ARTYKUŁ - NEWSWEEK EXCLUSIVE
Piechociński: Jarosław Kaczyński na prezydenta Ponieważ prezes PiS zdaje sobie sprawę, że Lech Kaczyński nie ma szans na reelekcję, to sam wystartuje w wyborach prezydenckich - przewiduje wiceprezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Janusz Piechociński w rozmowie z Newsweek.pl.
foto: pap
Rzeczywiście, dialog między PO a PiS i obozem prezydenta przypomina wrzucanie granatów do szamba. Ale obie partie nie prowadzą wojny o przejęcie władzy, lecz by zniszczyć przeciwnika. Taki konflikt na śmierć i życie jest poważnym zagrożeniem dla demokracji w Polsce. My nie weźmiemy w tym udziału. Nie umawialiśmy się z PO na wojnę z PiS i prezydentem.
Nie będziecie wspierać koalicjanta?
Według nas Platforma niepotrzebnie daje się wciągnąć w scenariusz rozpisany przez Jarosława Kaczyńskiego. To jemu zależy na tym, aby w Polsce nakręcać spiralę agresji. Prezes PiS świadomie obrzydza Polakom politykę, by zniechęcić ich do udziału w wyborach. Niska frekwencja jest mu na rękę. Do urn nie idą wtedy wyborcy, tylko "wyznawcy" danych partii. A im nie trzeba podawać racjonalnych argumentów, wskazuje się im jedynie wroga do zniszczenia. W ten sposób też łatwiej jest spolaryzować scenę polityczną na dwa wielkie ugrupowania polityczne. Jesteśmy lojalnym koalicjantem, ale nie będziemy ślepo podążać za Platformą na wojennej ścieżce PiS-PO.
Pyskówka PO i PiS jest starannie wyreżyserowana przez obie strony?
Oczywiście, w tym szaleństwie jest metoda, chociaż nad scenariuszem mało już kto panuje. Obie partie obrały taką strategię polityczną, bo są przekonane, że poprawią swoje notowania. Ciągłe nękanie opinii publicznej wzajemnymi zarzutami, oskarżeniami i podejrzeniami sprawia, że dwie przodujące w sondażach partie wysysają tlen z debaty publicznej. One narzucają tematy tak, że dyskurs publiczny toczy się już tylko w tych obszarach, które są wygodne dla tych dwóch formacji politycznych. Polaków zmusza to do wyboru: albo lubisz PiS i głosujesz na tę partię, albo jej nie lubisz i oddajesz głos na PO, bo jest najsilniejszą opozycją do PiS.
Co w tym złego?
Konflikt PO-PiS osłabia państwo. Niepokoi nas to, że w ostatnich miesiącach narasta konfrontacja i brak zaufania w dziedzinach szczególnie ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Chodzi o politykę zagraniczną czy kwestie obronności kraju, w których prezydent, rząd i opozycja powinny mówić jednym głosem. A jednak z powodu wewnętrznych konfliktów i partyjnych interesów nie jesteśmy w stanie wypracować spójnej wizji celów, do jakich Polska powinna dążyć. Ten chaos osłabia naszą pozycję na arenie międzynarodowej, np. w negocjacjach z Amerykanami na temat tarczy antyrakietowej.
Poseł Janusz Palikot, który miał się zająć gospodarką, dziś przede wszystkim interesuje się dręczeniem prezydenta.
I PiS, i PO potrzebują pól konfrontacji, bo rozpoczęły już kampanię prezydencką. Na razie kandydaci pokazują jednak, kim nie są - jeden, że na pewno nie jest Kaczyńskim, a drugi, że nie jest Tuskiem. Dobrze by było, żeby pokazali jeszcze kim są. Jednak same prace komisji Palikota oceniam pozytywnie.
Coraz częściej na Wiejskiej pojawiają się głosy, że ani Donald Tusk, ani Lech Kaczyński nie będą kandydować.
Moim zdaniem w wyborach prezydenckich nie wystartuje Lech, tylko Jarosław Kaczyński. Prezes PiS zdaje sobie sprawę, że Lech Kaczyński nie ma szans na reelekcję. Nie jest pewne czy w ogóle znajdzie się w II turze, a na mocnym drugim miejscu bardzo zależy Jarosławowi Kaczyńskiemu. On nie marzy, by zostać prezydentem. Wystartuje po to, by zmobilizować swój elektorat. Chce umocnić się na pozycji niekwestionowanego lidera prawicy. Wybory prezydenckie będą tylko drogą do celu, jakim są wybory parlamentarne w 2011 roku. Lech Kaczyński ma teraz za zadanie wciągnąć w polityczną nicość Donalda Tuska. Stąd biorą się w dzisiejszej polityce tak radykalne działania.
