Powrót na bruki dzieciństwa
Ulica Piękna łączyła się z Rządową, ale oddzielona była placem Kościuszki. P. Edward Mogielnicki nie pamięta dalszych losów budynków, w których mieściły się wojska rosyjskie. Pamiętam dalsze lata, począwszy od roku 1930.
Powstało tam Seminarium Nauczycielskie Męskie, w którym uczył się także mój ojciec. Z opowiadań rodziny i od Kazi Chalamońskiej wiem, że jej ojciec w tych budynkach pracował już gdzieś od 1918 roku. Niewykluczone jednak, że mogło to być po wypędzeniu wojsk rosyjskich w 1920 roku. Pracowali tam także pani Majewska i pan Auguściak. Seminarium Nauczycielskie Męskie funkcjonowało razem ze szkołą ćwiczeń. W 1930 roku z Wołkowyska została przeniesiona tu prof. Stanisława Osiecka. Nauczała języka polskiego. W tym czasie sprowadziła do Łomży dziadka Franciszka, babcię Marię, mnie i moją siostrę Jadzię. Mieszkaliśmy tam do 1939 roku. Wyprowadziliśmy się dopiero na trzy miesiące przed wojną. Ponieważ ciocia uczyła już w Gimnazjum Żeńskim na placu Kościuszki, nie była więc pracownikiem seminarium męskiego, które zostało zamienione w seminarium żeńskie na dwa lata przed wojną. Cały kompleks budynków seminarium męskiego opisałam we wspomnieniach „Nauczanie nauczycieli w okresie międzywojennym i zaraz po wojnie” ku pamięci nauczycieli, którzy kształcili się potem w Liceum Pedagogicznym w Łomży. Ulica Stacha Konwy: naprzeciw ulicy Pięknej znajdowały się piętrowe budynki z wysokimi parterami. Jeden z nich należał do Chojnowskich, drugi – jak mówiono wtedy „ogólnie” – też był Chojnowskich, w podwórzu mieszkał szewc Małachowski. Bliżej ulicy Nadnarwiańskiej mieszkali państwo Chojnowscy, których osobiście znałam. Mieli dwie córki – Jadwigę i Zofię. Zosia została żoną prof. Stefana Werczyńskiego, który uczył po wojnie języka angielskiego w odbudowanym gimnazjum ogólnokształcącym przy ul. Bernatowicza. Naprzeciw tych budynków – róg ul. Stacha Konwy i ul. Pięknej znajdowały się dwa budynki. Jeden należał do państwa Chrzanowskich – Zbyszek Chrzanowski uczył się w „ćwiczeniówce” razem ze mną (nie w mojej klasie, trochę wyżej). W drugim budynku mieszkała wspaniała, cudowna profesorka języka polskiego z gimnazjum kupieckiego, pani Bronisława Jasieńska. Wzięła pod opiekę osieroconą Irenkę, która miała brata, ale u kogo on przebywał – nie wiem. Pozostaję nadal na ul. Stacha Konwy, od strony parku. Za tymi dwupiętrowymi budynkami rozpoczynały się dawne koszary rosyjskie. Były dwa budynki jednopiętrowe, w których w latach 30. mieściła się bursa uczniów szkoły mierniczej z al. Legionów, obok parku. Za płotem i ogromnymi drzewami, na które wdrapywałam się ponad 70 lat temu, znajdowały się budynki właśnie seminarium nauczycielskiego. W pierwszym znajdowała się szkoła jednopiętrowa, następnie niski łącznik i budynek dla personelu, nauczycieli seminarium. Przez jakiś czas mieszkałam tam również – na drugim piętrze z dziadkami i ciocią. Zachowało się nawet zdjęcie z naszym balkonem i widok na cały budynek szkolny seminarium nauczycielskiego. Podczas okupacji niemieckiej cały ten budynek został zajęty na mieszkania niemieckie i hotel. Gdy Niemcy odchodzili, niestety, cały ten kompleks spalili. Myśmy obserwowali to z pulw, Chodziliśmy na pulwy od strony ul. Nowogrodzkiej do rodziny wuja Kokoszczyńskiego. Tam chcieliśmy przeczekać działania wojenne. Jak leciał pocisk i słychać było takie „tiiuuu”, to nie było biedy, jak takie „chra