Białe Wilki płyną tratwą do Płocka
Żeglarze z 1 Wodnej Maszewskiej Drużyny Harcerzy Bractwa Harcerskiej Bandery Białe Wilki płyną samodzielnie zbudowaną tratwą do Płocka. W ciągu ponad dwóch tygodni pokonają Szlakiem Wodnym im. Stefana Batorego blisko 600 kilometrów. W piątek dopłynęli z Wizny do Łomży i z plaży miejskiej następnego dnia wyruszyli w dalszą podróż. – Co roku w ramach Wodnej Szkoły Życia, projektu realizowanego przez nasze Bractwo, uczymy dzieciaki od podstaw zasad żeglugi, poruszania się po akwenach wodnych, rzekach i jeziorach – mówi podharcmistrz Krzysztof Nowacki, zarazem komandor Bractwa Harcerskiej Bandery oraz samego spływu.
Dla Białych Wilkówt to już siódma wyprawa tego typu, zorganizowana we współpracy z Państwowym Gospodarstwem Wodnym Wody Polskie i RZGW w Białymstoku. 10-osobowa załoga wyruszyła 24 lipca ze śluzy Kurzyniec, granicznej śluzy kanału Augustowskiego. Codziennie pokonują od 19 do 44 kilometrów. Rejs miał zakończyć się 14 sierpnia w Elblągu (dystans 896 km), ale z powodu problemów technicznych na dalszym odcinku trasy będzie miał finał 8 sierpnia w rodzinnym mieście drużyny Płocku, po przepłynięciu 580 km. Dla harcerzy – najmłodsi mają 11 lat, a tylko dwóch brało wcześniej udział w takim rejsie – to nie tylko świetna przygoda, ale też szkoła życia na wodzie, obejmująca również wcześniejsze przygotowania do wyprawy.
– Sami budują tratwy czy łodzie, na których się poruszamy, dbają również o nie w ciągu roku – mówi Krzysztof Nowacki. – Wiele też uczą się podczas takich spływów: bardzo ważna jest tu przede wszystkim umiejętność zgrania się podczas pobytu przez dłuższy czas na tak małej przestrzeni jak pokład tratwy. Stają się więc prawdziwym zespołem: każdy, jak w normalnej załodze, ma wachty, na przykład kuchenną czy porządkową, pełni służbę, zresztą sami układają sobie grafiki. Moja rola ogranicza się tu tylko do pilnowania kwestii bezpieczeństwa i samej żeglugi po rzece, do czego nie mają jeszcze uprawnień i są fizycznie troszkę za słabi.
Jak podkreślają organizatorzy harcerze podczas wyprawy uczą się zasad bezpiecznego wypoczynku nad wodą, dbałości o środowisko oraz poznają walory turystyczne miejsc położonych na trasie.
– To dodatkowa atrakcja spływu – potwierdza phm. Nowacki. – Poza samym płynięciem bardzo miło i sympatycznie spędzamy więc czas, zwiedzamy, spotykamy fantastycznych ludzi. Nawet nie planujemy za bardzo tych naszych wypadów, co warto zobaczyć podpowiadają nam ludzie na miejscu. Oczywiście są miejsca, które trzeba zobaczyć, jak choćby Wiznę, miejsce walk w 1939 roku czy poznać historię Kanału Augustowskiego. Dbamy też o stronę duchową wyprawy i co niedziela jest msza święta w jakimś fajnym kościółku. Wieczorem mamy ogniska, zawsze trochę pośpiewamy, dużo również rozmawiamy, co też przynosi fantastyczne wyniki, czego potwierdzenie mamy od rodziców czy ze szkoły.
– Jestem już w harcerstwie cztery lata, ale dotąd nie mogłem popłynąć, bo udział jest od jedenastu lat – mówi jeden z uczestników. – W tym roku udało się i jest bardzo fajnie, a najfajniej, jak się kąpiemy! – Zawsze też zwiedzamy – dodaje kolejny harcerz. – W Łomży zwiedziliśmy centrum, byliśmy w dwóch kościołach, na wieży widokowej (wieży ciśnień) i jeszcze w kilku sklepach.
– Najfajniejsze jest to, że wszystko dzieje się tak, jakbyśmy byli na obozie, bo często jesteśmy w lesie, dużo zwiedzamy, a do tego jesteśmy na wodzie, a ja kocham ten wodny żywioł – podsumowuje Bartłomiej Borowski, uczestniczący w spływie już po raz trzeci i dowodzący młodszymi kolegami. – Jest to też niezłe wyzwanie, bo na tak małej powierzchni trzeba być dobrze zorganizowanym, nie może być kłótni, ale dajemy radę.
Chociaż obecny rejs jeszcze trwa, to wodniacy z Białych Wilków mają już sprecyzowane plany na dalsze lata, o ile oczywiście nie będzie kolejnych lockdownów.
– Tę tratwę zmodernizujemy, bo jest to już jej czwarty rejs, będziemy też budować nową – zapowiada Krzysztof Nowacki. – Mamy coraz więcej harcerzy chętnych na spływy, jest też drużyna dziewcząt, która również chciałaby brać udział w tych spływach. Przygotujemy więc dla nich tę mniejszą tratwę, a flagową, dłuższą o trzy metry, będziemy budowali – na razie szukamy sponsorów na silnik, a jak się uda, to przyszłorocznym spływie będą uczestniczyć co najmniej dwie jednostki.
Wojciech Chamryk