Z rektorami i problemami Orszak Trzech Króli w Łomży
Na każdym zakręcie ulicy bogobojny i śpiewający kolędy lud natykał na przeszkody wrogów wiary i Kościoła katolickiego w Łomży: a to jacyś robotnicy pod pretekstem oczyszczania ulic ze śniegu domagali się zmiany kierunku manifestacji, a to śliski prezenter kusił megapromocjami, rozpasane hostessy wabiły młodzianków wdziękami i doszło do publicznego ścięcia głowy mściwego starca na rogu ulicy Zawadzkiej. Mimo przeszkód, kilka tysięcy osób ze śpiewem i uśmiechem na twarzy dotarło z Bożego Ciała na plac przed Krzyżem Św., gdzie złożyło niski pokłon Nowonarodzonemu.
W około stu miastach w Polsce i na świecie odbywają się orszaki trzech króli, czyli połączone z facecjami i śpiewaniem kolęd manifestacje wiary. Okazją do marszu jest święto Trzech Króli, obchodzone 6. stycznia, na pamiątkę wędrówki sprzed dwóch tysiącleci za gwiazdą betlejemską, gdy mędrcy przybyli do Betlejem. W Łomży orszak wyruszył po raz pierwszy po mszy św. z Bożego Ciała o godz. 12., gdzie Eucharystii przewodniczył i homilię wygłosił ks. bp Tadeusz Bronakowski. W długim, wielowątkowym wywodzie ukazywał podobieństwa m. starożytnością a współczesnością, zwracając uwagę na zagrożenia, jakie niesie marginalizacja Boga i Kościoła.
Tomasz Lubiecki: „Jezus Chrystus jest naszym mentorem”
W pochodzie kolędowym uczestniczyło sporo przebierańców: aniołki i diabełki, pastuszkowie oraz, oczywiście, Mędrcy. W ich rolę wcielili się naturalnie rektorzy łomżyńskich uczelni wyższych: Robert Charmas (PWSIiP), Roman Engler (WSA) i ks. Jarosław Kotowski (WSD). Z kościoła Bożego Ciała krętą drogę ulicami: Przykoszarową, Śniadeckiego, Niemcewicza i Łagody do kościoła Krzyża Św. przejechali jak na wielbłądach siedząc na pakach aut terenowych. Jedna z platform służyła facecjom, żartom i rozwiązywaniu konfliktów przez herod babę, w której to roli znakomicie czuła się aktorka Bogumiła Wierzchowska-Gosk. Jej partner sceniczno-uliczny Tomasz Rynkowski jako ksiądz przepędzał i prześwięcał z humorem każdego, co stanął na drodze orszaku.
- Trzeba przybliżać, zwłaszcza młodzieży, prawdy naszej wiary katolickiej i to robimy – twierdzi z przekonaniem Tomasz Lubiecki, który w Dzień Matki ukończy 16 lat. - Bóg wybrał Maryję na Matkę Zbawiciela i radosną nowiną chrześcijanie powinni się cieszyć, nie leżeć przed telewizorem!
Adept teatru Gaudens et Spes (Radość i Nadzieja), który prowadzi Karol Cuch w Łomży, powodów wyjścia orszaku widzi więcej. Grając zawadiackich robotników, którzy zebrany śnieg przerobią na lody w Ostrołęce, przez występy chce trafić „do każdego serca z miłością”. Z jakąż to miłością...?
- Że Jezus Chrystus jest naszym mentorem – wyjaśnia prostolinijnie Tomek. - Czyli osobą, która jest w poglądach i postępowaniu dla nas wzorem, autorytetem w życiu. Ludzie zamiast przyjść do kościoła, pogłębić swoją wiarę, podzielić się nią z innymi, wolą grać na komputerze. To zniewala!
Ks. Andrzej Godlewski: „Syn Boży narodził się dla nas”
Orszak powoli idzie suchymi ulicami, gdzieniegdzie tylko łata zleżałego śniegu. Dzieci się cieszą, młodzież dowcipkuje w uroczystość Objawienia Pańskiego, nazywaną świętem Trzech Króli.
- Od pięciu lat w miastach Polski to sposobność do świętowania na placach i ulicach – przypomina ks. Andrzej Godlewski. - Cieszymy się, że Jezus Chrystus, Syn Boży narodził się z miłości do nas w Betlejem i dał się poznać Mędrcom ze wschodu, jako przedstawicielom narodów pogańskich, wezwanych do wiary i doświadczenia zbawczej miłości Boga. My też jesteśmy do tego wezwani.
Organizatorami orszaku w Łomży są parafie i Szkoła Podstawowa nr 10. Aby pokłonić się z czcią, na spotkanie Dzieciątka Jezus, Maryi i Józefa z władcami wybrał się także 16-letni Karol Jaskółka.
- Pokazujemy, że wiara to nie jest smutna konieczność – przekonuje chłopak, podczas gdy aktorzy przekomarzają się z blokującą „zbyt wesołą” manifestację policją (to przebierańcy). - Pan Bóg jest bardzo często dyskryminowany w świecie współczesnym, odsuwany na dalszy plan w świecie gonitwy, konsumpcji, pieniądza, przyjemności. Takim orszakiem pokazujemy, że wybieramy dobro.
19-letni Zbigniew Dziekoński wygląda jak wysmukła żałobnica w tunice i z zasłoniętą twarzą; dopiero ostra kosa, którą wywija, zdradza, że to kostucha, czyhająca na Heroda jak on na Jezusa.
- Zwykle grałem typy spod ciemnej gwiazdy, jednak chcę się zapisać w historii naszego miasta, bo to przecież pierwszy orszak – mówi z entuzjazmem młodzieniec. - Póki się żyje, trzeba działać, być aktywnym i czynić dużo dobra. Śmierć jest sprawiedliwa, nie zważa na status i majątek. Tym ludziom z orszaku jeszcze w Nowym Roku daruję, żeby mieli czas na poprawę, a jak nie, to...
Mirosław R. Derewońko
Fot.: Marek Maliszewski