Z Mędrcami i kolędami oddaliśmy pokłon Jezuskowi
- Barwny Orszak Trzech Króli to w naszym mieście Łomża wydarzenie o tyle niezwykłe, że ma za cel główny budowanie wspólnoty – twierdzi Bartosz Zalewski, 18-letni maturzysta z I LO, który od trzech lat towarzyszy ze swym aparatem fotograficznym przejściu kilku tysięcy ludzi w korowodzie kolędowym od kościoła Bożego Ciała uliczkami osiedla Południe na plac przed kościołem Krzyża Św., gdzie w szopie oddają Nowonarodzonemu pokłon, a Mędrcy składają dary: Kacper – kadzidło, Melchior – złoto, Baltazar – mirrę. - Mimo dokuczliwego mrozu, może z dziesięć stopni, większość ludzi, czasem całe rodziny z małymi dziećmi, doszła w półtorej godziny, dając dowód wytrwałości. W imaginacji dziecięcej miałem obraz Trzech Królów, że to Mędrcy dostojni i poważni i że mają misję, aby w imieniu poddanych sobie królestw dać pokłon Królowi Świata. Trochę się ich bałem...
Po dziecięcym strachu nie ma śladu; po dwóch orszakach Bartek zmienił Canona 40 na Canona 70, co uważa za znak postępu w drodze do profesjonalizmu w dziedzinie fotografii, która od dziecka jest jego pasją. Ale... chyba nie on jeden z fotografujących mógł mieć odczucie, że nie za bardzo jest co fotografować, choć słoneczna pogoda i jasne niebo sprzyjałyby udanym ujęciom. Apatycznie dość wędrujący tłum, słabo zaakcentowana dramaturgia scen „balkonowych”, szwankujące głośniki i mróz wciskający kolędowe strofki z powrotem do ust – oto wszystko, mimo starań prowadzącego po raz trzeci w roli dziarskiego księdza proboszcza Tomasza Rynkowskiego, aktora TLiA, co szło dość niemrawo. Z drugiej strony, gdyby w Orszaku Trzech Króli kroczył dziarski i radosny tłum z kolędą na ustach, może inaczej odbierałoby się to skomplikowane organizacyjnie przedsięwzięcie...
Pokój rodzi się w rodzinie i w firmie
Mszy św. w kościele pw. Bożego Ciała przewodniczył ks. Janusz Stepnowski, biskup łomżyński, który w homilii podkreślił, że przejście w orszaku to swoista pielgrzymka z Trzema Mędrcami, aby oddać hołd Chrystusowi, który narodził się w Betlejem (Izrael). Janek Rytel (lat 14), drugoklasista w Katolickim Gimnazjum, oddaje hołd w czasie służby w Grupie Ratowniczej Nadzieja. - Służba moja w Nadziei trwa tyle samo lat, co tradycja Orszaku w Łomży – objaśnia chłopiec, którego rola w tym roku polega na asekurowaniu z kolegami ludzi, aby nie zbliżali się zanadto do samochodów, na których ustawiono fotele dla Mędrców, czy do wozów technicznych, czy ambulansu. - Mniejszy byłem za pierwszym razem, a moja rola wtedy polegała na dźwiganiu chorągwi żółto-czerwonej z wizerunkiem Trzech Króli. Było znacznie cieplej, ale silnie wiało, i nie mogłem się skupić na akcji.
Tegoroczna akcja polegała na uświadomieniu wędrowcom Orszaku, że pokój na Ziemi to nie tylko zadanie dla wielkich i możnych tego świata, ale również dla maluczkich z prowincjonalnych miast i wiosek. Temu służyły dwie sceny, odgrywane na balkonach, „rodzinna” i „firmowa”. W pierwszej pijany mąż w trakcie awantury robił wyrzuty swojej zonie, że jest niewierna i nie pilnuje domu, na co dzieci błagały o pokój i miłość w rodzinie. W drugiej – zadufany i zakochany w samym sobie prezes jakiejś firmy czynił wymówki pracownikowi, który prosił o podwyżkę. - Żona chora, głodne dzieci, to jak miałem za 1200 zł gołej pensji z przygotowaniem świąt sobie poradzić...? - ubolewał projektant mieszkań, w którego wcielił się 18-letni Tomasz Lubiecki z Grupy Teatralnej Gaudium et Spes, prowadzonej przez bezwzględnego prezesa Karola Cucha. Oddzielną scenkę stanowiło Studio Herod TV, które poprowadził w roli rozpustnego władcy aktor teatralny Krzysztof Zemło, wsparty przez młodzież i śpiewające „Wśród nocnej ciszy” dzieci z chóru SP nr 10 i Agaty Durzyńskiej.
Długi Orszak Trzech Króli - za długi
Krótko mówiąc: znany z Biblii starożytny lubieżnik i morderca niewiniątek w dobnie współczesnej do swych niecnych celów wykorzystuje ogłupiającą i pożerającą czas życia telewizję komercyjną. I to by było właściwie wszystko, gdyby nie liczyć zupełnie niepotrzebnie wstawionej do programu niby relacji dla jakiejś rozgłośni radiowej. Słyszane w rozciągniętym między zakrętami uliczek Południa piąte przez dziesiąte wypowiedzi „na żywo” niby uczestników łomżyńskiego Orszaku traktowały o sprawach błahych jak kupowanie kapci czy pierwszej miłości poznanej w korowodzie kolędowym. Do tego wszystkiego ani zabawna, ani pouczająca scenka z jakąś babą, wrzeszczącą z nieprzytomnie z balkonu, że jakaś sąsiadka czy koleżanka, czy Bóg wie kto, ogłupiała, idąc w tym Orszaku, bo za komuny to dopiero były pochody. Po III Orszaku Trzech Króli widać gołym okiem, że chwytliwa formuła kolędowa ze wsparciem parafii i braku ciekawszego zajęcia w wolny Dzień Trzech Króli to mało. Kilkutysięczna publiczność w różnym wieku, od malca do starca, na lepszy chyba zasługiwała scenariusz i przygotowanie. Gdy zaczynał się rozciągnięty w czasie zbyt długimi przemowami pokłon Trzech Króli, spory tłum zapełniał około wpół do trzeciej plac przed Krzyżem Świętym, gdzie stało kilka dużych i dymiących koksowników. Szybko jednak zaczął rzednąć i nie wystarczyła nawet gorąca staropolska grochówka, której aromatu i smaku pokosztowali nieliczni...
Mirosław R. Derewońko