Pijany lekarz?
Prokuratura rejonowa prowadzi postępowanie wyjaśniające, które ma odpowiedzieć na pytanie: Czy lekarz łomżyńskiego pogotowia ratunkowego przyjechał na wezwanie pijany?
Dziennikarzom nie udało się wtedy skontaktować z lekarzem. Nie tylko oni jednak mieli problem. Kilkadziesiąt minut później Janusz M. skończył dyżur, nie brał już udziału w wyjazdach ekipy pogotowia. Prokuratorzy i policja znaleźli go w domu dopiero po 18-stu godzinach. - Twierdził, że źle się czuje, przyjmował kroplówkę – mówi Jacek Cholewicki z Prokuratury Rejonowej. Mijały następne minuty. Funkcjonariusze, na polecenie prokuratora, wrócili z lekarzem, który miał zbadać stan chorego, i - Zdecydować czy możliwe jest pobranie krwi w celu przeprowadzenia badań retrospektywnych – mówi Cholewicki. Drzwi w domu Janusza M. były wtedy zamknięte. - Problemem w wyjaśnieniu całej sprawy może być też to, że o całym zajściu dowiedzieliśmy się zbyt późno – mówi nadkomisarz Krzysztof Leończak z Komendy Miejskiej Policji. W doniesieniach medialnych pojawia się też kwestia zbyt późnego zgłoszenia sprawy na policję przez pracowników pogotowia. „- Nakazałem całej załodze karetki zgłosić się na komendę po dyżurze, który kończył się o godz. 20 „– twierdzi w wypowiedzi dla Gazety Współczesnej Grzegorz Wasilewski, dyrektor pogotowia. „– To normalna procedura w wypadku, gdy podejrzewa się, że ktoś z ekipy ratowniczej jest pod wpływem alkoholu” - dodaje. Ekipa na policję się zgłosiła, jednak lekarza wśród nich nie było. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, zeznania innych członków załogi karetki pogotowia nie potwierdzają jakoby zauważyli oni coś dziwnego w zachowaniu Janusz M., a tym bardziej podejrzewali stan upojenia alkoholowego.
- W efekcie zaginiony lekarz sam skontaktował się w miniony wtorek z policją, twierdząc, że czas ten spędził na oddziale zakaźnym łomżyńskiego szpitala – przyznaje podinspektor Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej w Białymstoku, który relacjonował to wydarzenie w niedzielnym programie informacyjnym telewizji TVN.
Sprawą zajmuje się teraz prokuratura. W tej chwili przesłuchiwani są wszyscy, którzy mieli jakikolwiek kontakt z lekarzem w tym dniu. Policja ma sprawdzić też bilingi z telefonów, których wykonano w związku ze sprawą wezwania pogotowia ratunkowego do chorego chłopca. Być może wtedy też wyjaśniony zostanie wątek czasu. Idąc tropem publikowanych przez służby i media godzin, w których miało miejsce całe zajście, między innymi czas wezwania pogotowia, nie sposób nie odnieść wrażenia, że działo się to dopiero po relacji z tego wydarzenia, którą mieli okazję oglądać widzowie ogólnopolskiej telewizji.