Koronoankieta
W soboty, niedziele i święta, zlecone przez lekarzy iniekcje (zastrzyki) wykonywane są w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Szpitala Wojewódzkiego w Łomży.
Choć, jak słyszymy w radiu i telewizji, pandemia koronawirusa „jest w odwrocie”, przy wejściu do SOR każdy zgłaszający się pacjent (nie tylko na zastrzyk) przechodzi swoistą procedurę wstępną. Sprawdza się temperaturę jego ciała, bada liczbę oddechów na minutę, a przede wszystkim pacjent wypełnia ankietę (opracowaną 04.04.2020). Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że – jak wynika z jej tytułu – jest to „ankieta pacjenta zgłaszającego się z powodu podejrzenia zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2”. Choć powodem mojej wizyty w SOR nie było podejrzenie COVID, musiałem wypełnić i podpisać ankietę. Uznałem więc, że powinienem skreślić tę część jej tytułu, która mnie nie dotyczy.
Tak też uczyniłem, parafując skreślenie. Wtedy usłyszałem, że nie zostanę wpuszczony do SOR. Wyjaśniłem więc, że nie przybyłem w związku z COVID, a – co więcej – legitymuję się Unijnym Certyfikatem Covid. Niewiele to pomogło, a stanowczość pana „kwalifikującego” do wejścia jeszcze się wzmogła. Zapytałem więc tylko, czy po każdym potencjalnie zainfekowanym pacjencie dezynfekuje się pulsoksymetr, którem badane są oddechy pacjentów, długopisy którymi pacjenci wypełniają ankiety, krzesło... a na koniec dodałem, że nie mam do tego pana pretensji o tę procedurę, bo wiem, że nie jest to jego wymysł. Nie wiem, czy to zmieniło podejście do mnie, ale – ostatecznie – wszedłem do SOR i zrealizowano mi zlecony zastrzyk.
I to już koniec tej dziwnej historyjki o dziwnej ankiecie, którą „muszą wypełniać wszyscy”.
Tylko po co?
Tadeusz Babiel