środa 5.07.2006
Kurier Poranny - Utonęło już dwunastu! Gazeta Współczesna - Jak igła szuka Niteczki Gazeta Współczesna - Z braku krwi przekładane są operacje Gazeta Współczesna - Czekamy na zakaz Gazeta Wyborcza - Co dalej z ŁKS-em Łomża?
Kurier Poranny - Utonęło już dwunastu!
Jedenaście dni i pięć utonięć! Od maja dwanaście! Jeszcze nigdy początek wakacji nie był tak tragiczny, a podlaskie rzeki i jeziora tak niebezpieczne. Wczoraj kolejna ofiara...
To straszny rekord, bo przez całe ubiegłoroczne wakacje utonęło 16 Podlasian. Wody trzeba się bać, dlatego należy zabronić młodzieży kąpieli w miejscach niestrzeżonych, a małych dzieci non stop pilnować. W niedzielę w Wasilkowie dziecko przebywało dwadzieścia minut pod wodą, a rodzice szukali go w innych miejscach.
Wczoraj byliśmy świadkami dramatu w miejscowości Babiki w powiecie sokólskim. W niewielkim stawie zginął czternastolatek. Utonął w poniedziałek, ale dopiero wczoraj zakończyła się akcja poszukiwania ciała.
- Przyjechał nad wodę z trzema kolegami, ale żaden z nich nawet nie zauważył, jak zniknął pod wodą - mówili na miejscu policjanci z Sokółki. - Jeden spał na brzegu, dwóch innych odeszło gdzieś na chwilę. A on zdjął koszulkę i wszedł do wody...
Nie chcą wierzyć...
Wtorek, zbliża się godz. 11. Przy brzegu pływa niewielka, czerwona bojka. Pod nią podczepiony jest już chłopak. Pół godziny wcześniej trafili na niego płetwonurkowie sprowadzeni specjalnie z Augustowa.
- Znaleźli go szybko - oceniają policjanci. - Leżał na dwóch metrach...
Na brzegu grupka gapiów. Przy samochodzie rodzina. Policjanci czekają jeszcze tylko na prokuratora z Sokółki. Bez niego nie mogą wyłowić ciała. Ewa Czarnul pojawia się końcu około 11.20. Po chwili słychać głośne krzyki i płacz... Rodzice nie mogą się pogodzić, że to ich syn... Dotykają ciała, zaglądają pod złocistą folię, którą nakryto ciało. Sąsiedzi ze spuszczonymi głowami rozchodzą się do domów.
więcej: Kurier Poranny - Utonęło już dwunastu!
Gazeta Współczesna - Jak igła szuka Niteczki
O dobrego fachowca coraz trudniej – zgodnie podkreślają pracodawcy. Ci najlepsi wolą dobrze zarabiać, ale już poza granicami kraju. A młodzież wybiera ogólniaki, a nie zawodówki.
Krawcowych, które dobrze potrafią szyć nie mogę znaleźć już od dłuższego czasu. Trzy przyjąłbym od zaraz – mówi właściciel zakładu krawieckiego w Łomży, który podpisał korzystny kontrakt z Chinami, ale by się z niego wywiązać zleca szycie innym firmom. Sam nie znalazł wykwalifikowanych pracowników.
W podobnej sytuacji są właściciele zakładów stolarskich i firm budowlanych. Poszukiwani są też cukiernicy.
– Szukamy jednego pracownika, ale nie jest łatwo. Czesto trafiają się niedouczeni kandydaci, tacy których wszystkiego trzeba nauczyć od poczatku – mówi Barbara Cendrowska, współwłaścicielka zakładu cukierniczego w Łomży. – O dobrego cukiernika dziś bardzo trudno.
W urzędach pracy w regionie są oferty pracy dla ludzi, którzy mają konkretny fach w ręku. Poszukiwani są tynkarze, murarze, ślusarze, piekarze i cukiernicy, a sotatnio też kierowcy.
Zawód z certyfikatem
Pracodawcy szukają specjalistów, a w szkołach zawodowych wcale nie ma zbyt wielu chętnych, by uczyć się konkretnego fachu.
– Krawcowych nie kształcimy już od pięciu lat, bo było zero zainteresowania tym kierunkiem – przyznaje Artur Ciborowski, dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących w Łomży. – W tym roku w zawodówce zebraliśmy tylko pół klasy murarzy, drugie pół dołożymy monterów.
Po reformie szkolnictwa zawodówki opustoszały.Młodzi ludzie wolą uczyć się w technikach lub liceach. Zdaniem dyrektorów szkół, powoli ten trend będzie się zmieniał.
więcej: Gazeta Współczesna - Jak igła szuka Niteczki
Gazeta Współczesna - Z braku krwi przekładane są operacje
Latem odwiedza nas już od lat, niestety, znacznie mniej dawców – ubolewa Anna Ogrodnik-Wycik, kierowniczka łomżyńskiego oddziału Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Białymstoku. – Ofiarni społecznicy wyjeżdżają za granicę, zatrudniają się do prac sezonowych, a młodzież szkolna i studenci wyruszają na wakacyjne szlaki.
