Esperanza, Prima Bella i Vabank w Porcie Łomża
- Nie do wiary! Nie do wiary, o Jezu, pływa!!! - cieszył się i śmiał jak mały chłopiec Zdzisław Kopańczyk (lat 57) z Łomży, który zwodował nad Narwią w Porcie Łomża własnoręcznie wyremontowaną w Piątnicy holenderską łódź kanałową. Będzie nosiła miano Esperanza, co oznacza po hiszpańsku Nadzieja, gdyż akurat tego języka nowy łomżyński żeglarz nauczył się w Wenezueli. - Żeglarzem jestem od wiosny, kiedy na przełomie maja i czerwca za dwa i pół tysiąca euro kupiłem pod Utrechtem jachcik. W lipcu sprowadziłem go do Polski, a jak się trochę Narew podniesie, to wypływam!
W słoneczną środę o godzinie 17. do Portu Łomża podjeżdża olbrzymi żuraw firmy Dobrowolski z Łomży. Tuż za nim laweta z wymarzonym jachtem, długim na siedem i pół metra, a szerokim na dwa i pół. Zwraca uwagę wysoka kabina i maleńka jak talerz śruba. Zaczyna się mozolna akcja opasywania jachtu wytrzymałymi taśmami, podczepionymi do łańcuchów i szczytu dźwigu. Po jedenastu minutach jacht leciutko osiada na wodzie, zaś kierujący operacją właściciel oddycha z ulgą: - Udało się, cały mokry jestem... Do wpół do szóstej trwa sprawdzanie silnika: kilku żeglarzy z portu, obserwujących od początku precyzyjnie przeprowadzoną operację wodowania nowej jednostki ze znawstwem i z uznaniem cmoka na miły uchu turkot i szumszelest wody.
Życiowa pasja może narodzić się w każdym wieku
Przysiadamy przy stoliku obok kapitanatu Portu Łomża, oficjalnie otwartego niecałe trzy miesiące temu. Zdzisław Kopańczyk, na co dzień prowadzący w Łomży ośrodek nauki jazdy, bierze solidny łyk wody i zaczyna swoją opowieść. - Dwa lata wcześniej trafiła mi się kursantka z Warszawy, której mąż miał żaglówkę i zaprosili mnie na rejs po jeziorze Śniardwy – świeżo upieczony armator ociera pot z czoła. - Zaproponowali mi, abym trochę posterował, i od tego się zaczęło, bo stwierdzili, że mam do tego dar.
Druga kursantka, tym razem z Holandii, pomogła mu znaleźć odpowiedni jacht w Internecie. - Wprawdzie to nie jest nowa łajba, ale i tak dużo młodsza ode mnie – zastrzega z uśmiechem, popatrując na kołyszące się w cichym porcie biało-niebieskie trzytonowe cacko. - W 1978 roku zrobił ją od podstaw pewien Holender i 35 lat na niej pływał z żoną. Trzy lata temu zmarł na raka i jego owdowiała żona Małgorzata, tak jak moja zmarła żona..., postanowiła jacht sprzedać. I od razu miałem pomysł, żeby na Esperanzy zrobić taką „izbę pamięci” ze zdjęciem first captain'a, bo jestem dopiero drugim w historii jachtu captain'em. Wdowa była wzruszona i się zgodziła.
Esperanza ma z przodu 70 cm, a od strony rufy, czyli od tyłu ze śrubą do poruszania łodzi, aż 90 cm zanurzenia, i to bez pasażerów czy obciążenia bagażem. To bardzo dużo jak na warunki żeglowania po Narwi. Nawet łodzie i jachty o 40 cm zanurzenia mogą w sierpniu w miarę „swobodnie” pływać tylko między starym a nowym mostem...
- Narew jest teraz bardzo niska i taka się pewnie utrzyma aż do deszczów jesieni... – wzdycha, spoglądając z lekkim wyrzutem na powolutku płynącą rzekę, kapitan Portu Łomża i kierownik terenów rekreacyjnych z bulwarem Ryszard Nawrocki (lat 54).
Łachy kamienne z nadzieją na Szlak Króla Batorego
- Najgorsze miejsca są trzy: w okolicy Góry Królowej Bony i pod Czarnocinem, gdzie na dnie leżą duże łachy kamienne, oraz w Nowogrodzie na starej przeprawie czołgowej, około dwóch kilometrów w górę rzeki od Hotelu Zbyszko – kontynuuje Nawrocki. - Trzeba w tych miejscach koniecznie pogłębić, poszerzyć i oznaczyć szlak wodny, żeby Narew trzymała standardy żeglarskie. Bez tego nie będzie ruchu.
Ruchu nie ma również smukła Prima Bella, nowy jacht typu Trend 27 z Węgorzewa, należący do Bernarda Jakubowskiego, którego rodzina związała się z Łomżą pod koniec XVII wieku. Gmach biblioteki miejskiej przy Długiej należał do jego rodu.
- Ale to nie jest w gestii władz miasta Łomża, ani MOSIR-u, tylko Regionalnego Zarządu Dróg Wodnych – twierdzi łomżyniak Bernard Jakubowski (lat 63), który wiosną tego roku po 40 latach powrócił z Kanady, gdzie prowadził własną firmę transportową i pływał ok. 30 lat jachtem po jeziorze Ontario i rzece św. Wawrzyńca. - Ja żegluję od szesnastego roku życia, ale o Porcie Łomża i bulwarze nad Narwią to marzyli: mój dziadek Bronisław i mój ojciec Marian. Żaden nie doczekał, bo plany budowy były już w 1934 roku, potem przyszła wojna 1939 – 45, a po wojnie Łomża to od rzeki odwróciła się... plecami. I dopiero ja doczekałem, że jest gdzie cumować. Jaka szkoda, że te nasze łomżyńskie drzwi na Mazury i do Zalewu Zegrzyńskiego są jeszcze zamknięte... Na szczęście, w sobotę tydzień temu spotkaliśmy się w Wiźnie w piętnastu żeglarzy z Jackiem Piorunkiem z zarządu województwa podlaskiego. I on nam obiecał, że problem z pogłębieniem i poszerzeniem Narwi wkrótce się rozwiąże.
Dobrej myśli w tej kwestii jest również kapitan Portu Łomża. - Już 13. i 14. września w Nowogrodzie i Łomży ma odbywać się poważna konferencja na temat udrażniania szlaków wodnych, w tym Szlaku Króla Stefana Batorego – dodaje z nadzieją Ryszard Nawrocki. - Będzie okazja, aby znów poważnie postawić sprawę Narwi, ponieważ w sierpniu żeglarzom urwało się już sześć śrub po 500 – 1 000 zł.
Ale zanim urzędnicy, specjaliści i miłośnicy wodniactwa ustalą plany i finansowanie dalszych działań, żeby z Warszawy można było bezpiecznie, bez obaw o urwanie śruby napędowej, dopłynąć do Łomży, po raz pierwszy załoga jachtu Vabank typu Venus dopłynęła z Augustowa przez Kanał Augustowski i Biebrzę do... Portu Łomża! Żuraw portowy o udźwigu do 3 200 kg wyjął na brzeg niespełna dwutonowy jacht, napędzany silnikiem elektrycznym; postawił na przyczepie, którą jednostka pojechała do Warszawy... A mogłaby z powodzeniem popłynąć, gdyby nie te łachy kamienne.
Mirosław R. Derewońko