wtorek 31.08.2004
Gazeta Współczesna - Najtrudniej samotnym Gazeta Współczesna - Dom na dworcu PKS Kurier Poranny - Koledzy z urzędu zawsze pomogą Gazeta Wyborcza - Konkursy na dyrektorów w urzędzie wojewódzkim "prawie" rozstrzygnięte
Ponad 60 proc. pobierających świadczenia rodzinne w Łomży to osoby samotnie wychowujące dzieci. W komputerowej bazie wydziału polityki społecznej znajduje się prawie 9 tys. nazwisk potrzebujących wsparcia finansowego samorządu.
Ustawa o świadczeniach rodzinnych, przenosząca obowiązek ich wypłacania na samorządy spowodowała początkowo spore zamieszanie.
– Sytuacja jest całkowicie opanowana – zapewnia Jerzy Brzeziński, prezydent Łomży. – Urzędnicy pracowali po godzinach, żeby wszystko zakończyć na czas.
W Łomży stworzono komputerową bazę danych oraz wyremontowano skrzydło Domu Dziecka, gdzie przeniesiono wydział polityki społecznej. Obsługuje on największą liczbę interesantów spośród wszystkich jednostek Urzędu Miasta. Specjalna komisja zbadała też warunki bytowe rodzin, pobierających dodatki mieszkaniowe – w skali roku jest to kwota ponad 5 mln zł. Wiele z nich pobierało je nieprawnie.
więcej: Gazeta Współczesna - Najtrudniej samotnym
Gazeta Współczesna - Dom na dworcu PKS
- Wiele lat pracowałem na wagonach - mówi bezdomny Marian Mieczkowski. - Do Łomży trafiłem jeszcze przed wojskiem, ponad trzydzieści lat temu. Jak była praca, to i na wynajęcie stancji starczało. Jak się skończyła, to trzeba się było wynieść ”pod chmurkę”.
Marian Mieczkowski jest jednym z trzech lokatorów łomżyńskiego dworca PKS. Nocują tu, bo w mieście nie ma noclegowni. Placówka, której siedziba mieści się w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej, latem zawiesiła działalność z powodu remontu. Ruszy od września, prowadzona teraz przez Caritas.
- Różnie bywało - wspomina Mieczkowski. - Jak mi nogę ucięli, to dwa miesiące byłem w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Szczuczynie. Znów się będę starał, bo nie było tam źle. Zabierali 70 proc. zasiłku, to jeszcze parę groszy zostawało.
Jednooki, jednonogi, porusza się na wózku inwalidzkim. Nikogo nie zaczepia, nikomu nie przeszkadza, nikogo nie interesuje. Czasem policyjny patrol zrobi mu pobudkę w środku nocy, na jego ławce pod murkiem.
więcej: Gazeta Współczesna - Dom na dworcu PKS
Kurier Poranny - Koledzy z urzędu zawsze pomogą
Odwołany w atmosferze skandalu były kierownik Biura Audytu Wewnętrznego i Kontroli Finansowej Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku znalazł pracę w innym biurze podległym marszałkowi. Tym razem w Suwałkach. Jego przełożeni nie dostrzegają w tym niczego niestosownego.
– Nie rozumiem pytania o naciski ze strony Urzędu Marszałkowskiego, decyzję podjąłem sam – zapewnia Aleksander Czuper, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Suwałkach.
Lewe delegacje i dowody wpłaty
To, że marszałek zatrudnia na stanowisku kierownika swojej najważniejszej placówki kontrolnej osobę, która od wielu lat występuje w charakterze oskarżonego w sprawie o nadużycia finansowe, „Poranny" ujawnił w grudniu ubiegłego roku. Pisaliśmy wówczas, że od połowy lat dziewięćdziesiątych suwalska prokuratura zajmowała się nieprawidłowościami w miejscowym oddziale PTTK. Pliszka – ówczesny kierownik oddziału został oskarżony m.in. o wystawianie fikcyjnych delegacji, potwierdzanie nieprawdy na dowodach wpłaty, wypłacanie nienależnych ryczałtów samochodowych oraz czerpanie z tego wszystkiego osobistych zysków.
Kiedy w ubiegłym roku był zatrudniany w Urzędzie Marszałkowskim ciążył już na nim wyrok skazujący sądu pierwszej instancji. Marszałek Janusz Krzyżewski, którego Pliszka jest dobrym znajomym z czasów, gdy ten pierwszy był sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Suwałkach, a drugi działaczem tego samego ugrupowania, mówił nam, że „coś słyszał" o problemach z prawem swojego najważniejszego kontrolera, ale w szczegóły nie wnikał.
– Poza tym, wyrok nie był prawomocny – przypominał.
więcej: Kurier Poranny - Koledzy z urzędu zawsze pomogą
Gazeta Wyborcza - Konkursy na dyrektorów w urzędzie wojewódzkim "prawie" rozstrzygnięte
Minął rok, odkąd ówczesny szef MSWiA przysłał do Urzędu Wojewódzkiego ponaglenie, aby jak najszybciej przeprowadzone zostały konkursy na brakujących dyrektorów. Czasu wystarczyło, aby problem rozwiązać, ale tylko połowicznie
Przepisy mówią, że osoba bez konkursu może pełnić obowiązki dyrektorskie tylko przez sześć miesięcy, ale urzędy wojewódzkie w całym kraju podchodziły do tych zasad nader liberalnie. Dopiero w połowie zeszłego roku (czyli przeszło półtora roku po nominacji obecnego wojewody Marka Strzalińskiego) o sprawie zrobiło się głośno. Ówczesny minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik porozsyłał więc do urzędów ponaglające faksy, aby sprawę co rychlej załatwić. Co udało się od tego czasu zrobić?
Załatwiona została sprawa najważniejsza - rozstrzygnięty został konkurs na dyrektora generalnego urzędu. To trzecia pod względem ważności osoba w urzędzie, po wojewodzie i wicewojewodzie, tymczasem obowiązki te pełnił bez konkursu Andrzej Tanajewski. Od lipca jest on już pełnoprawnym dyrektorem. Nie obyło się przy tym bez kontrowersji - okazało się, że spośród kandydatów zgłoszonych na konkurs jest on jedynym, który posiada certyfikat dostępu do informacji tajnych. Chcąc nie chcąc, Tanajewski "wyciął" więc konkurentów już na starcie. Komisja konkursowa służby cywilnej nie zgłosiła jednak zastrzeżeń.
więcej: Gazeta Wyborcza - Konkursy na dyrektorów w urzędzie wojewódzkim "prawie" rozstrzygnięte