środa 25.01.2006
Gazeta Współczesna - Psy na muszce Gazeta Współczesna - Zamknięte gabinety Gazeta Współczesna - Bak nad ogniskiem Gazeta Wyborcza - Krwawy alarm na Podlasiu Kurier Poranny - Premia? Nie, dziękuję
– Maks był u nas pięć lat, nie mogę odżałować jego straty, był bardzo dobrze ułożony – żali się Wiesław Mojkowski, rolnik z Czajek. Strażnik koła łowieckiego zastrzelił mu kilka dni temu psa. Mieszkańcy twierdzą, że to nie pierwszy taki przypadek w okolicy, kiedy pies ginie... od kuli myśliwego.
W domu Mojkowskich, właścicieli zastrzelonego psa, wychowuje się roczna dziewczynka.
– Wiktoria karmiła Maksa, on ją uwielbiał, był bardzo łagodny – wspomina Wiesław Mojkowski. – Sąsiedzi przynosili mi dla niego jedzenie, bardzo go lubili.
Kule dla Maksa, Mundka i Cygana
Feralnego dnia Mojkowski wybrał się na spacer z Maksem do lasu za domem.
– W pewnym momencie straciłem go z oczu – wspomina rolnik. – Wołałem, krzyczałem. Nie wracał, więc poszedłem do domu.
Gdy i tu psa nie było, właściciel zaczął go szukać.
– Leżał zastrzelony na polu, obok leżały jeszcze dwa inne martwe psy – wspomina Mojkowski.
Mundek i Cygan należały do jego sąsiadów.
– Cygan to był nasz ukochany kundelek – ze łzami w oczach wspomina Ewa Czajkowska.
– Znaleźliśmy go na polu, oczy miał już wydziobane przez ptaki – dodaje jej mąż, Marek Czajkowski, sołtys Czajek. – Widział go nasz czternastoletni syn, do dziś prześladuje go ten widok.
Wszystkie psy zginęły od kuli. Podejrzenie padło na Tadeusza F., łowczego okręgu myśliwskiego.
– Zgadza się, odstrzeliłem wtedy trzy psy, był nawet ze mną na kontroli łowiska pan Włostowski, łowczy okręgowy z Łomży i łowczy z Warszawy – przyznaje Tadeusz F., strażnik łowiecki ze wsi Idźki Młynowe ( gm. Sokoły). – Patrzymy, pod karmnikiem leżą wielkie psy. Nawet mnie zapytali, czemu ich nie odstrzelę.
więcej: Gazeta Współczesna - Psy na muszce
Gazeta Współczesna - Zamknięte gabinety
– Dyrekcja NFZ dalej nas lekceważy i kolejne rozmowy nie przyniosły rozstrzygnięcia – mówił wczoraj z rezygnacją Tomasz Poznalski, szef Oddziału Stomatologów Porozumienia Zielonogórskiego w województwie podlaskim, po spotkaniu w Białymstoku z przedstawicielami Podlaskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia. – Przedstawiliśmy ofertę, która nie spowoduje zwiększenia nakładów finansowych ani zmiany przepisów. A NFZ usztywnił stanowisko.
Tymczasem władze Funduszu uważają, że było to jedynie spotkanie robocze, nie negocjacyjne.
– Takie może przeprowadzać jedynie komisja, która rozpatruje oferty – informowała dziennikarzy Grażyna Pawelec, rzecznik POW NFZ. – Omówiliśmy, jakie nakłady na opiekę dentystyczną możemy ponieść. Nie zgodziliśmy się, m.in na podniesienie stawki za leczenie, bo są lekarze, którzy zgodzili się pracować za mniejsze pieniądze.
Pawelec zapewnia też, że nie ma też mowy o dyskryminacji lekarzy z Łomżyńskiego, co sugerowali tutejsi stomatolodzy.
– W Białymstoku też kilkadziesiąt gabinetów będzie musiało zniknąć – podkreśliła Grażyna Pawelec.
więcej: Gazeta Współczesna - Zamknięte gabinety
Gazeta Współczesna - Bak nad ogniskiem
Farelki, grzejniki i silne lampy, tzw. kwoki, to tylko niektóre sposoby walki z mrozem. Jeden z kierowców z Rydzewa, próbując uruchomić samochód, ogrzewał nad ogniskiem... bak z paliwem. Strażacy notują w związku z takimi pomysłami coraz więcej pożarów.
– Całe szczęście, że na dworze panowała niska temperatura i paliwo był dość gęste – komentuje niefrasobliwość kierowcy z Rydzewa mł. kpt. Zdzisław Chorosz, zastępca komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Grajewie. – Dzięki temu benzyna jedynie się zapaliła, a nie doszło do eksplozji całego zbiornika.
To skrajny przykład zachowań ludzi, którzy wszelkimi sposobami próbują walczyć z mrozem.