chra chra” to gorzej, a jak „bach”, to całkiem źle. Ale nad naszymi głowami było tylko to „tiiuuu”. Niestety, ze zgrozą patrzyliśmy jak płoną nasze budynki. Była tam duża brama, półkoliście zwieńczona, na przeciw niej znajdował się internat dla seminarzystów jak i dla uczniów z gimnazjum Tadeusza Kościuszki z ul. Bernatowicza. Po lewej stronie, patrząc w kierunku parku , stał dwupiętrowy budynek, w którym znajdowało się mieszkanie dyrektorskie, a także różne pracownie, m.in. biologiczna, rysunkowa, chemiczna, fizyczna itd. Odbywali tu zajęcia seminarzyści, a potem również my w starszych klasach chodziliśmy tam na lekcje. Z tyłu stoi do dzisiaj parterowy budyneczek, po środku którego znajdują się drzwi wejściowe od strony ulicy. W środku dwa pomieszczenia. Jedno z nich – z dwoma oknami. Wejście, jak pamiętam, było także z tyłu. Tam w 1922 roku znajdowała się szkoła handlowa, do której uczęszczało ośmiu lub dziewięciu uczniów. Mam ich nazwiska. W podwórzu znajdował się budynek należący do Rodego. Następne podwórze, duży ogród, jakiś plac, a w głębi drewniany budynek. Na samym rogu Stacha Konwy i Nowogrodzkiej również stały budynki drewniane. Na samym rogu znajdował się sklep spożywczy, w którym kupowaliśmy żywność, m.in. wspaniały chleb gryskowy, którego nigdy w życiu już nie spotkałam. Był przepyszny. Za tym budynkiem mieściło się przedszkole pań Kossakowskich, a jeszcze dalej – staw Czochańskiego, po którym zimą jeździliśmy na łyżwach. Dalej droga wiodła do „waciarni”, na Skowronki i do Nowogrodu. Przy ul. Nowogrodzkiej znajdowała się również rzeźnia. Część budynków do ul. Bernatowicza też było drewnianych: na rogu i na tym łączniku między Bernatowicza i Stacha Konwy. Pamiętam jeszcze taki parterowy, jasny, dość długi budynek przy ul. Stacha Konwy. Tam mieszkała moja koleżanka z tej samej klasy, razem z siostrą. Ci ludzie byli dobrze sytuowani. Pamiętam jak przed wojną sprawiono im śliczne, jasne palta w szare, duże rzuty, kraty – przepiękne palta na które spoglądałam nieco spod oka z zazdrością, no bo niestety, moje warunki były inne. Utrzymywała nas przecież tylko ciocia z jednej pensji nauczycielskiej. Naprzeciw naszego domu znajdowała się ochronka dla sierot, z wejściem od ul. Bernatowicza. Był to budynek jednopiętrowy z przygórkami – mieszkały tam dziewczęta. Jedna z nich – Zosia Łopuszyńska uczyła się ze mną w gimnazjum kupieckim, inna koleżanka uczyła się natomiast w Żeńskim Gimnazjum Ogólnokształcącym przy pl. Kościuszki. Zawsze je oglądałam, podglądałam - no tak, jak to dziecko ciekawe co się dzieje za oknem. Dalej znajdował się plac wykupiony przed wojną przez państwa Józińskich. Pan Józiński był kierownikiem szkoły ćwiczeń w seminarium nauczycielskim. Przed samą wojną 1939 roku został inspektorem i przeniósł się do Białegostoku. Niestety, rodzina została wywieziona przez Sowietów do Kazachstanu. Matkę ich rozszarpał byk, a Jurek i moja przyjaciółka Irka przenieśli się do Anglii z wojskami Andersa. Ojca spotkał ten sam los, co większość oficerów. Nie wymieniam wszystkich osób mieszkających w domu Kochańskich. Symboliczny grób pana Kochańskiego znajduje się na starym cmentarzu w Łomży, po lewej stronie, nieopodal głównego wejścia. Przed wojną cała rodzina Kochańskich została przeniesiona do Ostrołęki. Dwaj wnukowie pana Kochańskiego urodzili się jako bliźniacy, z pasierbicy Heleny. Razem się urodzili i razem zginęli w Ostrołęce, po