Helena Jakowicka po latach przypomniana
Przy okazji niedawnego 70-lecia Archiwum Państwowego w Białymstoku Oddział w Łomży przypomnieliśmy również pierwszą kierowniczkę tej instytucji Helenę Jakowicką. Sprawowała swą funkcję bardzo krótko, represjonowana i zwolniona z pracy po aresztowaniu męża, przedwojennego oficera. Kierująca Archiwum Danuta Bzura nie tylko dotarła do kolejnych informacji na temat poprzedniczki Donaty Godlewskiej, ale nawiązała też kontakt z Wojciechem Jakowickim, urodzonym w Łomży synem pani Heleny. Dzięki temu możemy przedstawić losy rodziny Jakowickich, która po powrocie z Syberii nie zaznała w komunistycznej Polsce spokoju.
Powiatowe Archiwum Państwowe w Łomży, podlegające Archiwum Akt Nowych w Warszawie, zostało powołane na mocy zarządzenia naczelnego dyrektora Archiwów Państwowych z dnia 28 lipca 1952 roku. Jednak jego przyszła kierowniczka Helena Jakowicka już 10 czerwca podpisała, obowiązującą od 20 czerwca, umowę o pracę. Zajmowała to stanowisko bardzo krótko, bowiem już 1 października zastąpiła ją Donata Godlewska. Do niedawna nie było wiadomo, dlaczego Helena Jakowicka przestała tak nagle być kierownikiem łomżyńskiego archiwum, ale Danuta Bzura zdołała to ustalić, poznając przy tym szczegóły jej biografii.
– Jeszcze niedawno pani Helena Jakowicka – pierwsza kierowniczka naszego Archiwum, była dla nas osobą anonimową – mówi Danuta Bzura. – Z okazji 70-lecia Archiwum podjęliśmy starania, aby dowiedzieć się o niej więcej i przywrócić jej pamięć. Udało nam się dotrzeć do jej syna – dr Wojciecha Jakowickiego, urodzonego zresztą w Łomży, który udzielił informacji na temat swojej mamy oraz udostępnił kilka fotografii. I tak, Helena Jakowicka z domu Kościukiewicz, córka Jana i Emilii z Krasowskich, urodziła się 16 maja 1916 roku w miejscowości Oszmiana (obecnie Białoruś). Po ukończeniu gimnazjum w rodzinnym mieście podjęła studia humanistyczne na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie (ukończyła 3 lata).
Przed II wojną światową mieszkanka Bielska Podlaskiego, żona lekarza weterynarii. W 1941 roku przesiedlona wraz z całą rodziną (córką, rodzicami, bratem) na Syberię. Po powrocie do Polski w 1946 roku zamieszkała z rodziną w Łomży, gdzie jej mąż, absolwent Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie, podjął pracę jako Powiatowy Lekarz Weterynarii. Represjonowana w czasach stalinowskich, wówczas to, po krótkim okresie zatrudnienia, zwolniono ją ze stanowiska kierowniczki Powiatowego Archiwum Państwowego w Łomży. Pod koniec 1953 roku rodzina Jakowickich przeniosła się do Kętrzyna. Po śmierci męża (1976 r.) w roku 1988 Helena Jakowicka przeprowadziła się do Elbląga (mieszkała tam jej córka), w którym to mieście zmarła w 2002 roku. Pochowana jest, wraz z mężem i rodzicami, na naszym starym cmentarzu przy ul. Kopernika.
Wojciech Jakowicki uzupełnia, że jego ojciec Czesław Jakowicki (1908-1976) został aresztowany przez Rosjan latem 1940 roku. Przenoszono go do różnych więzień, aż z Bielska Podlaskiego i z Białegostoku trafił do Łomży. Jako przedwojenny oficer został skazany na pięć lat łagru, ale agresja Niemiec na ZSRR sprawiła, że nie został wywieziony.
– Ojciec opowiadał, że kiedy strażnicy uciekli, udało mu się ze współwięźniami wydostać z celi – mówi Wojciech Jakowicki. – On nie zastanawiał się długo, uciekł na jakieś pola, ukrył się, ale ci, którzy pozostali w mieście, nie mieli tyle szczęścia, bo po powrocie Rosjan zostali przez nich od razu rozstrzelani.
Podobny los spotkał brata Heleny Eugeniusza, w roku 1941 aresztowanego przez NKWD, a ona wraz zresztą rodziny, w tym z trzyletnią córką Aliną, została wywieziona na Syberię. Powrócili z niej po pięciu latach i po odnalezieniu Czesława przeprowadzili się.