– W ostatnim okresie mamy bardzo dużo wezwań do pożarów na strychach i w piwnicach – informuje st. kpt. Paweł Pupek, rzecznik PSP w Kolnie. – Ludzie wszelkimi sposobami próbują dogrzać mieszkania. Niestety, bardzo często np. przewody kominowe są niedrożne i stąd biorą się pożary.
Także rolnicy zmagają się ze skutkami mrozów. Wykorzystują, m. in. „kwoki”, czyli silne żarówki, które dają bardzo dużo ciepła. Rolnicy często stosują je do ogrzewania malutkich zwierząt, np. cieląt i prosiąt.
– Tych urządzeń od dawna nie można już używać – podkreśla kpt. Sławomir Mieczkowski z łomżyńskiej straży. – Jednak rolnicy nie zważają na to i ustawiają je najczęściej w nieodpowiednich miejscach, blisko materiałów łatwopalnych.
więcej: Gazeta Współczesna - Bak nad ogniskiem
Gazeta Wyborcza - Krwawy alarm na Podlasiu
Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa posiada minimalne zapasy krwi. Jeśli dziś ruszą wstrzymane od soboty operacje na oddziale kardiochirurgii szpitala klinicznego - może jej zwyczajnie zabraknąć
Krew w Podlaskiem przechowywana jest w magazynach Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Służy wszystkim szpitalom w mieście i województwie. Pochodzi od honorowych dawców. W samym Białymstoku zgłasza się ich codziennie od dwudziestu do nawet setki - głównie młodzież. Niestety, prawdopodobnie ferie sprawiły, że w ostatnich dniach dawców było mniej.
- W tej chwili stan naszych zapasów wygląda tragicznie. Najbardziej brakuje tych najpopularniejszych grup: 0( i A( - alarmuje Barbara Radziwon z działu dawców i ekspedycji regionalnego centrum.
W tej chwili cała krew wykorzystywana jest na bieżąco. Zabiegi w szpitalach nie są odwoływane. Ale dziś na oddziale kardiochirurgii szpitala klinicznego mają zostać wznowione (po czterodniowej przerwie w wykonywaniu operacji, spowodowanej piątkowym zatruciem personelu).
- Jedna taka operacja wymaga średnio sześciu jednostek krwi, klinika dziennie wykonuje ich kilka. My w zapasach mamy po kilka jednostek - mówi Radziwon. - O pomoc już poprosiliśmy służby mundurowe.
więcej: Gazeta Wyborcza - Krwawy alarm na Podlasiu
Kurier Poranny - Premia? Nie, dziękuję
Tak Urszula Łapińska, szefowa podlaskiego NFZ odpowiedziała swojemu szefowi, kiedy ten zaproponował jej coroczną nagrodę. Dlaczego? Bo uznała, że byłoby to nie w porządku wobec jej pracowników, którym parę miesięcy temu obniżyła pensje.
Na ile miałaby opiewać nagroda od prezesa Jerzego Millera? Tego Urszula Łapińska nie chciała zdradzić. Wiadomo jednak, że byłaby to suma rzędu kilku tysięcy złotych. Dyrektorzy z centrali NFZ kilka dni temu dostali po 8-9 tysięcy premii, zaś w ubiegłym roku były dyrektor podlaskiego NFZ Adam Kurluta zainkasował nagrodę w wysokości 8 tysięcy złotych. Wówczas też podzielił między swoich pracowników 150 tysięcy zł.
Chude czasy
Jednak na tym skończyły się dobre czasy dla urzędników przy Pałacowej. W czerwcu nowa dyrektor podlaskiego NFZ obniżyła im pobory o 210 złotych, zlikwidowała część stanowisk kierowniczych i zwolniła kilkunastu pracowników (obecnie w podlaskim NFZ pracuje ich około stu).
– Wówczas podpisaliśmy porozumienie ze związkami zawodowymi. Zobowiązaliśmy się, że jeśli zostaną jakiekolwiek pieniądze z funduszu wynagrodzeń, to przekażemy je pracownikom w postaci premii – wyjaśnia Grażyna Pawelec, rzeczniczka podlaskiego Narodowego Funduszu Zdrowia.
Zostało zaledwie 27 tysięcy złotych. To niewiele, zwłaszcza w porównaniu z innymi wojewódzkimi oddziałami NFZ. W dolnośląskiem na premie dla pracowników poszło 290 tysięcy złotych, na Śląsku – 200 tysięcy zł, w Małopolsce – 196 tysięcy zł.
– Nam starczyło na to, żeby większości pracowników wypłacić po około 200 złotych. Ci, którzy stracili stanowiska kierownicze, dostali nieco więcej – mówi Grażyna Pawelec.
więcej: Kurier Poranny - Premia? Nie, dziękuję