Czynnych krwiodawców, czyli takich, którzy dzielą się „darem życia” przynajmniej raz w roku, jest w Łomżyńskiem ponad 2 tysiące. Kiedy ich poświęcenia zabraknie, zdarzają się dni, kiedy brakuje krwi w magazynach stacji krwiodawstwa.
– Od początku wakacji kilka razy wstrzymywaliśmy na dzień czy dwa planowe zabiegi aż do chwili uzupełnienia zapasów – mówi kierownik stacji. – Biorcy po wypadku czy podczas długiej operacji potrzebowali tak dużo krwi jednej grupy, że mieliśmy obawy, czy starczy tego „leku”.
Dziś, jak w każdą pierwszą środę miesiąca, stacja w szpitalu wojewódzkim przy al. Piłsudskiego w Łomży czeka na krwiodawców w godz. 7. 30 – 17.30 (w inne dni do 13. 30).
więcej: Gazeta Współczesna - Z braku krwi przekładane są operacje
Gazeta Współczesna - Czekamy na zakaz
Stały monitoring stanu drogi 61 zarządził burmistrz Grajewa. Od poniedziałku, kiedy drogę otwarto dla tirów, leżące przy niej miasta coraz bardziej się korkują.
– U nas jest najgorzej, bo tu krzyżują się dwie drogi krajowe – podkreśla Krzysztof Waszkiewicz, burmistrz Grajewa. – A droga 61 jest miejscami w kiepskim stanie. Pod Rajgrodem po prostu się zapada. A stan budynków przy niej jest po prostu katastrofalny.
Fatalnie jest też w Łomży. Taksówkarze mówią o całych kawalkadach tirów, przejeżdżających nocą i nad ranem przez miasto. Główne drogi są zapchane, zwłaszcza że prowadzone są intensywne prace drogowe: budowane rondo przy wjeździe od strony Ostrołęki, zamknięta ulica w dzielnicy przemysłowej. W podłomżyńskiej Piątnicy również wykonywane jest rondo. Tam kierowcy jadący z i do Białegostoku stoją w potężnych korkach.
– Ruch jest większy, ale utrudnień większych nie ma – uważa z kolei nadkom. Krzysztof Leończak, oficer prasowy łomżyńskiej policji.
więcej: Gazeta Współczesna - Czekamy na zakaz
Gazeta Wyborcza - Co dalej z ŁKS-em Łomża?
Wiele wskazuje na to, że powstanie sportowa spółka akcyjna, która ma uratować przeżywającą problemy finansowe II-ligową drużynę ŁKS-u Browar Łomża. Do treningów wrócił trener Jerzy Engel junior i kilku piłkarzy
W poniedziałku na zajęciach, które nadzorował trener juniorów Dariusz Kosakowski, ćwiczyło ledwie kilku zawodników z szansami na grę w II lidze. Wczoraj było zupełnie inaczej. Trening poprowadził Engel junior. On i piłkarze wierzą, że sportowa spółka akcyjna, jeśli powstanie i przejmie łomżyński zespół od stowarzyszenia ŁKS, zapewni mu byt.
- Jestem w Łomży i czekam na rozwój wydarzeń - tłumaczy swój powrót z Warszawy Engel. - Jarosław Poteraj z zarządu klubu zapewnił mnie, że sportowa spółka powstanie. Potrzeba na to kapitału początkowego w wysokości pół miliona złotych, co już powinno wystarczyć na stabilność w klubie do końca roku. W tym czasie - mam nadzieję - spółka zacznie prężnie działać i będzie dobrze - z wypowiedzi trenera powiało optymizmem. Ale tylko na chwilę.
Od strony sportowej straconego czasu nie da się odrobić. Wcześniejszych planów przygotowań nie da się zrealizować. Jeśli zaś chodzi o kadrę, to trzon III-ligowej drużyny można jeszcze utrzymać. Z zawodników, których Engel widział dalej w ŁKS-ie, być może odejdą tylko: Marcin Truszkowski (jeśli Zagłębie Lubin zapłaci za niego kilkaset tysięcy złotych) i Marcin Łukaczyński (miał dość czekania i znalazł sobie nowego pracodawcę). Jednak ten zespół wymagał poważnych wzmocnień, a to już w znacznym stopniu zostało zaniedbane.
- Gracze, których sobie wypatrzyłem, trenują już w większości z innymi zespołami II, a nawet I ligi - mówi Engel. - Na razie namówiłem do przyjazdu do Łomży tylko Grzegorza Sobiecha (ostatnio bramkarza w Nowym Mieście Lubawskim). Ale i on nie może czekać za długo. Bez umowy to mogę ja trenować, bo mi się nie spieszy. Piłkarze muszą trzymać się klubów, które ich chcą i mają solidniejsze podstawy organizacyjne. Wierzę, że w tym tygodniu nasza spółka powstanie i będziemy mogli coś proponować zawodnikom. Może jeszcze uda się jakoś sklecić skład. Może ktoś z mojej listy jeszcze przyjdzie. Na razie odmawiają, wiedzą, co tu się dzieje - kończy Engel.
więcej: Gazeta Wyborcza - Co dalej z ŁKS-em Łomża?