Patryk Wityński uratował życie 70-latka z Łomży
- Bez szybkiego i zdecydowanego działania Patryka ten mężczyzna pewnie już by nie żył... – ocenia Mikołaj Czajkowski, lekarz z karetki pogotowia. - Niestety, w większości podobnych sytuacji kilkanaście osób stoi z założonymi rękami. Aby serce i mózg człowieka, który ma około 5 minut na przeżycie, jednak przeżyły do naszego przyjazdu, trzeba wielu takich dzielnych i opanowanych ludzi jak Patryk Wityński. 17-letni uczeń III LO w Łomży i członek Grupy Ratowniczej Nadzieja w Łomży, na przystanku przy al. Piłsudskiego w pobliżu ul. Kazańskiej podjął akcję ratowniczą, aby nieprzytomnego 70-letniego mężczyznę podtrzymać przy życiu do przyjazdu karetki reanimacyjnej. - Starszy pan był jakby w śpiączce albo w szoku, bez świadomości, nie wiedział, co się wokół niego dzieje – mówi Patryk Wityński.
Jest mroźna i śnieżna środa, 19. grudnia. Wszędzie gruba warstwa białego puchu i niekończące się wały z zasp. Około wpół do drugiej miasto nadal walczy ze zwałami śniegu na ulicach, przejściach i chodnikach. Po lekcjach Patryk Wityński wraca ze szkoły autobusem do domu. Kiedy ma jeszcze jeden przystanek, widzi biegnącego ok. 70-letniego mężczyznę z małżonką. Ona dobiega, on upada przed wejściem do wozu. Kierowca zatrzymuje się i wysiada, Bartek natychmiast razem z nim. Chłopak uspokaja kierowcę, że podejmuje akcję ratowniczą. Autobus odjeżdża, kilkanaście osób przygląda się wysiłkom dzielnego ratownika.
- Ułożyłem mężczyznę na plecach, od razu stwierdziłem, że jest nieprzytomny – opowiada spokojnie Patryk. - Poprosiłem jakiegoś młodzieńca, żeby wezwał zaraz pogotowie, ale ten... uciekł. Dobrze, że któryś z panów zadzwonił. Sprawdziłem oddech. Katastrofa. Zacząłem masaż serca, modląc się w duchu, żeby jak najszybciej przyjechała karetka podstawowa. Oddech wraca po jakichś 30 sekundach, układam mężczyznę w pozycji bocznej, bezpiecznej, z dłonią pod policzkiem. Odchylam mu głowę do tyłu, żeby udrożnić drogi oddechowe. Ale po jakichś 30 – 40 sekundach mężczyzna traci oddech. Znów podejmuję masaż serca uciskaniem klatki piersiowej, jakąś pani robi mężczyźnie wdechy przez usta. Na szczęście, przyjeżdża karetka podstawowa, po kilku minutach specjalistyczna z lekarzem. Wreszcie się uspokajam, chociaż jestem strasznie przeziębiony i sam tego dnia nie zdążyłem już do lekarza.
- Nieprzytomny mężczyzna został przez nas ponownie przeintubowany i musieliśmy użyć defibrylatora – opisuje dalszy przebieg dramatycznej akcji Mikołaj Czajkowski, lekarz z karetki specjalistycznej. - Podaliśmy leki antyarytmiczne, żeby nie powtórzyła się sytuacja z chwili upadku przed wejściem do autobusu i żeby nie powróciło migotanie komór serca. Uratowany mężczyzna na izbie przyjęć Szpitala Wojewódzkiego odzyskiwał przytomność... Kilka miesięcy temu podobną sytuację mieliśmy na Dwornej w pobliżu małego kościółka przy placu Jana Pawła II. Tłum gapiów przyglądał się biernie i bezradnie nieprzytomnemu człowiekowi, gdy przypadkowy mężczyzna okazał się zdolny do akcji ratowniczej, bo był po kursie.
Z ostatniej chwili: uratowany przez Patryka Wityńskiego człowiek na oddziale intensywnej opieki kardiologicznej powraca do zdrowia.
- Jesteśmy bardzo dumni z postawy i zachowania Patryka, który przez dwa lata pełnił odpowiedzialne funkcje, m.in., był kwatermistrzem, pilnującym zaopatrzenia w sprzęt i środki medyczne – chwali dzielnego chłopaka ks. Radosław Kubeł, współtwórca i szef Grupy Ratowniczej Nadzieja w Łomży. - Do naszej grupy wstąpił w październiku 2009 r. i przeszedł dwuletnie szkolenie, a po uzyskaniu pełnoletności otrzyma tytuł ratownika. Jest jednym z około 30 lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych oraz ok. 40 młodych ratowników, którzy jak Patryk zachowaliby się w nagłej potrzebie. To oni stanowią ogromny potencjał społeczny i za to wielkie dzięki!
Po całej szkole lotem błyskawicy rozeszła się wieść, że Patryk uratował człowieka.
- Patryk jest przyjacielski, pomocny i można z nim swobodnie porozmawiać – mówi z sympatią o rówieśniku Bartosz Niedźwiecki. - Dobrze gra w parafialnej i szkolnej drużynie piłki nożnej, na boisku również jest pomocny. Ale na boisku strzela gole, a w normalnym życiu uratował drugiego człowieka przed śmiercią! Po prostu: wzór dobrego kolegi!
- Jestem ogromnie szczęśliwy, że wszystko dobrze się skończyło, bo po raz pierwszy bezpośrednio sam musiałem przystąpić do akcji - mówi Patryk Wityński.
Mirosław R. Derewońko
Fot.: Marek Maliszewski