poniedziałek 6.12.2004
Gazeta Współczesna - Miejskie kokosy Gazeta Współczesna - Stan oblężenia Gazeta Współczesna - Nie stracił pracy Gazeta Wyborcza - XXIV Konkurs w grze na instrumentach pasterskich "Ligawki" 2004
Szczytem marzeń jest dla wielu mieszkańców Łomży pewna praca i stabilna pensja, np. w instytucjach samorządowych. Sprawdziliśmy, jak zarabiają ich szefowie. - To nie są kokosy - zapewnili nas. - Tu nie zamyka się biura o 15, a odpowiedzialność jest ogromna.
Wszystkie dane dotyczące zarobków dyrektorów i prezesów instytucji i spółek komunalnych można znaleźć w Internecie, na miejskich stronach Biuletynu Informacji Publicznej. Porównanie oświadczeń majątkowych potwierdza przekonanie, że humaniści mają gorzej - w kulturze zarabia się kiepsko. To ok. 3 tys. zł, co po potrąceniu podatku daje w przybliżeniu 2 tys. zł ”na rękę”. W regionie o kilkunastoprocentowej stopie bezrobocia pensja tej wysokości jest marzeniem wielu. Jednak w porównaniu z zarobkami naczelników wydziałów Urzędu Miasta, którzy co miesiąc biorą z kasy przynajmniej o 1 tys. zł więcej - nie tak dużo. A na pewno bez porównania z 8 tys. zł pensji wiceprezydenta, w którego gestii leży nadzorowanie pracy dyrektorów instytucji kultury.
- O zarobkach wolałabym rozmawiać z przełożonymi niż z prasą - mówi Krystyna Sobocińska, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej. - Nie ukrywam, że podwyżek od dawna nie było. A pieniędzy nigdy nie jest za dużo.
więcej: Gazeta Współczesna - Miejskie kokosy
Gazeta Współczesna - Stan oblężenia
Tysiące mieszkańców Łomży i okolic szturmowały w sobotę nowo otwarte centrum handlowe u zbiegu al. Piłsudskiego i ul. Zawadzkiej w Łomży. Muzyka płynąca z głośników mieszała się z jękami ludzi oczekujących w niesamowitym ścisku na otwarcie sklepu.
Klienci zaczęli się gromadzić przed wejściem już przed godz. 7, choć otwarcie zaplanowano dopiero na godz. 10. Przybyli całymi rodzinami, aby skorzystać z obiecanych promocji i konkursów oraz zobaczyć nowy sklep. Kiedy tuż po godz. 10 otworzono drzwi, zniecierpliwiony tłum zaczął przepychać się do wejścia. Z głębi tłumu docierały zduszone okrzyki i jęki przygniecionych ludzi. Najbardziej ucierpiały osoby starsze, stojące przy barierkach odgradzających wejścia. Ochroniarze wpuszczali ludzi do sklepu partiami.
- Nie pchajcie się tak! - krzyczała kobieta w średnim wieku, a tuż obok młoda dziewczyna mocno trzymała się stojącego obok niej chłopaka, by nie porwał jej płynący tłum.
Chętnych do zrobienia zakupów było tak wielu, że do późnych godzin wieczornych tłum przed ”Stokrotką” nieznacznie tylko się zmniejszył. Tak samo było w niedzielę.
- Pewnie nic już nie dostanę z tych promocji - narzekała starsza pani, ale nie opuściła kolejki.
- To jakiś obłęd - komentowała inna.
więcej: Gazeta Współczesna - Stan oblężenia
Gazeta Współczesna - Nie stracił pracy
Dopiero gdy 39-letni sanitariusz podejrzany o zgwałcenie jednej i molestowanie seksualne dwóch kolejnych pacjentek wyjdzie z aresztu, dyrektor grajewskiego szpitala będzie mógł zwolnić go z pracy.
– Konsultowałem tę sprawę z Państwową Inspekcją Pracy – mówi Grzegorz Dembski, dyrektor Szpitala Ogólnego w Grajewie – Okazuje się, że jeśli nie wręczyliśmy sanitariuszowi wypowiedzenia z pracy przed jego tymczasowym aresztowaniem, będziemy mogli to zrobić dopiero wtedy, gdy opuści on areszt.
Dyrektor zapewnia jednak, że sanitariusz na pewno nie wejdzie więcej na szpitalny oddział.
– W środę, 24 listopada pacjentka opowiedziała ordynatorowi o molestowaniu – wylicza dyrektor. – Następnego dnia pani sędzia zawiadomiła prokuraturę. W piątek w szpitalu była już policja i zabroniliśmy sanitariuszowi wstępu na oddział. W poniedziałek został zatrzymany i nie mieliśmy szans wręczyć mu wypowiedzenia. Zresztą wtedy nie miał jeszcze postawionych zarzutów.
Informacja o tym, że sanitariusz z grajewskiego szpitala jest podejrzany o przestępstwa seksualne popełnione na szkodę pacjentek oddziału psychiatrycznego grajewskiego szpitala lotem błyskawicy rozeszła się w Grajewie i okolicy. Ludzie są zbulwersowani, ale deklarują, że mimo to o szpitalu mają dobrą opinię.
więcej: Gazeta Współczesna - Nie stracił pracy
Gazeta Wyborcza - XXIV Konkurs w grze na instrumentach pasterskich "Ligawki" 2004
Phil Conyngham przyjechał na ciechanowiecki konkurs gry na instrumentach pasterskich prosto z Australii. Zagrał na didjeridoo i irlandzkich rogach. I to tak, że jurorzy i publika dosłownie oniemieli. Pierwsze miejsce przyznano mu bezdyskusyjnie
Phil Conyngham trafił do Ciechanowca trochę przypadkiem. Właśnie kończył swoją półroczną trasę koncertową od Australii przez Japonię po Niemcy, kiedy skontaktowała się z nim jego polska znajoma i opowiedziała o konkursie. Phil nie wahał się zbyt długo. Problemem były tylko pieniądze. Ale te udało się szybko zdobyć dzięki pomocy niemieckiej telewizji, która razem z nim przyjechała do Ciechanowca. Nagrany w Polsce materiał dziennikarze wyemitują tak w Australii, jak i w Irlandii - dwóch miejscach stałego pobytu muzyka. Phil Conyngham to najlepszy na świecie muzyk, który nie jest Aborygenem, grający na didjeridoo. Fascynuje się aborygeńską muzyką tradycyjną (i to od ponad 15 lat), ale instrument wykorzystuje także przy wielu innych międzynarodowych projektach muzycznych z jazzem, rapem, rockiem. Muzykując, zwiedził już pół świata: od Azji poprzez Canadę, USA po Wielką Brytanię i Niemcy. Obiecał, że do Ciechanowca jeszcze wróci.
- Bardzo mi się tu podoba, atmosfera, jaka panuje na tym konkursie, ludzie... To jest fantastyczne - mówił.
Phil Conyngham był jedynym tak egzotycznym gościem podczas 24. konkursu gry na instrumentach pasterskich w Ciechanowcu. Obok niego swe umiejętności w grze na lumzdelisie czy sopiłce pokazywali także Litwini i Ukraińcy. Tradycyjnie na konkurs zjechali także górale z Podhala, Beskidu Śląskiego i Żywiecczyzny, Kaszubi, a także ligawkarze z Mazowsza, Kurpi i rzecz jasna Podlasia.
więcej: Gazeta Wyborcza - XXIV Konkurs w grze na instrumentach pasterskich "Ligawki" 2004