytuały religijne i społeczne obyczaje bez autentycznego stosowania w codziennym życiu 10 przykazań Bożych i dwóch przykazań miłości: Boga i bliźniego– tłumaczy w drodze powrotnej kolędniczka z Łomży. - To przyznawać się bezrefleksyjnie do wiary w Niego, a nie ufać Jemu. Śpiewać kolędy dla Niego, a nie myśleć, po co się urodził, jakiego życia nas nauczał. Świat potrzebuje wielu wysłanników bożych w każdej społeczności, jakim był Jan Chrzciciel, który nauczał w sposób prosty, ale przynoszący owoce. Masz dwie suknie, oddaj temu, kto żyje w nędzy.
Mirosław R. Derewońko