Czy PSL zaakceptuje zmianę na stanowisku premiera, żeby ułatwić Tuskowi start w wyborach prezydenckich?
Dlaczego dobry premier miałby rezygnować ze stanowiska? Czy jak Donald Tusk przestanie być szefem rady ministrów, to zrzuci z siebie odpowiedzialność za politykę gabinetu, który osobiście stworzył? Nie, Donald Tusk nadal będzie kandydatem ponoszącym pełną odpowiedzialność za skuteczność swojego rządu.
W PO narasta irytacja, że partia, która zdobyła 9 proc. w wyborach torpeduje sztandarowe projekty ugrupowania, na które zagłosowało 40 proc. Polaków. Za waszą sprawą upadł pomysł podatku liniowego, odcięcia partii od dotacji budżetowych, okręgów jednomandatowych.
W umowie koalicyjnej jasno określiliśmy, które propozycje Platformy nie uzyskają naszej zgody. Jesteśmy konsekwentni i PO nie powinna się denerwować, jak nie popieramy pewnych pomysłów. Podobnie jak my nie irytujemy się gdy PO zgłasza do Sejmu projekty, o których wie, że nie zdobędą większości, np. w sprawie ordynacji wyborczej czy podatku liniowego. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że PSL ma w koalicji silniejszą pozycję niż wynikałoby z 9 proc. uzyskanych w wyborach. Na tym polega logika naszego systemu wyborczego - zwycięzca wyborów musi szukać koalicjanta, jeśli nie uzyska większości głosów.
Koalicja PO-PSL nie jest w stanie samodzielnie odrzucać weta prezydenta. Czy PSL chce szukać wsparcia u lewicy, czy popieracie stanowisko Zbigniewa Chlebowskiego, według którego z SLD nie należy rozmawiać skoro nie pomogło wam odrzucić prezydenckiego weta?
Zasada, że obrażamy się i zabieramy zabawki nie sprawdza się ani w przedszkolu, ani w życiu. Musimy szukać wsparcia dla naszych ustaw. Także na lewicy. Po odrzuceniu ustawy medialnej w PO pojawiły się różne pomysły na dalsze funkcjonowanie np. żeby rządzić jedynie rozporządzeniami. Ale tak się nie da. Równie chybiony był pomysł, by zalać Sejm projektami ustaw, które prezydent na pewno zawetuje. Być może pokazalibyśmy w ten sposób, że prezydent jest konfliktowy. Ale ukazalibyśmy też słabość koalicji rządowej, która nie potrafi odrzucić weta. PSL nie chce bawić się w polityczne gierki. Uważamy, że w pierwszej kolejności powinniśmy kierować pod głosowania te projekty ustaw, które obronią się nawet przy wecie prezydenta. Może nie będą to sztandarowe projekty, ale wystarczy, że będą rozwiązywać nawet częściowo problemy gospodarcze czy społeczne. Lepszy rydz niż nic.
Premier zapowiadał na jesieni zmiany w rządzie. Będziecie chcieli wymienić któregoś z waszych ministrów?
Nie. Jeśli premier nie będzie o to wnioskował, to na stanowiskach zostaną ci, których nominowaliśmy.
Były sygnały, że ktoś z PSL odstaje z szeregu?
- Nie.
Premier rozmawiał ostatnio z Waldemarem Pawlakiem o tym, by trzymać odpowiednie standardy i unikać zarzutów o nepotyzm. Następnego dnia prezes PSL przekonywał publicznie, że to nic złego zatrudniać rodzinę. Pan też tak uważa?
Tylko współpracując z osobami kompetentnymi można osiągnąć sukces. Jeśli padły oskarżenia o to, że na stanowisku publicznym zatrudniono osoby bez kompetencji, tylko z klucza partyjnego czy rodzinnego, to taki sygnał musi być wyjaśniony. Ale jeśli dana osoba spełnia wszystkie wymagane warunki i jest merytorycznie przygotowana do stanowiska, to powinniśmy skończyć dyskusję na ten temat. W PSL na pewno nie ma zgody na zatrudnianie kogokolwiek w oparciu o niemerytoryczne kryteria.
Na jesieni odbędzie się kongres wyborczy PSL. Czy prezes Waldemar Pawlak ma się czego obawiać?
Jako wiceprezes PSL i osoba, która czasem spiera się z prezesem, mogę zagwarantować, że Waldemar Pawlak nie jest zagrożony w swej pozycji lidera.