Współczesny świat zmienia się w takim tempie, że ledwie nadążamy z opisywaniem procesów gospodarczych, społecznych, a nawet psychologicznych.
Rewolucja,
bo o niej trzeba mówić, ma kilka przyczyn. Jedną z podstawowych jest
masowe wprowadzenie technik informatycznych. Komputery, Internet,
telefonia komórkowa w niewiarygodny sposób przyspieszyły obieg
najszerzej rozumianych informacji. Za tym kryje się też na przykład
moda czy postawy życiowe. Dziś nastolatki z Delhi, Nowego Yorku,
Radomia oglądają w Internecie w tym samym czasie te same filmy,
pasjonują się tymi samymi grami.
Można zauważyć radykalne
zamiany postaw życiowych ludzi – mówi prof Janusz Czapiński, psycholog
społeczny. Powszechne w skali globu stało się dążenie do życia
luksusowego, którego standardy wyznaczają między innymi popularne
seriale jak i gwiazdy filmu czy sportu. To sytuacja nie notowana do tej
pory. Można mówić o czymś w rodzaju zniecierpliwienia. Radykalna
poprawa ma nastąpić zaraz, jutro, a nie za kilka, kilkanaście lat.
Takie postawy okazują się groźne dla więzi rodzinnych, powodują też
osłabienie i destrukcję więzi w społecznościach lokalnych. To bardzo
niepokojące z punktu widzenia funkcjonowania społeczeństwa.Na
zachodzące obecnie zmiany wielki wpływ miało też wprowadzenie w życie
neoliberalnej doktryny gospodarczej. Zgodnie z jej założeniami
wymuszano na poszczególnych krajach znoszenie ograniczeń, które miały
chronić ich wewnętrzne rynki. W rezultacie mamy do czynienia
z powstawaniem gigantycznego światowego rynku finansowego. Bankami,
giełdami rządzą ponadnarodowe korporacje, maksymalizujące zyski, bez
zwracania uwagi na społeczne oraz gospodarcze koszty swoich poczynań.
Wiele rządów i elit politycznych stwierdza dzisiaj z zaskoczeniem
i lękiem, że ma niewiele do powiedzenia w sprawach gospodarczych
w swoich krajach. Decyzje w tak żywotnych kwestiach jak kursy walut,
oprocentowanie czy dostępność kredytów zapadają nie w stolicach krajów,
lecz nawet dokładnie niewiadomo gdzie, bo podejmują je szefowie
korporacji, otaczający swoje działania tajemnicą.
W okresie
ostatnich 30 lat wartość transakcji na rynkach finansowych wzrosła 60
krotnie. W 2001 r. wyniosła 40 bln dolarów, gdy w 1983 r. – 800 mld
dolarów. To pokazuje jak ogromna jest akumulacja kapitału w rękach
wąskich elit. Postępuje proces rozwarstwienia. Jest on zauważalny
zarówno wewnątrz społeczeństw, nawet tak bogatych jak amerykańskie.
Nieustannie poszerza się tam strefa ubóstwa oraz społecznego
wykluczenia i związanych z tym patologii. W skali globalnej powiększa
się przepaść między krajami bogatymi a najbiedniejszymi, zwłaszcza
w czarnej Afryce, gdzie nierzadkie jest zjawisko endemicznego głodu. W
tej chwili można już zaobserwować symptomy nadciągającego kryzysu. Ten
model rozwoju gospodarczego będzie bardzo trudny do utrzymania.
Gwałtowny wzrost cen ropy naftowej, wyczerpywanie się jej zasobów oraz
niespotykany dotąd wzrost cen żywności dotykają ludzi na całym świecie.
Także tych, którym do niedawna zaczęło się trochę lepiej powodzić.
Ponad 2 mld Chińczyków i Hindusów nie zrezygnują łatwo z tego, co udało
się im osiągnąć w ostatnich kilku latach. Dla tych ludzi wzrost poziomu
życia oznaczał między innymi możliwość najedzenia się do syta.
Potencjał społecznej frustracji, zarówno w krajach bogatych jak
i rozwijających się, szybko rośnie i może grozić wybuchem. To stawia
pod znakiem zapytania słuszność wybranej obecnie drogi rozwoju. Być
może zasoby planety są zbyt ograniczone, by ludzkość mogła sobie
pozwolić na stały wzrost poziomu konsumpcji.
