Pachnidełka elegantek i turzy możdżeń
Profesor zasiadł za wielkim, białym jak w laboratorium stołem. Ciężkim wzrokiem spojrzał na pokruszone skorupki sprzed kilku wieków. W sercu drżał na myśl o tym, jakie to wspaniałe skarby, które kryła ziemia łomżyńska, uchronił dla późnych wnuków.
- Łomża jeszcze w XIV wieku była miastem odległym od centrów kulturalnych Mazowsza i Rzeczpospolitej - mówi profesor Maciej Czarnecki, który od kilku tygodni śledzi niemal każdy ruch potężnej koparki i robotników, remontujących ulicę Długą. - Właśnie po to gród nad Narwią otrzymał w 1418 roku prawa miejskie, ażeby terytorialnie bliskie Zakonowi Krzyżackiemu ziemie ucywilizować.
Ktoś, kto nie odwiedzał Łomży ostatnio, choćby przed kilkoma tygodniami, byłby tak jak rdzenni mieszkańcy zachwycony czystym, złotym niczym miód piaskiem na nadnarwiańskim wzgórzu. Długa od Starego Rynku do ulicy Krótkiej przypomina teraz wstęgę plaży, w której co i rusz pojawiają się wykopy, doły i wądoły. Profesor Czarnecki przeciera oczy ze zdumienia i zachwytu, gdy widzi nietkniętą od XV wieku warstwę kulturową od strony północnej ulicy Długiej (numery nieparzyste), która pochodzi z czasów założenia na wyniosłym brzegu Narwi miasta.
- Ten kawałek żelaza obrośnięty rdzą jest, być może, nożem lub sztyletem z XVI wieku - kiwa z uznaniem posiwiałą głową archeolog i wyciąga w naszym kierunku przedmiot znaleziony w hojnej dla badaczy przeszłości skarbnicy pod ulicą Długą. A potem zaczyna barwną opowieść o kolejnych odkryciach, które rozłożone na białych kartonach wyglądają skromnie i niepozornie. Kiedy prezentuje każdy ze skarbów, w oczach błyskają mu radosne iskierki, bo oto „bardzo piękny gwóźdź, kształtny, dobrze wykuty do łączenia elementów solidnych budowli drewnianych”. Tuż obok „haczyk żelazny albo ... klucz średniowieczny! Zagięty dziwnie na końcu, pasował jak ulał do zamka sprzed pięciu stuleci, albo i starszego...?”. Niebieskawo szarawy „kawałek drewnianej deseczki, która prawdopodobnie była kiedyś gontem, świadczy o tym, że byli w Łomży porządni cieśle i dachy kryte wcale nie słomą”. Prawdopodobnie między obecnymi domami pod numerami 13 i 15, oprócz warsztatu ciesielskiego, stał drewniany warsztat kaletniczy lub rymarski. Przypominają o tym znalezione tam kawałki skóry i skórzane paski będące nieodłącznym elementem mocnego bata. Archeolog jak bezcenny diament obraca w dłoni krzesiwo, od którego gospodynie rozpalały suchy mech w kuchniach. W milczeniu spoczywa na stole mały kawałek stągwi glinianej do trzymania wody w domu albo piwa w karczmie czy choćby ziarna prosa na placki. Niepozorna na pierwszy rzut oka stożkowata gałka okazać się może „fragmentem pokrywki naczynka szklanego na pachnidełka dla średniowiecznych elegantek”.
- Szczególny cymes, choć mało spektakularnie wygląda, to fragment ceramiki misy lub talerza z napisami, które postara się odczytać historyk epigrafik - profesor wstrzymuje oddech. - Ale proszę tego nie publikować w internecie, żeby nasz skarb nie okazał się przedmiotem grabieży intelektualnej.
Jednak uwagę laika zwraca mierzący ponad 40 centymetrów róg krowy tura - królewskiego zwierzęcia, zastrzeżonego dla łowów władcy. Już za czasów Jagiełły potężne tury były objęte ochroną gatunkową. Tworzono specjalne oddziały leśników, które zazdrośnie strzegły wciąż, niestety, malejących stad. Dla ochrony ginącego gatunku stworzono rezerwat w Puszczy Jaktorowskiej, gdzie zwierząt było coraz mniej, gdyż karlały i chorowały. Ostatnia krowa tura padła w 1627 roku, ale... Ale nie w Łomży, gdzie krowi możdżeń (róg) jakiś rękodzielnik w połowie nacinał, próbując twardości kości. Możdżeń trafił do rzemieślnika, aby ten wykonał ozdobny grzebień czy może okładzinę sztyletu. Doktorantka Urszula Iwaszczuk, archeozoolog na Uniwersytecie Warszawskim u profesor Alicji Lasoty-Moskalewskiej, zbada dokładniej ekscytujące znalezisko.
Archeolog Jolanta Deptuła z Muzeum Północno-Mazowieckiego w Łomży, gdzie profesor Maciej Czarnecki przedstawił najnowsze odkrycia, ubolewa, że z pokruszonych fragmentów nie uda się zrekonstruować średniowiecznych głównie kuchennych naczyń. Łomżyniacy sprzed wieków wyrzucali skorupy i w ten sposób „brukowali” ulicę Długą. 99 procent z około 2 tysięcy odkrytych podczas wykopalisk kawałków to tzw. siwaki, doskonałe do gotowania, gdyż nie pękały w zetknięciu z ogniem.
- Przygotowujemy wystawę stałą na temat historii Łomży - zapowiada dyrektor muzeum Jerzy Jastrzębski. - Na pewno znajdzie się wśród eksponatów miejsce dla najcenniejszych zabytków z ulicy Długiej.
Tekst: Mirosław Robert Derewońko
Fot.: Marek Maliszewski / 4lomza.pl