wojnie, od niewypału. Wiem to od Janiny Saniawskiej, która właśnie z Ostrołęki przyjeżdżała na zjazdy łomżyniaków. Za placem państwa Józińskich były jakieś budynki, ale szczegółowo ich nie zapamiętałam. Bardziej utkwiły mi w pamięci te budynki z ul. Bernatowicza. Naprzeciw ochronki znajdował się budynek gimnazjum męskiego im. Tadeusza Kościuszki, następnie na rogu ul. Nowogrodzkiej i Bernatowicza – domy drewniane, a dalej po lewej stronie w kierunku ul. Pięknej – nie pamiętam. Zapamiętałam naprzeciw duże kamienice, stojące jeszcze do niedawna. Ostatnio którąś strawił pożar. I tam mieszkał pan Mścichowski, który podał mi dane odnośnie pierwszych uczniów szkoły handlowej w 1922 roku, mieszczącej się właśnie w tym malutkim domku koło kompleksu seminarium nauczycielskiego. Po wojnie zostały tam jakieś fundamenty. Postawiono całkiem nowe obiekty Technikum Weterynaryjnego, m.in. pomieszczenia dla zwierząt. Ogród został ten sam tylko już nie uprawiany - zarósł, ale rosły tam te same drzewa i były te same co kiedyś alejki. Kiedy doprowadzano do tych budynków centralne ogrzewanie, chodziłam tam i widziałam fundamenty naszego domu. Wracając na ul. Bernatowicza - po stronie ul. Stacha Konwy stał duży piętrowy dom drewniany. Mieszkała w nim pani Serdakowska z synami Jurkiem i Tadkiem. Tadek uczył się ze mną i z siostrą, która niestety zmarła na serce. Jurek był łobuzowaty, różne głupstwa i kawały opowiadał jak do nich przychodziliśmy. Zresztą byliśmy zaprzyjaźnieni, odwiedzaliśmy się wzajemnie rodzinami. Pani Serdakowska pracowała w sądzie łomżyńskim. Bardzo to inteligenta kobieta. Pochodziła z Kresów, gdzie pozostawiła cały swój majątek, choć nie wiem dlaczego, nie wiem też w jaki sposób znalazła się w Łomży. Po jakimś czasie Jurek, niestety, dostał się do obozu. Ona wysłała mu paczkę żywnościową. Otrzymała zawiadomienie, że kiełbasa była zatruta, że Jurek nie żyje. Tadek natomiast uczył się na kompletach, skończył gimnazjum, zamieszkał w Warszawie i ożenił się z Haliną Sierzputowską. Oni mieszkali z tyłu w dole, „za Pannami” przy takiej uliczce, co się pod górę wchodziło - był tam bardzo duży plac. Ojciec ich był wojskowym. Obecnie, zarówno na ul. Stacha Konwy jak i na ul. Bernatowicza, stoją duże nowe bloki mieszkalne, a na samym rogu Stacha Konwy i Nowogrodzkiej ktoś buduje sobie dom. Ale te dwa stare piętrowe budynki Chojnowskich zostały. Przypuszczam, że pan Mogielnicki w nich mieszkał, bo tam był wysoki parter. Nigdzie więcej nie pamiętam przy ul. Stacha Konwy wysokiego parteru. Zburzony został budynek państwa Chrzanowskich, oraz ten następny. Na samym rogu dr Chrzanowski postawił potem na swoim placu jednorodzinny domek. Przepiękną, wspaniałą miał żonę Janinę, z długimi włosami. Niestety zmarła na serce, a niedawno zmarł również Zbyszek Chrzanowski. Dom, w którym znajdowała się szkoła handlowa miał przed wojną nr 7. Seminarium nauczycielskie męskie – nr 9, bursa – 11. Następne domy miały numery: 13 i 15. W domu pod „13” w czasie okupacji sowieckiej odbywały się procesy aresztowanej wcześniej młodzieży działającej w konspiracji. Razem z nami mieszkał prokurator, który oskarżał w tych procesach. Miał żonę, potem urodził się im synek. Państwo Mogielniccy mieszkali prawdopodobnie w tych dużych domach od strony pulw – w 13-tym lub 15-tym, ewentualnie w domu dr. Chrzanowskiego, albo też na rogu Stacha Konwy i Pięknej – był jakiś niewysoki