Łomża, aresztowanie i represje
– Zamieszkaliśmy w Łomży – napisała Helena Jakowicka we wspomnieniach, znajdujących się w postaci maszynopisu w archiwum Wojciecha Jakowickiego. – Mąż miał bardzo dużo pracy, ale młodość i zapał dodawały sił. Utrapieniem były stałe naciski, którym nigdy nie uległ, by zapisał się do partii. Był więc ciągle na cenzurowanym. 6 stycznia 1951 r., po powrocie z towarzyskiego przyjęcia, został aresztowany pod zarzutem sabotażu.
W czasach stalinowskich był to bardzo poważny zarzut, ale akurat w tym przypadku wyssany z palca. Czesław Jakowicki na zlecenie Centrali Mięsnej badał prosięta i warchlaki, wysyłane z województwa białostockiego na tak zwane Ziemie Odzyskane. Konwojenci zaniedbali zwierzęta – jak podaje Wojciech Jakowicki, pamiętający to z opowiadań ojca, paszę sprzedali, a pieniądze przepili – tak więc na miejsce przeznaczenia dotarły one martwe lub w fatalnym stanie. Jednak konwojenci w procesie zostali uniewinnieni. Skazano za to na trzy lata więzienia Czesława Jakowickiego, cztery kolejne osoby otrzymały zaś wyroki od roku do czterech lat.
– Po moich interwencjach w kilku ministerstwach, po 14-tu miesiącach, 3 marca 1953 r. mąż wrócił do domu – sprawa została umorzona – wspominała Helena Jakowicka. – Na moją interwencję w Sądzie Najwyższym o wznowienie procesu w celu uniewinnienia (męża – red.) otrzymałam z prokuratury białostockiej wiadomość, że akta sprawy zostały w listopadzie 1963 r. oddane na makulaturę. Po aresztowaniu męża także byłam szykanowana, zwolniono mnie z pracy w Archiwum Akt Nowych, pomimo tego, że byłam jedynym żywicielem rodziny. W lipcu 1951 r. urodziłam syna, a poza tym mieszkała u nas moja mama, już jako wdowa (jej mąż Jan Kościukiewicz, pracujący jako felczer w Piątnicy, zmarł w roku 1950 – red.). Do mieszkania drzwi wyłamali żołnierze, na rozkaz majora z WKR-Łomża, by zająć gabinet męża. Nie pomogły nawet telefoniczne interwencje ówczesnego I Sekretarza partii (w Łomży). Szafy z instrumentami lekarskimi i biurko męża z przyborami myśliwskimi zostały niby opieczętowane, ale widziałam jak major cały sprzęt myśliwski bezczelnie zabrał. To była zwyczajna grabież.
Dalsze losy i symboliczny powrót do Łomży
Nic więc dziwnego, że po tym wszystkim rodzina Jakowickich wyprowadziła się z Łomży do Kętrzyna, gdzie pan Czesław podjął pracę w zawodzie, a pani Helena zajęła się dziećmi i domem.
– Ojciec nie tylko spędził kilkanaście miesięcy w więzieniu, ale został również zwolniony z pracy – mówi Wojciech Jakowicki. – Wcześniej podejmował pracę na zasadzie nakazów, o czym wiem z zachowanych dokumentów, ale akurat w tym Kętrzynie był chyba wakat, możliwość objęcia stanowiska i rodzice z tego skorzystali, bo ojciec został kierownikiem lecznicy zwierząt. Wspomnienia tych wydarzeń czasem przewijały się w rodzinnych rozmowach, ale ojciec nie opowiadał o wszystkim – choćby o Katyniu dowiedziałem się znacznie później. Poza tym w mojej osobie nie znajdował, z racji mojego wieku, odpowiedniego słuchacza, a siostry nie było już w domu, więc nie bardzo miał komu o tym opowiadać. A po latach wyszło tak, że rodzice spoczywają w Łomży. Dziadek zmarł jako pierwszy, obok niego została pochowana babcia. Ojciec początkowo spoczął w Kętrzynie, ale po śmierci mamy uznaliśmy, że powinni leżeć wszyscy razem. Mama została więc od razu pochowana w Łomży, a tatę ekshumowaliśmy. Teraz te wspomnienia wróciły.
Zainteresowanie osobą mojej mamy zaskoczyło mnie kompletnie, bo z jej pamiętników wiedziałem o tym wszystkim, o epizodzie pracy w łomżyńskim Archiwum, ale było to jednak coś bardzo krótkiego. Zostało jednak w mojej pamięci, tak więc kiedy zadzwoniła do mnie pani w nim pracująca z prośbą o informacje, wiedziałem o co chodzi i chętnie ich udzieliłem, również dowiadując się przy tym czegoś nowego o swoich rodziacach.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia i fragmenty pamiętnika Heleny Jakowickiej z archiwum i dzięki uprzejmości Wojciecha Jakowickiego.