Z drabiną strażacką na neurologię
15 strażaków z Łomży przyjechało trzema zastępami do Szpitala Wojewódzkiego w Łomży z długą na 40 metrów drabiną. Mieli zgłoszenie w poniedziałek po południu, że w jednym z pomieszczeń na oddziale neurologii wybuchł pożar. W tym samym czasie personel medyczny z 6. piętra starał się ewakuować ponad 20 pacjentów. Nie można było wykorzystać żadnej z wind, żeby nie ryzykować, że utknie z ludźmi w środku na którymś piętrze.
Szpital Wojewódzki co pewien czas organizuje ćwiczenia ewakuacyjne, polegające na wspólnym ze strażakami epizodzie praktycznym i omówieniu akcji, w celu wskazania mankamentów działania i poprawieniu poszczególnych elementów. Ćwiczenia były okazją do przetestowania drabiny, która ma wysuw na odległość 40 metrów. Specjalistyczny samochód z drabiną SCD 40 - są warte około 2 i pół miliona złotych - wjechał na wewnętrzny dziedziniec pod najwyższy pawilon A z oddziałami łóżkowymi. Czterech strażaków schodami dostało się na oddział, skąd personel medyczny starał się ewakuować ponad 20 "pacjentów"- pozorantów.
- Można było przetestować nowe urządzenie, które może obsługiwać znacznie wyższe budynki - informuje brygadier Grzegorz Wilczyński z Komendy Miejskiej PSP w Łomży. - Kierowca pojazdu z drabiną musi mieć uprawnienia i doświadczenie w operowaniu specjalistycznym sprzętem. Drabina zakończona jest koszem, którym transportuje się ratownika lub osobę ewakuowaną z okna lub dachu, jeśli nie ma możliwości zejścia schodami.
Gdy zabraknie jednego człowieka
Gaszenie pożaru, wykrytego przez czujki systemu sygnalizacji w budynku, ułatwiło działko wodne na szczycie drabiny, wysuniętej na około 20 metrów. Posługiwanie się taką długą drabiną zależy w dużym stopniu od miejsca, gdzie jest rozstawiona. Jeśli w dużej odległości od budynku, to mniejszy kąt nachylenia zmniejsza wysokość, jaką można osiągnąć z kosza. Im bliżej stoi, tym wyżej sięga.
Oprócz gaszenia pożaru, strażacy przeszukiwali wszystkie pomieszczenia, a wtedy okazało się, że nie ewakuowano do miejsca bezpiecznego jednej osoby. Na szczęście, ocalała w trakcie ćwiczenia. W sumie epizod na oddziale neurologii i omówienie popełnionych błędów zajęły ponad 2 godziny w gronie dyrekcji, personelu i osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo przeciwpożarowe.
- W razie prawdziwego pożaru, który oby nie wybuchł, pracownicy oddziału umieliby przeprowadzić ewakuację pacjentów nawet z 6. piętra - ocenia optymistycznie brygadier Grzegorz Wilczyński.
Mirosław R. Derewońko