budynek. Ulica Stacha Konwy już przed wojną była miłą, sympatyczną uliczką. Po środku chodnika, od strony pulw urządzono trawnik z pięknie rosnącymi drzewami, sadzonymi także przez nas jako uczniów pobliskiej przecież szkoły. Jeszcze przed wojną ulica ta była rozkopana, gdyż doprowadzano kanalizację oraz wodę do domów mieszkalnych i do szkoły. Obecnie są również trawniki i drzewka, tylko do tego wszystkiego jest jeszcze cała masa samochodów przed wszystkimi blokami. Więc jak się idzie tą ulicą jest tak duszno, nie tak jak dawniej – przewiewna, pełna świeżego powietrza. Wrócić chcę jeszcze na chwilę pamięcią do tych moich koleżanek, które miały owe śliczne palta. W czasie ataku i bombardowania Łomży biegły do schronu do parku i w bramie trafiła je bomba. Fragmenty tych pięknych płaszczy wisiały potem na drzewach obok bramy. Widziałam to jeszcze wtedy, gdy wróciliśmy z ewakuacji. Z tą okolicą Łomży jestem bardzo związana bo tam spędziłam dzieciństwo i młodość. Dopiero jak nas Niemcy wypędzili i urządzili tam hotel, musieliśmy mieszkać w różnych innych częściach Łomży. Zabudowa. Na ul. Pięknej było dużo drewnianych domów: pamiętam ładny, piętrowy duży dom z balkonem, w którym też mieszkała moja koleżanka z klasy. Ulica Nadnarwiańska to również przeważnie domy drewniane, w większości parterowe. Tam też mieszkały moje koleżanki z gimnazjum kupieckiego. Naprzeciw ul. Stacha Konwy, obok Parku Spacerowego biegła niewielka wąska uliczka Ogrodowa. Obok znajdował się park z pięknymi drzewami, alejami, klombem, jakimś podestem na potrzeby różnych występów. Na samym rogu Nowogrodzkiej i Ogrodowej znajdował się budynek parterowy, z przygórkami, ogrodzony murem. Dalej, naprzeciw ul. Bernatowicza stał ładny, piętrowy budynek, z balkonami, łączący się niestety z przykrymi wspomnieniami. Młodzież aresztowana przez NKWD (tłumaczyliśmy to: Nie Wiesz Kiedy Wrócisz do Domu), była przewożona z odpowiednią sowiecką obstawą wojskową z więzienia w budynku naprzeciw ul. Bernatowicza na Stacha Konwy 13, gdzie na „wysokim parterze” odbywały się rozprawy sądowe. W latach 40. i potem znajdowała się tu siedziba UB. Okna były zakratowane, a piwniczne zamurowano. Dobiegały stamtąd nie raz krzyki. Przesłuchiwani aresztowani byli torturowani, bici – sąsiedzi nie raz słyszeli dochodzące stamtąd jęki. W naszym mieszkaniu przy ul. Stacha Konwy nocował kiedyś przyprowadzony przez ciocię lub jakąś obstawę wysoki rangą oficer AK. Dziadek z babcią przygotowali mu posłanie, a rano przerzucili go w z góry zaplanowane miejsce. Jest to odpowiedź na „Pamiętny dzień 22 sierpnia 1920 roku” pana Edwarda Mogielnickiego z Warszawy. Tekst pełen uczuć, wspomnień, sentymentów, przykrych obrazów. Przepięknie opisana ulica Stacha Konwy na krańcach miasta Łomży, wspaniały zakręt do Grobli Jednaczewskiej i do Lasu Jednaczewskiego, po którym niestety - już obecnie tylko nieliczne ślady pozostały. Wiele drzew w latach powojennych, szczególnie dębów zostało wyciętych dla prominentów. Ponieważ jest to miejsce szczególnie mi bliskie, postanowiłam przekazać p. Mogielnickiemu, za pośrednictwem „Komunikatu ZG TPZŁ” dalsze losy tej okolicy. Życzę panu dużo zdrowia, pomyślności, długich lat życia i wspaniałych wspomnień o Łomży, a także możliwości przyjazdu. Dziękuję za ten wspaniały artykuł, który chwycił za serce i przywołał wiele wspomnień, dzięki którym mogłam podzielić się także własnymi.
Lucyna Pakuła