poniedziałek 5.12.2005
Gazeta Współczesna - A wieś nadal płonie Gazeta Współczesna - Granie w pałacu Kurier Poranny - Operacja: rodzina Gazeta Wyborcza - Łapanka na giełdzie
– Boimy się okropnie, tu stodoła przy stodole stoi, a w niej cały dorobek życia – rozpacza pani Jamiołkowska ze wsi Brok koło Wysokiego Mazowieckiego. – Co to będzie, jak ktoś i nas podpali. Od ósmego lipca co kilka tygodni płonie we wsi jeden budynek gospodarczy. Ostatnio – w sobotę.
– Jakbym dorwała tego gnoja, to bym, mu nogi z d... powyrywała – mówi zdenerwowana pani Jarnicka, której stodoła spłonęła ostatnia. – Tyle roboty się marnuje.
Cała rodzina, wraz z dziećmi i wnukami zbiera zboże ocalałe z pożaru. Pomaga im sąsiad Tadeusz Olichwierowicz. „Jego” już spalono.
– Nasze stodoły stykają się szczytowymi ścianami – pokazuje Krzysztof Jarnicki. – Jak pożar wybuchł u sąsiada, był wieczór. Wrażenie niesamowite. Trzaskające niemiłosiernie płaty eternitu i buchające płomienie. Stracił inwentarz.
U Jarnickich palić zaczęło się też wieczorem. Na szczęście szybko na miejsce przyjechała straż pożarna i zdołała uratować ich zabudowania, ale też wiele stracili.
– We wsi to już nikt nie wierzy, że to samo się dzieje – ocenia Stanisław Kosowicz. – Już po trzecim pożarze było wiadomo, że ktoś celowo to robi.
Po Tadeuszu Olichwierowiczu spalił się jednocześnie dobytek Zbigniewa Olichwierowicza i Ireneusza Legucia. Ich stodoły też się stykały.
– Może podpalacz dwie naraz podpalił, żeby nie uratowano jak tamtych – myśli na głos Henryk Gromadzki z Broku.
więcej: Gazeta Współczesna - A wieś nadal płonie
Gazeta Współczesna - Granie w pałacu
Trzyletni Mateusz Łempicki z Łempic koło Ciechanowca obiecał tacie, że zagra, ale w ostatniej chwili trochę się stremował. – Nie wejdę na schody – zapowiedział. Dał się jednak namówić i wydobył dźwięki z trąby kilkakrotnie od siebie dłuższej. W nagrodę otrzymał owacje widzów.
W sobotę i niedzielę do Muzeum Rolnictwa im. księdza Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu zjechali uczestnicy Konkursu Gry na Instrumentach Pasterskich.
– Z wielką przyjemnością witam na jubileuszowym 25. konkursie – powiedziała Dorota Łapiak, dyrektor muzeum. – Bardzo cieszy to, że tradycja wykonywania instrumentów i grania na nich nie ginie.
Ćwierć wieku „Ligawki” mają w wydaniu ogólnopolskim (a od kilku lat też międzynarodowym). Mieszkańcy okolic Ciechanowca, zwłaszcza z Łempic, zaczęli się spotykać jeszcze kilka lat wcześniej.
– Ja jestem już 27. raz – mówi Kazimierz Łempicki, tata Mateusza. – Grał na ligawce brat mojego ojca, gram ja, moje dzieci, dzieci moich sióstr. Przed konkursem aż echo po wsi niesie jak w każdym obejściu próbują.
więcej: Gazeta Współczesna - Granie w pałacu
Kurier Poranny - Operacja: rodzina
Ordynator chirurgii w Łapach, Stanisław Zaręba tak troszczył się o edukację syna, studenta medycyny, że pozwalał mu pomagać w operacjach. Nie powiedział o tym dyrektorowi. Kiedy sprawa wyszła na jaw - a ordynator stracił pracę - z oddziału zniknęła książka operacyjna. Policja znalazła ją w domu Zarębów.
Stanisław Zaręba to w Łapach znana postać. - Słyszałem o nim różne krytyczne opinie. Ale miarka się przebrała, kiedy dowiedziałem się, że w prowadzonych przez niego operacjach w sposób czynny uczestniczy jego syn, student szóstego roku medycyny - mówi Roman Czepe, poseł PiS, mieszkaniec Łap. - To jest niezgodne z prawem i etyką lekarską. Dlatego wysłałem w tej sprawie oficjalne pismo do dyrekcji szpitala.
Nowy asystent
Bogdan Kalicki, dyrektor szpitala w Łapach dopiero wtedy dowiedział się o sprawie. - Nic o tym nie wiedziałem. A powinienem. Przecież osoba, która uczestniczy w zabiegach musi mieć badania lekarskie, zezwolenie na praktyki i umowę ze szpitalem - mówi Bogdan Kalicki.
Zaczął wyjaśniać sprawę. Zebrał pisemne oświadczenia od pracowników i w czwartek rozwiązał umowę ze Stanisławem Zarębą.
Ale na tym sprawa się nie skończyła. Jeszcze tego samego dnia okazało się, że na chirurgii zniknęły książki operacyjne. - Z tego co wiem, były tam wpisy, że w operacjach uczestniczył syn doktora Zaręby - mówi Bogdan Kalicki.
A trzeba wiedzieć, że książka operacyjna to część dokumentacji medycznej. Za jej fałszowanie, udostępnianie osobom trzecim, a tym bardziej zagubienie grozi odpowiedzialność karna. - Te dokumenty są objęte tajemnicą lekarską. Nie mają prawa ginąć. Powinny być przechowywane przez 20 lat - wyjaśnia profesor Jan Stasiewicz, szef Okręgowej Izby Lekarskiej w Białymstoku.
więcej: Kurier Poranny - Operacja: rodzina
Gazeta Wyborcza - Łapanka na giełdzie
Prawie 160 samochodów skontrolowali w niedzielę policjanci i celnicy podczas wspólnej akcji przeprowadzonej na białostockiej giełdzie samochodowej
Policjanci z oddziału prewencji, ze służb laboratoryjnych, dochodzeniowych i kryminalnych oraz celnicy przez pół dnia obstawiali wszystkie dojazdowe drogi do giełdy na Krywlanach. Sprawdzali pochodzenie aut i zobowiązania podatkowe osób, które samochody sprowadziły z krajów Unii Europejskiej. To była kolejna tego typu akcja. Policjanci i celnicy organizują je średnio co dwa miesiące.
- Chcemy wyeliminować z ruchu pojazdy nie dopuszczone do jazdy na terenie Polski i przyłapać osoby, które nie uregulowały należności celnych i podatkowych - powiedział nam Jacek Dobrzyński, rzecznik podlaskiej policji.
Skontrolowano w sumie 156 samochodów. Sprawdzano m.in. stan techniczny aut oraz trzeźwość kierowców. Celnicy odnotowali ponad pięćdziesiąt przypadków nieopłacenia podatku akcyzowego od sprowadzonych samochodów (tym, którzy granicę przekroczyli pięć dni temu, grożą sprawy karno-skarbowe). Ponadto policjanci ukarali mandatami siedemnaście osób, które kierowały pojazdami niedopuszczonymi do ruchu (z powodu np. nieważnych tablic rejestracyjnych).
więcej: Gazeta Wyborcza - Łapanka na giełdzie