17 września 1939r.
Kiedy mówimy o wydarzeniach z historii, nawet tej dotyczącej II wojny światowej, traktujemy je bardzo często jak bajkę, którą czasami należy wysłuchać. Jedną z nich jest agresja sowiecka na II Rzeczpospolitą 17 września 1939 r. Zapomnieliśmy już, że walka o upamiętnienie tej daty ciągnęła się do 1989 r. a w niektórych środowiskach jeszcze dłużej, że była to jedna z tych „białych plam”, o których opowiadano w kabaretach ale nie na lekcjach historii. Chociażby dlatego, że celem systemu komunistycznego było m.in. wyrzucenie tej daty z naszej pamięci powinniśmy ją przypominać, jak i tragiczne konsekwencje jakie za sobą pociągnęła. Winni jesteśmy też to Tym, którzy wbrew swej woli, nie ruszając się z domu, zostali obywatelami Związku Sowieckiego.
Wkroczenie Armii Czerwonej będące konsekwencją paktu Ribbentrop-Mołotow było ciosem w plecy zadanym walczącej Polsce. Brak wypowiedzenia przez Sowietów wojny, jak i nie do końca jasne rozkazy naczelnego dowództwa paraliżowały obronę, a w tych wypadkach, gdy miała ona miejsce skazywała żołnierzy polskich na porażkę. Mimo tego i druzgocącej przewagi agresora przeciwko niemu stanęli m.in. żołnierze KOP, obrońcy Wilna i Grodna. W tym ostatnim przypadku na skutek zaciekłej obrony sowieckim czołgom nie udało się zdobyć miasta z marszu. Obrońcy butelkami z benzyną i ogniem działek przeciwpancernych zniszczyli kilkadziesiąt czołgów sowieckich. Wkraczającym jednostkom Armii Czerwonej opór zbrojny stawiły związki taktyczne Korpusu Ochrony Pogranicza, Brygada Rezerwowa Kawalerii Wołkowysk i Samodzielna Grupa Operacyjna Polesie.
W swoich wspomnieniach Daniela Urszula Zagrodna, to co spadło na Polskę określiła jako „szarańczę” i „dzicz ze Wschodu, która chciała nam narzucić swoją przemoc, swoje „obyczaje” i swoje „nauki””. Obok powstającej konspiracji przeciwstawiła się też temu młodzież łomżyńska, wydająca w skromnych ilościach „gazetki szkolne”. Organizowała ona też strajki szkolne w czasie rocznic państwowych, harcerskich i kościelnych, jak ten z 8 listopada 1939 r., w celu uczczenia pamięci Stefana Woyczyńskiego, Komendanta Hufca harcerzy (zamordowanego w Katyniu), a wówczas zaginionego bez wieści.
Zaraz po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej wielu ludzi, głównie żołnierzy z rozbitych podczas działań wojennych oddziałów, szukało schronienia w pobliskich lasach. Nie mogliby oni przetrwać bez pomocy udzielanej im ze strony członków rodzin, sąsiadów, czy znajomych. Polacy stawili opór sowieckiemu okupantowi od pierwszych dni jego pobytu na ziemi łomżyńskiej. Już po bitwie pod Andrzejewem z oddziałów, którym udało się przedrzeć przez pierścień niemiecki, powstało kilka oddziałów partyzanckich. Jeden z nich pod dowództwem por. Adama Łempickiego przetrwał w lasach Czerwonego Boru i w ich okolicy, aż do połowy października 1939 r. Znane jest też zgrupowanie, które miało swą bazę na uroczysku „Kobielno” w środkowym biegu Biebrzy. Oddział dokonywał wypadów przede wszystkim w celu zdobywania broni i amunicji oraz wykonywał wyroki na kolaborantach i agentach NKWD. Rankiem 23 czerwca 1940 r. liczne oddziały sowieckie otoczyły uroczysko. Uderzenie piechoty oraz ogólna przewaga nieprzyjaciela, spowodowały, że starcie skończyło się klęską. W związku z tymi wydarzeniami została zatrzymana między innymi Łucja Chojnowska z domu Chołowińska. Jej siostra zginęła w trakcie walk z obławą na uroczysku Kobielno, ona natomiast po aresztowaniu trafiła do więzienia w Białymstoku, a następnie do Mińska. Bita w trakcie przesłuchań została ostatecznie skazana na 5 lat obozu pracy.
W wyniku agresji z 17 września taki los spotkał ponad 20 tys. polskich oficerów, setki tysięcy zostały deportowane, a kolejne tysiące skazane na karę śmierci lub na pobyt w obozach pracy na Syberii. Wprowadzono nowe „rządy”, podczas których, jak podaje wiele relacji, osoby deklarujące „szczerą miłość do systemu komunistycznego” nie tylko pięły się po szczeblach władzy ale i wyrównywały osobiste porachunki. Dzisiaj, gdy zastanawiamy się nad kolejnymi wydarzeniami z naszej historii nieporozumieniem jest zadawanie pytania, czy te prawie dwa lata okupacji sowieckiej miały na nie wpływ. Wiedzą to najlepiej Ci, którzy sami lub ich bliscy padli ofiarą represji. Po wojnie różnie potoczyły się losy Sybiraków, szczególnie tych najmłodszych. Bardzo często już w dorosłym życiu stawali po stronie ideologii, która była bezpośrednią przyczyną ich największego nieszczęścia.
dr Krzysztof Sychowicz