Skradziono bonsai komendanta policji
Z gabinetu komendanta wojewódzkiego policji w Białymstoku ktoś przed dwoma miesiącami ukradł drzewko bonsai. Sprawa była ukrywana w największej tajemnicy. My dowiedzieliśmy się o niej od samych policjantów - napisze na swojej stronie internetowej Gazeta Wyborcza. Jak podaje dziennik policjanci aby odzyskać drzewko przeprowadzili wewnętrzne śledztwo, bo roślina była warta ponad tysiąc złotych. Zagadkę zniknięcia bonsai rozwiązała sprzątaczka.
Roślina nieoczekiwanie zginęła z gabinetu gdy odwołany został poprzedni komendant Adam Mularz. Bonsai było na tyle duże i ciężkie, że - jak się przypuszcza - nie mogła tego zrobić jedna osoba.
- Sprawę potraktowano niezwykle poważnie – mówił dziennikarzom Gazety informator policjant. - Nie wiadomo też było, w jaki sposób rabusie weszli do gabinetu, bo nie używali do tego kluczy.
Rozpoczęły się dyskretne przesłuchania pracowników komendy oraz przeszukiwanie budynku (wewnątrz nie ma monitoringu). Mimo wszystko o poszukiwaniach zrobiło się głośno.
Wtedy nagle drzewko znalazło się na strychu komendy. Winę za kradzież próbowano zrzucić na elektryków, którzy w ostatnim czasie często w tym miejscu przebywali.. ale powiedzieli, że nie dadzą się wrobić.
Wtedy jak podaje Wyborcza zagadkę zniknięcia bonsai rozwiązała sprzątaczka. Widziała jak ok. godzinę przed rozpoczęciem pracy komendy (godz. 6.30) drzewko wynosi naczelnik wydziału kryminalnego komendy. Oficjalna wersja zdarzenia jest jednak zupełnie inna – pisze Gazeta Wyborcza i przytacza wypowiedź rzecznika prasowego wojewódzkiej policji, który tłumaczy, że naczelnik drzewko wziął z korytarza gdy je wystawiono z gabinetu aby zrobić tam remont.
zobacz: Jak skradziono drzewko komendanta policji - Gazeta Wyborcza