Czy chcemy tego,
czy nie Polska funkcjonuje na globalnym rynku i jest poddana zjawiskom
na nim zachodzącym, także tym negatywnym. Gwałtowny wzrost cen
żywności, pnące się cały czas w górę ceny benzyny, prądu i gazu
odczuwają wszyscy, choć oczywiście w różnym stopniu. Najbardziej
dotykają najuboższych, którzy znaczącą część swojego budżetu
przeznaczają na żywność i bieżące opłaty rachunków. Szacuje się, że
około 10 proc. Polaków zaczęło już biednieć. W grupie tej są osoby
niepełnosprawne, bezrobotni i rodziny z czterema i więcej dziećmi.
Narzekają na drożyznę wszyscy, zgodnie z tzw. efektem niepokoju. Zawsze
straty wyżej ważą niż zyski. W odczuciu wielu z nas wzrost wynagrodzeń
(średnio o 10 proc.)mniej się liczy niż to, że w sklepach musimy
zostawiać coraz więcej pieniędzy.
– Nie straszmy ludzi. Nie ma
i nie będzie kryzysu światowego – twierdzi prof. Jan Winiecki. Mamy do
czynienia w nałożeniem się cyklu surowcowego na cykl koniunkturalny.
Dzieje się tak wówczas, gdy nagle przyspiesza popyt i podaż nie jest
w stanie za nim nadążyć. Dostosowanie potrwa 7–10 lat. Przed nami więc
gdzieś 5–6 lat wzrostu cen. Niestety, inflacja będzie rosnąć, bo raz
nakręcona jest trudna do zatrzymania. Wystąpiła w Polsce, bo dzieje się
tak na całym świecie. W kraju popełniono też błędy. Główny to nieudana
polityka monetarna. Zdaniem prof. Dariusza Filara, członka Rady
Polityki Pieniężnej, inflacja ma u nas również cechy typowo polskie.
Napędzają ją rosnące wynagrodzenia, za którymi nie nadąża wzrost
wydajności pracy. Jest to więc inflacja popytowa. Gdzie indziej jest
ona przede wszystkim efektem wyższych cen paliw i żywności. Musimy
wiedzieć, że gospodarka światowa co kilka lat przechodzi przez okres
turbulencji. Po tym czasie wszystko się normalizuje.
Obecnie
inflacja w Polsce wynosi 4,6 proc., według Eurostatu jest to 4,3 proc.
W innych krajach unijnych też rośnie i jej poziom jest wyższy niż
u nas. Jak ją zatrzymać, głowią się rządy wszystkich państw Wspólnoty.
Na pewno oprócz wzrostu cen, nakręcają ją rynki finansowe. Według prof.
Witolda Orłowskiego odrywają się one coraz bardziej od rzeczywistości.
Prowadzą wirtualne transakcje. Handlują na przykład dwukrotnie większą
ilością żywnością niż się jej wytwarza w świecie. To są bardzo
ryzykowne gry, których konsekwencje mogą być trudne do przewidzenia.
Czeka nas w każdym razie dekada kłopotów. Polska wchodzi w okres
stagflacji.– Przy tanim kapitale, zaczęto inwestować w coraz bardziej
ryzykowne przedsięwzięcia. Jakie będą tego skutki, wkrótce się
przekonamy. Martwi mnie, że NBP tylko w 1/4 przyczyn inflacji w kraju
wskazuje na własne działania. Przecież walka z nią całkowicie leży
w gestii banku centralnego – uważa Jacek Rostkowski, minister
finansów.Podobne zdanie ma też Jerzy Pruski, prezes PKO BP. Działania
rządu mogą mieć tylko funkcję wspomagającą. Instrumenty gaszenia
inflacji są w rękach NBP. Dziwią słowa prezesa Skrzypka, który
wyjaśniając, dlaczego nie są podwyższane stopy procentowe, stwierdził,
że obawia się zahamowania wzrostu gospodarczego. Taki pogląd zaskakuje
ekonomistów. Inflacja jest bowiem zawsze groźniejsza niż spowolnienie
rozwoju gospodarki.
Teresa HurkałaFot. autorka
artykuł "Zielony Sztandar"
W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.
W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
- Analityki ruchu na naszych serwisach
- Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
- Personalizowania reklam
- Korzystania z wtyczek społecznościowych
Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).
W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.
Lista Zaufanych Partnerów
Wyrażam zgodę