Syberyjska drzazga w sercu, odłamki wojny w chlebie
Maciej Zduńczyk, 14-latek z Publicznego Gimnazjum nr 1, wesoło maszeruje na uroczyste złożenie kwiatów przed pomnikiem Golgoty Wschodu, upamiętniającym ofiary Katynia, Smoleńska, Sybiru. Gdy w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łomży rozpoczyna się msza św. pod przewodnictwem ks. bp. Tadeusza Bronakowskiego z okazji Dnia Sybiraka i 75. rocznicy napaści Rosji na Polskę, 87-letni Feliks Babiel przypomina sobie, jak mając lat 14 trafił z rodziną i świadectwem szkolnym w kieszonce koszuli na cztery i pół roku na zsyłkę do Kazachstanu. To świadectwo było jedynym dokumentem, że Felek jest Polakiem, więc wrócił do Polski. 73 lata później spotka się z Maćkiem...
Dwaj łomżyniacy stoją w gwarnym, odświętnym tłumie po mszy św., zapaleniu zniczy i złożeniu kwiatów, wśród ponad setki staruszków, dorosłych, młodzieży, dzieci. W Związku Sybiraków działa jeszcze i spotyka się 157 ludzi z Łomży, którzy tak jak Feliks Babiel przeszli gehennę na Syberii w czasie drugiej wojny światowej. To, co nestor przeżył na nieludzkiej ziemi i o czym pisze w swoich książkach, chłopiec poznał z publikacji naukowych. Triumfował w ogólnopolskim konkursie „Losy żołnierza i oręża polskiego”. Składając wiązankę kwiatów z rówieśnikami z klasy: Justyną Bogumił i Dawidem Pańczyszyn, ma w głowie więcej mądrości, niż znużeni już przemówieniami uczniowie.
Maciek: „Nie wiedzieli, gdzie ich jak bydło wiozą”
- Golgota Wschodu to ogromne cierpienie setek tysięcy Polaków, może nawet do 800 tysięcy ludzi, wywiezionych bydlęcymi wagonami tysiące kilometrów od ojczyzny – opowiada płynnie chłopiec, kiedy w sanktuarium po mszy trwa wręczanie przez prezes oddziału Związku Sybiraków w Łomży Danutę Pieńkowska - Wolfart odznak, z których złotą za zasługi dla związku otrzymała polonistka z SP nr 5 Maria Tyszka, prowadząca 15 lat Klub Wnuka Sybiraka, oraz Jan Kurpiewski. - Wyrwani z rodzinnych domów przez oprawców z NKWD, czasami mieli tylko kilka minut na spakowanie się, zabranie niezbędnych rzeczy. Wywożono całymi rodzinami, były stłoczone, bez wody i jedzenia, w wagonach, gdzie załatwiali się do dziury pośrodku czy w kącie. Głód, zaduch, strach i poniewierka. Nie wiedzieli, gdzie ich Rosjanie jak bydło wiozą, co się z nimi stanie, co przyniesie los. Niektórzy trafili do kołchozów, inni do łagrów, ciężkich obozów. Pracowali za kawałek chleba, wiadro wody...
Nie wszyscy przeżyli. 3. czerwca 1941 r. zmarł trzyletni chłopiec Kazio Cychol. W wiosce Soliuga, miasto Niandom, obwód Archangielsk. Groźną i mroźną krainę, gdzie grasują niedźwiedzie i żyją jednak ludzie, odwiedził łomżyniak Jan Dariusz Cychol, 51-letni dziennikarz TVP z Warszawy. Po co...? - Chciałem postawić mu na mogile świeczkę i tabliczkę, że kiedyś żył brat mojego taty Jana Karola, o czym opowiadała mi moja babcia Feliksa – wyjaśnia reporter. - Wywieźli ją z dziadkiem i trzema synami z Łomży 10. lutego 1940. Pewnie był to pierwszy pociąg na nieludzki wschód, skąd przywiozłem ponad 40 świerków syberyjskich. Jeden zasadziliśmy w Dolinie Pamięci w Łomży...
Feliks: „Nie byliśmy pewni dnia ani godziny...”
Biskup przypomniał w homilii słowa poety: „Odeszli zabrani przemocą, we łzach powiezieni gdzieś nocą, stłoczeni w ciemnościach wagonów, jak sople zawisłe w powietrzu...”. Wspominał bolesne napaści z 1939 roku: 12. września ze strony Niemiec Hitlera, 17. września ze strony Rosji Stalina. - Przypominamy sobie okrutny los, jaki spotkał setki tysięcy rodaków – nauczał. - To byli ludzie tacy sami, jak my: z marzeniami i troskami, radościami i smutkami. Dwie zbrodnicze inwazje zniszczyły spokój rodzin. Módlmy się za tych, którzy oddali życie za ojczyznę i których zmuszono do tułaczki. - 19. czerwca 1941 r. dostałem świadectwo ukończenia 6 klasy Szkoły Podstawowej nr 5 w Łomży, wówczas mieszczącej się przy ulicy Wesołej w dawnej łaźni carskiej... Następnego dnia mieliśmy z bratem Władzikiem iść nad Narew, na ryby, lub do lasu na grzyby – wspomina cicho 87-letni Feliks Babiel, który z mamą, tatą i trojgiem rodzeństwa przecierpiał, lecz przeżył cztery i pół roku zsyłki w Kazachstanie na Syberii w latach 1941 – 1945. - My, Polacy i łomżyniacy, odbieraliśmy tamte złe wydarzenia jako zło konieczne, na które nie zasłużyliśmy i na które nie mieliśmy żadnego wpływu. Odbieraliśmy to, co się z nami, z Polską i światem działo, z wielką zgrozą. Nie byliśmy pewni dnia ani godziny. Ilu ludzi z transportu, jak jechaliśmy w zakratowanych wagonach, ja potem na Syberii pochowałem! Umarli z głodu, chłodu, nędzy, choroby. Jak bomba trzasnęła w drzwi wagonu, siostra miała drzazgi w ciele, w poduszce braciszka znajdowaliśmy odłamki, nawet i w bochenku chleba...
20. czerwca 1941 r. do drzwi rodzinnego domu Babielów we wsi Łomżyca (przy dzisiejszej ulicy Browarnej 5) dudniły kolby czterech NKWD-zistów. Zabrali rodziców, Feliksa i trójkę rodzeństwa. O losach rodu traktuje ponad 400 stron w książce „Sercem pisane”, gdzie rymy mieszają się z łzami i fotografiami nieobecnych... Pisząc zbiór wspomnień „Garnuszek nadziei” (2003) Feliks Babiel łzę nieraz ocierał. Wracał do strasznych lat życia w ziemiance 4 na 5 m, mrozu, głodu, malarii i tyfusu. Po czterech i pół roku tułaczki wrócili do Łomży na wigilię '45. - Z tym świadectwem cały Związek Sowiecki przejechałem... - ociera łzę pan Feliks; jego imię to po łacinie „szczęśliwy”. - Jedyny mój dowód na polskość, Jak ktoś nie miał, w Rosji zostawał. A miałem po szkole iść z bratem na ryby...
Mirosław R. Derewońko